Polska podpisała Konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej w grudniu 2012 r. W kwietniu br. Rada Ministrów podjęła uchwałę w sprawie przedłożenia do ratyfikacji Konwencji i przyjęła projekt odpowiedniej ustawy, które - jak podkreślał premier Donald Tusk - kończą rządowy etap prac. Teraz zgodę na ratyfikację w drodze ustawy wyrazić musi Sejm, na tej podstawie dokona jej prezydent.

Projekt będzie miał teraz drugie czytanie na posiedzeniu plenarnym. Jeśli nie zostanie ponownie odesłany do komisji, głosowanie nad nim mogłoby się odbyć jeszcze w tym tygodniu.

Dyskusja na temat projektu podczas posiedzenia sejmowych komisji sprawiedliwości i praw człowieka oraz spraw zagranicznych trwała około trzech godzin. Ostatecznie posłowie nie zgodzili się na odrzucenie go w pierwszym czytaniu, o co wnioskowało Prawo i Sprawiedliwość.

Posłowie przeciwni ratyfikacji Konwencji przekonywali, że jest ona nacechowana ideologicznie, niezgodna z konstytucją i niepotrzebna, gdyż polskie prawo dostatecznie chroni przed przemocą.

Wskazywali, że może być ona sprzeczna z konstytucyjnymi zasadami: równości wobec prawa, gdyż faworyzuje kobiety, ochrony małżeństwa i rodziny oraz prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.

Większość posłów z komisji nie podzieliła tych wątpliwości.

Polska złoży cztery zastrzeżenia i dwie deklaracje (oświadczenia) do konwencji. Zastrzeżenia mają wąski charakter i mają zagwarantować spójność rozwiązań prawa krajowego z konwencją. Natomiast jedna z deklaracji mówi o stosowaniu konwencji przez Polskę zgodnie z postanowieniami naszej konstytucji, druga wyjaśnia zakres możliwej pomocy konsularnej, która będzie udzielana cudzoziemcom przez polskich konsulów. Po tym, jak rząd zaakceptował wniosek o ratyfikację, premier Donald Tusk tłumaczył, że oświadczenie o zgodności z konstytucją przyjęto po to, by nie było wątpliwości, że nie wymusza ona zmian konstytucyjnych albo wprowadzania przepisów, które byłyby w niezgodzie z polską konstytucją.

Konwencja została przedstawiona do podpisu w maju 2011 r., a weszła w życie 1 sierpnia br. po tym, jak ratyfikowało ją 10 państw, w tym co najmniej osiem należących do RE.

Konwencja ma chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji; oparta jest na idei, że istnieje związek przemocy z nierównym traktowaniem, a walka ze stereotypami i dyskryminacją sprawiają, że przeciwdziałanie przemocy jest skuteczniejsze.

Dokument nakłada na państwa-strony takie obowiązki jak zapewnienie oficjalnej całodobowej infolinii dla ofiar przemocy oraz internetowego portalu z informacjami, a także odpowiedniej liczby schronisk i ośrodków wsparcia; przygotowanie procedur przesłuchań policyjnych; monitorowanie, zbieranie danych na temat przestępstw z uwzględnieniem płci.

W związku z przystąpieniem do Konwencji konieczne było dostosowanie polskiego prawa do niektórych jej zapisów. W czerwcu ub. roku uchwalono jedną z najważniejszych zmian z tym związanych - w prawie karnym zapisano, że wszczynanie śledztw o przestępstwa przeciwko wolności seksualnej nie będzie uzależnione już od wniosku ofiary, lecz postępowania te wszczyna się z urzędu.

O ratyfikowanie Konwencji od dawna apelowały organizacje kobiece, broniące praw człowieka oraz pomagające ofiarom przemocy. Konwencję krytykowało natomiast m.in. prezydium Episkopatu Polski. Według biskupów dokument w definicji płci pomija naturalne różnice biologiczne pomiędzy kobietą i mężczyzną; niepokój hierarchów wzbudził też - jak ocenili - "obowiązek edukacji i promowania m.in. +niestereotypowych ról płci+, a więc homoseksualizmu i transseksualizmu". Wdrożeniu konwencji sprzeciwiają się również organizacje prawicowe, np. Polska Federacja Ruchów Obrony Życia, Forum Kobiet Polskich.(PAP)

akw/ malk/ mow/