- Usługi na rynku reprezentacji poszkodowanych w wypadkach powinny być świadczone tylko przez podmioty profesjonalne - mówi Bartosz Kwiatkowski, adwokat

Od początku roku weszły w życie nowe przepisy, które pozwalają prokuratorowi wystąpić o przydzielenie pełnomocnika z urzędu dla poszkodowanych w wypadkach. Przedstawiciele samorządu adwokackiego wskazują, że to pomoże objąć te osoby profesjonalną pomocą prawną. Pan jednak jest sceptyczny wobec tych twierdzeń. Dlaczego?
Stawki za obronę z urzędu są takie, że wszyscy na tyle dobrzy, by radzić sobie na rynku, od tych spraw uciekli. Dlatego wśród świadczących taką pomoc pozostają w coraz większym stopniu tylko adwokaci, którzy muszą przy nich pozostać. Trzymając się spraw odszkodowawczych i rentowych – tu najczęstsza stawka z urzędu będzie wynosić 2,4 tys. zł. Za takie pieniądze nie da się poprowadzić takiej sprawy. Choćby dlatego, że sądy odmawiają zwracania kosztów procesu. A samo zebranie dokumentacji i jej skserowanie jest bardzo kosztowne – bo czasami liczy ona tysiące stron. A to nie tylko koszty papieru i tuszu, lecz także czas, długie godziny przy kserokopiarce, za które nikt nie zapłaci. A my musimy te dokumenty załączyć, by sąd mógł przekazać je biegłemu, żeby ten miał obraz całej sprawy, a przeciwnik nie podnosił, że coś zostało nieudowodnione. Bo może się okazać, że bez tego nasz klient, choćby bardzo poszkodowany, nie dostanie rekompensaty. Sam pozew w takich sprawach może mieć z załącznikami kilkaset stron. Pełnomocnik wyczerpałby więc te 2,4 tys. zł już na etapie pisania pozwu. Zresztą ludzie i tak nie chcą pełnomocników z urzędu!
Z czego to wynika?
My, adwokaci, nie jesteśmy omnibusami i siłą rzeczy nie znamy się na wszystkim. Wyznaczanie pełnomocników do spraw z dziedzin, na których się nie znają, odbywa się ze szkodą dla klienta. Gdy popełnił czyn zabroniony, powinien trafić do specjalisty od sprawa karnego, a nie np. od spraw alimentacyjnych. Podobnie było przy niedawnych zmianach w k.p.c. wprowadzających reprezentację z urzędu dla poszkodowanych w wypadkach. Ludzie będą więc woleli iść do tzw. kancelarii odszkodowawczych, które współpracują z wyspecjalizowanymi pełnomocnikami, niż czekać, aż prokurator wyznaczy im z urzędu przypadkowego prawnika. Nowe przepisy wiele nie zmieniły, bo już wcześniej każdy mógł wnioskować o przyznanie pełnomocnika z urzędu. Ale tych wniosków nie było wiele w porównaniu z liczbą spraw o rentę czy odszkodowanie. Bo albo pokrzywdzeni korzystali już z usług kancelarii odszkodowawczych, albo znaleźli całkiem dobrą kancelarię adwokacką i rozliczali się z nią np. w ratach. Brak pełnomocnika z urzędu nie blokował nikomu możliwości dochodzenia swoich praw.
Jak zatem adwokatura może odebrać choć część rynku kancelariom odszkodowawczym?
Znormalizowanie tego rynku może się odbyć wyłącznie przez wprowadzenie wymagania, by usługi tego typu mogły być świadczone tylko przez podmioty profesjonalne. Jednak przy obecnej sile tych kancelarii jest to niemożliwe do przeforsowania. Choćby dlatego, że pracują dla nich dziesiątki adwokatów i radców prawnych.
A czy nieodpłatna pomoc prawna, świadczona również przez pełnomocników w specjalnych punktach, nie wpływa na częstsze korzystanie przez klientów z usług adwokatów i radców prawnych?
Nie w przypadku rent spowodowanych wypadkiem komunikacyjnym. Bo aby napisać pozew w takiej sprawie, potrzeba wielu godzin. Nie wiem nawet, ile dyżurów (po 4 godz.) trzeba by na to poświęcić. Ta pomoc obejmuje tylko najprostsze sprawy, a klienci zapisywani są co pół godziny. Nie wspominam już, że w niektórych punktach trzeba nawet prosić o papier do ksero. A żeby zacząć pisać pozew, trzeba mieć pełnomocnictwo od klienta, a potem wysłać do kilku instytucji wnioski o wykonanie kopii całej dokumentacji medycznej i przesłanie jej na adres kancelarii. Potem trzeba to wszystko przeczytać i dopiero można siąść do pisania.
Może rozwiązaniem byłoby powołanie osobnego „biura pełnomocników z urzędu” na wzór krajów anglosaskich?
Tak, ale tego w Polsce nikt nie zrobi. Trzeba by tam bowiem zatrudnić pełnomocników na umowie o pracę, tak jak np. w prokuratorii generalnej. I oni świadczyliby usługi z urzędu na rzecz wskazanych klientów. To mogłoby zadziałać, ale nie w ramach nieodpłatnej pomocy prawnej.
Rozmawiał Szymon Cydzik