NBA sprzedała wideo z popisem umiejętności LeBrona Jamesa za 250 mld dolarów. Nabywca zbioru cyfrowych grafik "Everydays:The First 5000 Days” amerykańskiego artysty Mike’a Winkelmanna (znanego jako Beeple) zapłacił za nie ponad 69 mln dolarów. CryptoKitty o imieniu Dragon został sprzedany za ponad 170 tys. dolarów. Gdzie tkwi fenomen obrotu wirtualną sztuką, którą może mieć każdy.

Tokenizacja sztuki – przydatna czy problematyczna?

NFT (non-fungible token) jest niewymienialnym, unikalnym zapisem elektrotechnicznym powiązanym z danym obiektem. NFTs nadają danemu egzemplarzowi unikatowości. Tokeny są pewnego rodzaju certyfikatami uwierzytelniającymi, umożliwiającymi również ich przeniesienie albo sprzedaż. Można porównać je do aktu własności. Nabycie NFT rejestrowane jest w blockchainie, w którym wpisy są niezmienne.

NFTs stwarzają nieznane dotąd możliwości dla twórców potwierdzania własności i autentyczności inkorporowanego w ich ramach utworu. Na tym też polega wartość komercyjna tokenów. Jednocześnie jednak nie są one pozbawione problemów prawnych.

NFT utworu należącego do domeny publicznej może bowiem zostać sfałszowany, a osoba, która tego dokonała twierdzić, że posiada prawa autorskie do aktywów stanowiących jego podstawę jako oryginalnego utworu. Alternatywnie, dana osoba może naruszyć prawa do utworu, poprzez nieprawdziwe przedstawianie swojej osoby jako autora lub właściciela praw autorskich do bazowego utworu inkorporowanego w ramach NFT. Powyższe związane jest z anonimowością, jaką zapewnia blockchain.

Co kupujemy stając się właścicielem NFT?

Nabywający NFT staje się właścicielem konkretnej kopii albo wersji utworu, określonej przy pomocy NFT w postaci unikalnej cyfrowej formuły. Każda NFT składa się z kodu utrwalonego w formie inteligentnego uwierzytelnienia, który stanowi dowód własności i który przechowywany jest na blockchainie. Nabyty „przedmiot” jest zatem niematerialny i unikalny, nie można go wymienić właśnie ze względu na te niepowtarzalne właściwości. To czyni go wartościowym i atrakcyjnym dla potencjalnych nabywców.

Nabycie NFT nie jest jednak równoznaczne z nabyciem praw autorskich (w jakimkolwiek zakresie i na jakichkolwiek polach eksploatacji) do utworu bazowego, do którego NFT się odnosi. Nabycie praw autorskich, w tym tych inkorporowanych w NFT, podlega bowiem osobnym regulacjom i formalnościom. To, że dostaniemy od cioci pożółkłą fotografię z jej albumu, nie oznaczy automatycznie, że posiadamy prawa autorskie do wykorzystania tego zdjęcia w reklamie. Przeniesienie praw do nośnika nie wiąże się automatycznie z przeniesieniem praw autorskich do utworu utrwalonego w danym nośniku. To, że nośnik nie ma formy materialnej, nie zmienia tej prawidłowości.

Oczywiście w ramach danego porozumienia, czy też umowy pomiędzy uprawnionym do utworu i nośnika (zapisu), a nabywcą, można by, za jednym zamachem, uregulować pozyskanie całości praw. Jest jeden kłopot. Zasady i formalizmy obrotu NFT i praw autorskich (póki co) regulowane są skrajnie odmiennie. NFT bazuje na blokchainie, anonimowości, a transakcje ich dotyczące nie znajdują staroświeckiego potwierdzenia w formie papierowej.

Zgoła odmiennie wygląda obrót prawami autorskimi. Osobiste prawa autorskie do digital art – jak w przypadku każdego utworu – pozostają przy jego twórcy i co do zasady nie są w ogóle przenoszalne. Prawa majątkowe, choć mogą zostać przeniesione, to należy pamiętać, że krajowe przepisy (w tym obowiązujące w Polsce i wielu innych krajach) jednoznacznie wskazują, że do tego niezbędne jest zachowanie forma pisemna. A wdrożenie tej formy wydaje się niemożliwe w formule cyfrowego portfela i pełnej anonimowości, które zapewnia blockchain, rządzący obrotem NFT.

Licencje na NFT?

Ktoś powie zatem, że komercjalizacja digital art może nastąpić w formie umów licencji niewyłącznych. Te dla swojej ważności nie wymagają zachowania formy pisemnej. Autor określając pola eksploatacji, na których nabywca może korzystać z danego digital art określa również, czy może on używać utworu w sposób komercyjny, czy musi poprzestać na użytku osobistym lub edukacyjnym. Dla przykładu, warunki używania CryptoKitties umożliwiają nabywcom NFTs na komercyjne wykorzystanie kotów, z zastrzeżeniem, że przychód z tego tytułu nie przekroczy 100 tys. dolarów rocznie.

Niektóre transakcje dotyczące NFTs regulowane są przez „inteligentne umowy”. Przy zakupie określają one i automatycznie dostosowują prawa i obowiązki zarówno sprzedawcy, jak i nabywcy. Mogą – oprócz podstawowych i koniecznych postanowień – uwzględniać również inne, jak np. dotyczące możliwości dystrybucji środków na zapłatę tantiem za każdym razem, gdy NFT będzie odsprzedawany.

I taką „digitalną” formułę obrotu przyjęto już dawno np. w internetowych bankach zdjęć lub bankach muzyki. Problem jednak w tym, że większość mechanizmów biznesowych eksploatacji przedmiotu digital art, szczególnie tych nastawionych na generowanie pokaźnych jednostkowych zysków, zakłada pewną formę własności lub co najmniej wyłączności bądź monopolu decyzyjnego co do danego obiektu. A to wymagałoby już zachowania formy pisemnej. A poza tym, czy NFT nie zakłada właśnie, że prawa do niego mają mieć charakter przenoszalny, ale wieczysty?

A może jednak wystarczająca byłaby własność zapisu (NFT) i jedynie licencja na utwór (opisany NFT)? Ale czy wtedy ktoś nie „wydłubie” utworu z zapisu (NFT) i nie przeniesie go do nowego NFT? Unikatowość zostałaby utracona raz na zawsze. Tak jak i istota NFT.

Popularność cyfrowej sztuki i NFTs rośnie. Prawo, nie pierwszy to już raz, zdyszane biegnie za biznesem i technologią i próbuje nadążyć. Pytanie tylko, czy w tym wypadku wystarczy gonić króliczka, czy jednak w końcu trzeba go złapać?

Krzysztof Czyżewski, adwokat i Katarzyna Jedynak-Gierada, aplikant rzecznikowski