Są książki i książki. Jedne czyta się z zapartym tchem, a drugie odstawia na półkę z zamiarem przeczytania, jak będzie czas. A jak to wygląda z książkami dla prawników?

Zapewne hitami są komentarze. Pozostałe książki, a raczej ich autorzy, koncentrują się na tzw. twardej wiedzy. Jedne są zapewne ciekawe, inne nie. Kontynentalni prawnicy szukają wiedzy i komentarzy do niej, a jeśli zaś pojawi się wyjątkowo jakaś książka z zakresu miękkich umiejętności, to i tak napiszą ją teoretycy.
Nie mam nic przeciwko prawnikom zajmującym się na uczelniach wiedzą prawniczą i piszącym książki. Ale czyż nie bardziej przemawiającym argumentem do potencjalnego czytelnika jest to, że jej autor jest praktykiem? Można pisać np. o negocjacjach i nigdy nie siadać do profesjonalnych negocjacji? Można. Czy jest to jednak przekonywujące? I czy zawartość książki pomoże mi lepiej negocjować?
Kupiłem kiedyś wyjątkowo grubą książkę o marketingu usług prawniczych napisaną przez znających się niewątpliwie na tej dziedzinie wiedzy profesorów kilku zacnych zagranicznych uczelni. Zainspirowała mnie do napisania kilku felietonów. W praktyce kancelaryjnej niestety nie pomogła mi w niczym. A może problem jest gdzie indziej: prawnicy, którzy są praktykami, nie chcą pisać książek o soft skills? A może ci, ktorzy mają głęboką prawniczą wiedzę, nie potrafią jej praktycznie przetłumaczyć? A może my prawnicy nie chcemy ich kupować i dlatego wydawnictwa nie oferują nam takich książek?
Kiedy byłem na jednej z konferencji zagranicznych w Stanach Zjednoczonych, którym to konferencjom towarzyszą obowiązkowo wydawnictwa prezentujące swoje książki, wziąłem do ręki książkę „Emerytura dla prawników”. Spodziewałem się, że jest poświęcona budowaniu planów finansowo-emerytalnych. I jakież było moje głębokie zdziwienie, gdy okazało się, że publikacja opisuje sposoby zakończenia prawniczej ścieżki kariery zawodowej. Nie wycofania się z niej, ale dalszego funkcjonowania w spółce prawniczej w mniej aktywny sposób i dalszego partycypowania w ,mniejszym stopniu w osiąganych zyskach! To partycypowanie to właśnie emerytura. Nie była to jedyna książka, którą wziąłem do ręki. Kolejna była równie ciekawa. Prawnicy wykonujący praktykę samodzielnie stanowią absolutnie wyróżniającą się podgrupę zawodową. Napotykają problemy, z którymi muszą radzić sobie sami i to nie tylko z dziedziny stricte zawodowej ale i zarządzania mini kancelarią. O ile ci z kancelarii średnich, małych i wielkich pracują razem, wspierają się, mają możliwość przedyskutowania problemów – to ci, którzy pracują, solo, są sami. Stanowią największą grupę nie tylko w USA, ale i w Wielkiej Brytanii i w Polsce. Dostrzega się to w krajach anglosaskich: są nieco innym biznesem, mają inne potrzeby i inną specyfikę zawodu. I dla nich są specjalnie im dedykowane książki. Inna ciekawa obserwacja: tym, którzy dopiero zaczynają karierę zawodową, czyli tzw. start upom, szukającym jakichkolwiek wskazówek na ten temat (przecież konkurencja im nie pomoże), proponuje się książki właśnie na ten temat. To inna specyficzna grupa, ale nie pozostawiona sama sobie – w książkach znajdują to, czego potrzebują. Są jeszcze książki o prowadzeniu kancelarii, o komunikacji, o obsłudze klienta, przekonywaniu i budowie argumentacji w procesie sądowym, o budowaniu umów... ba o rodzajach wynagradzania, a nawet o sposobach wystawiania faktur. Anglosaskie podejście jest inne, ponieważ docenia drugą stronę kompetencji prawniczych, czyli miękkich umiejętności. Niestety polscy prawnicy w zasadzie nie przeczytają na temat praktycznych możliwości rozwiązań swoich problemów w żadnej z polskich książek. Bo ich po prostu nie ma.