Wysoko postawiony urzędnik ministerstwa zdrowia, który bierze udział w prywatnym spotkaniu dwóch dużych firm farmaceutycznych, stawia się w sytuacji konfliktu interesów. Nawet jeśli nie udowodniono mu, że dopuścił się czynu zabronionego, sądy powinny starannie zbadać tę sprawę – wynika z orzeczenia Europejskiego Trybunału Strasburgu w sprawie przeciwko Polsce.

11 lat temu do Andrzeja Stankiewicza i Małgorzaty Soleckiej, dziennikarzy „Rzeczpospolitej” zgłosił się dyrektor polskiego oddziału koncernu farmaceutycznego M.S.D. z informacją, że szef gabinetu politycznego ministra zdrowia Waldemar Deszczyński zażądał od niego milionów dolarów łapówki w zamian za umieszczenie leku produkowanego przez jego firmę na liście leków refundowanych. Niedługo potem w dzienniku ukazał się spory materiał na ten temat zatytułowany “Leki za miliony dolarów” opisujący okoliczności prywatnego spotkania dwóch firm z branży farmaceutycznej, w której uczestniczył szef gabinetu ministra. W odpowiedzi Deszczyński wystąpił do sądu rejonowego z powództwem przeciwko dziennikarzom i wydawcy gazety o naruszenie dóbr osobistych. Zarzucił im, że oskarżenie, jakie padło w artykule pod jego adresem zostało oparte na niesprawdzonych informacjach, których źródłem byli przedstawiciele firmy farmaceutycznej. Od pozwanych domagał się opublikowania przeprosin oraz 500 tys. zł zadośćuczynienia (później ograniczył swoje żądania do 50 tys., które miały być przekazane na cele charytatywne). Sąd rejonowy oddalił jednak powództwo, uznając, że dziennikarze mieli podstawy, aby uważać szefa firmy farmaceutycznej za wiarygodne źródło. Wprawdzie sąd przyznał, że dobra osobiste Deszczyńskiego zostały naruszone, ale podkreślił, że Stankiewicz i Solecka nie popełnili czynu niedozwolonego w rozumieniu art. 24 kodeksu cywilnego, ponieważ dochowali wymogów należytej staranności przy zbieraniu i opublikowaniu materiału.

Deszczyńki odwołał się od wyroku, wskazując, że dyrektor koncernu farmaceutycznego nie uczestniczył nawet w spotkaniu, na którym miała rzekomo paść propozycja łapówki, a zatem jego wersja wydarzeń nie może być traktowana jako wiarygodna. Jego zdaniem biznesmen miał także powody, aby podjąć próbę zdyskredytowania jego osoby. Sąd doszedł do wniosku, że postawienie Deszczyńskiemu tak poważnego zarzutu jak żądanie łapówki było w istocie równoznaczne z przestępstwem oraz działaniem na szkodę jego reputacji. Zdaniem sądu apelacyjnego dziennikarze nie dopełnili standardów należytej staranności podczas przygotowywania artykułu, gdyż nie podjęli próby dotarcia do jednego z kluczowych uczestników feralnego spotkania oraz nie uwzględnili istotnych okoliczności podważających wiarygodność dyrektora firmy farmaceutycznej jako źródła. Ostatecznie Stankiewicz i Solecka zostali uznani za winnych naruszenia dóbr osobistych powoda. Sąd Najwyższy nie uwzględnił ich skargi kasacyjnej, zasadniczo zgadzając się z rozstrzygnięciem sądu apelacyjnego.

W 2007 r. Stankiewicz i Solecka wystąpili ze skargą do trybunału w Strasburgu, w której zarzucili polskim władzom naruszenie art. 10 konwencji (wolność wyrażania opinii), podkreślając, że ich artykuł opisywał sprawę istotną z punktu widzenia interesu publicznego. Sędziowie trybunał zauważyli, że sąd apelacyjny zlekceważył fakt, że szef gabinetu politycznego ministra, biorąc udział w prywatnym spotkaniu z udziałem dwóch firm farmaceutycznych, postawił się w sytuacji konfliktu interesów. Granice dozwolonej krytyki w przypadku osób pełniących funkcje publiczne są natomiast szersze niż w przypadku osób prywatnych. Szczególne zdziwienie trybunału wzbudziło to, że Sąd Najwyższy i sąd apelacyjny zdawały się w ogóle nie przejąć faktem, że jeden z wysoko postawionych urzędników resortowych uczestniczył w negocjacjach między dwiema firmami farmaceutycznymi na temat ich wspólnych przedsięwzięć, całkowicie niezwiązanych ze sprawami publicznymi.
Co więcej, zarzuty postawione w materiale dziennikarskim bezpośrednio przyczyniły się do wszczęcia postępowania karnego w sprawie rzekomej propozycji korupcyjnej złożonej przez wysoko postawionego urzędnika. Mimo że śledztwo zostało ostatecznie umorzone z braku wystarczających dowodów, to biorąc pod uwagę, że trwało ono ponad trzy i pół roku, nie można ignorować tych zarzutów. W opinii trybunału dziennikarze w swojej pracy wykazali się profesjonalizmem, a treść i wydźwięk ich artykułu miały bardzo wyważony charakter.

Z tych powodów ETPC orzekł, że ingerencja w prawo do wolności wyrażania opinii przez media nie była wystarczająco uzasadniona i polski rząd jest winny naruszenia art. 10 konwencji.

Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z 14 października 2014 r. w sprawie Stankiewicz i inni przeciwko Polsce (sygn. 48723/07)