Po raz pierwszy Światowy Dzień Konsumenta w 1983 roku (15 marca) w rocznicę przemówienia prezydenta Johna F. Kennedy’ego, wygłoszonego w roku 1962 w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Dotyczyło ono projektu ustawy o ochronie praw konsumenta. Wówczas prezydent USA sformułował cztery podstawowe prawa konsumentów: do informacji, do wyboru, do bezpieczeństwa, do reprezentacji. Z jego ust padło też stwierdzenie: „Konsumenci to my wszyscy”.

XXI wiek to okres wzmożonej konsumpcji. Racjonalna i świadoma nie jest niczym złym, ale należy pamiętać, że jako konsumenci, czyli podmioty narażone na rozmaite działania przedsiębiorców, mamy swoje określone prawa. Szczególną ostrożność należy zachować w Internecie, gdyż regulaminy nawet bardzo popularnych serwisów zawierają klauzule, które można by uznać za niedozwolone przez polskie prawo.

Kim jest konsument?



Zgodnie z art. 22¹ Kodeksu cywilnego za konsumenta uważa się osobę fizyczną dokonującą z przedsiębiorcą czynności prawnej niezwiązanej bezpośrednio z jej działalnością gospodarczą lub zawodową.[1] Gdyby czynność prawna, o której mowa wyżej, była związana z „jej działalnością gospodarczą” mielibyśmy do czynienia z czynnością dokonywaną przez dwa przedsiębiorstwa - jedna firma sprzedaje określony surowiec, produkt etc., druga go kupuje i używa do spraw związanych z prowadzeniem własnej działalności. Oczywiście, powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że przedsiębiorca również może być konsumentem, gdy np. robi tzw. prywatne zakupy. Wówczas takie działanie nie ma niczego wspólnego z jego działalnością, więc możemy mówić o stosunku konsument – przedsiębiorca. Uznanie za konsumenta ma istotne znaczenie prawne, ponieważ od posiadania tego statusu często zależy jakie przepisy zostaną zastosowane do oceny całej transakcji.

W obrocie prawnym używane jest również określenie „przeciętnego konsumenta”. Zgodnie z art. 2 pkt. 8 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym[2], jest to osoba dobrze poinformowana, uważna i ostrożna. Oceny przeciętnego konsumenta dokonuje się z uwzględnieniem czynników społecznych, kulturowych, językowych i przynależności danego konsumenta do szczególnej grupy konsumentów, podatnej na oddziaływanie praktyki rynkowej lub na produkt, ze względu na szczególne cechy, takie jak wiek, niepełnosprawność fizyczna lub umysłowa. Taka kategoria nie jest oczywiście bezcelowa. W niektórych sytuacjach za nieuczciwą praktykę przedsiębiorczą (o tych za chwilę), uważa się takie działanie, które wprowadza w błąd właśnie konsumenta przeciętnego, obdarzonego (zgodnie z interpretacją przepisów) jakąś szczególną decyzyjnością, uważnością i wiedzą rynkową.

Czym są nieuczciwe praktyki rynkowe?



Polskie prawo zakazuje określonych działań na szkodę konsumentów. Zgodnie z przytoczoną już ustawą, za nieuczciwe praktyki uznaje się w szczególności działalność rynkową sprzeczną z dobrymi obyczajami, która w istotny sposób zniekształca lub może zniekształcić zachowanie rynkowe przeciętnego konsumenta. Co istotne, nie ma różnic na jakim etapie taka nieuczciwość wystąpi - przed zawarciem umowy dotyczącej produktu, w trakcie jej zawierania, a także po jej zawarciu. Jeżeli nieuczciwa praktyka dotyczy jakiejś szerszej grupy konsumentów, wówczas może być uznana za praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów. W tego typu przypadkach Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, przeprowadza postępowanie administracyjne zakończone wydaniem decyzji – zazwyczaj zawierającą dużą karę pieniężną – nawet do 2 milionów złotych.

Przepisy wyróżniają cztery podstawowe kategorie nieuczciwych praktyk. Do pierwszej zaliczają się m.in.:

  • praktyki wprowadzające w błąd, czyli np. rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o produkcie lub usłudze;
  • działanie, które może wprowadzać w błąd w zakresie produktów lub ich opakowań, znaków towarowych, nazw handlowych lub innych oznaczeń indywidualizujących przedsiębiorcę lub jego produkty, w szczególności reklama porównawcza;
  • zatajenie lub nieprzekazanie w sposób jasny, jednoznaczny lub we właściwym czasie istotnych informacji dotyczących produktu
  • nieujawnienie handlowego celu praktyki, jeżeli nie wynika on jednoznacznie z okoliczności i jeżeli powoduje to lub może spowodować podjęcie przez przeciętnego konsumenta decyzji dotyczącej umowy, której inaczej by nie podjął.

Kolejną grupą są działania zaliczane do tzw. agresywnych praktyk rynkowych, a za takie uznaje się sytuacje, w których przez niedopuszczalny nacisk w znaczny sposób ogranicza się swobodę wyboru przeciętnego konsumenta lub jego zachowanie względem produktu, i tym samym powoduje podjęcie przez niego decyzji dotyczącej umowy, której inaczej by nie podjął. Przepisy wyróżniają w tym zakresie np. wywoływanie wrażenia, że konsument nie może opuścić pomieszczeń przedsiębiorcy bez zawarcia umowy, składanie wizyt w miejscu zamieszkania konsumenta, ignorując prośbę konsumenta o jego opuszczenie lub zaprzestanie takich wizyt czy uciążliwe i niewywołane działaniem konsumenta nakłanianie do nabycia produktów przez telefon, faks, pocztę elektroniczną lub inne środki porozumiewania się na odległość. Dwie powyższe kategorie są spotykane najczęściej i to właśnie ich zazwyczaj dotyczą interwencje UOKiK. Warto jednak wspomnieć, że nieuczciwym działaniem będzie także stosowanie przez przedsiębiorcę sprzecznego z prawem kodeksu dobrych praktyk (nazwa może być myląca, ponieważ jest to dobrowolny zbiór zasad postępowania, a w szczególności norm etycznych i zawodowych przedsiębiorców, którzy zobowiązali się do ich przestrzegania) oraz prowadzenie działalności w formie systemu konsorcyjnego lub organizowanie grupy z udziałem konsumentów w celu finansowania zakupu w systemie konsorcyjnym. Klasycznym przykładem systemu konsorcyjnego są tzw. piramidy finansowe, oparte na systemie samofinansowania się członków w ramach utworzonej, zazwyczaj „ekskluzywnej” grupy. Jak to się kończy, wszyscy wiedzieć powinni – wystarczy spojrzeć na finał afery Amber Gold.

Relacja pomiędzy konsumentem a przedsiębiorcą jest oparta na konstrukcji stosunku cywilnoprawnego. Oznacza to, że wszelkie spory będę rozwiązywane na gruncie prawa cywilnego, a co za tym idzie klienci mają do dyspozycji określoną grupę środków „obrony”, do których należą żądania: zaniechania nieuczciwej praktyki, usunięcia skutków tej praktyki, złożenia jednokrotnego lub wielokrotnego oświadczenia odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie, naprawienia wyrządzonej szkody na zasadach ogólnych, w szczególności żądania unieważnienia umowy z obowiązkiem wzajemnego zwrotu świadczeń oraz zwrotu przez przedsiębiorcę kosztów związanych z nabyciem produktu, zasądzenia odpowiedniej sumy pieniężnej na określony cel społeczny związany ze wspieraniem kultury polskiej, ochroną dziedzictwa narodowego lub ochroną konsumentów.

Co wspólnego ma ochrona konsumentów z prawem autorskim?

Wbrew pozorom bardzo dużo. Wynika to wprost z charakterystyki współczesnych rynków, opartych na sieciach elektronicznych i wymianie dóbr w Internecie (usługi e-commerce) oraz na rozwoju branży IT. Obecnie, system ochrony konkurencji i konsumentów powinien kłaść szczególny nacisk na kontrolę cyfrowych monopolistów takich jak Facebook, Instagram, Google, Tik-Tok etc. Od lat trwa dyskusja na temat praw do udostępnianych przez użytkowników platform materiałów takich jak zdjęcia, filmy, muzyka czy inne treści objęte prawami autorskimi. Przeglądając polską wersję regulaminu Facebooka (a także należącego do niego Instagrama), możemy natrafić na pkt. 3 pt. „Pozwolenia udzielone nam przez użytkowników”, zgodnie z którym akceptując treść regulaminu (a jesteśmy do tego zobowiązani, jeśli chcemy założyć konto), udzielamy Facebookowi „licencji niewyłącznej, zbywalnej, obejmującej prawo do udzielania sublicencji, bezpłatnej i globalnej do korzystania, wykorzystywania, dystrybuowania, modyfikowania, uruchamiania, kopiowania, publicznego odtwarzania lub wyświetlania, tłumaczenia jego treści i tworzenia na ich podstawie utworów pochodnych (zgodnie z wybranymi przez użytkownika ustawieniami prywatności i aplikacji).”[3] Oznacza to na przykład, że udostępniając zdjęcie na Facebooku, użytkownik udziela zgody na przechowywanie, kopiowanie i udostępnianie go innym użytkownikom np. dostawcom usług obsługującym serwis lub oferującym inne produkty Facebooka, z których użytkownik korzysta. Co prawda, zgodnie z deklaracją platformy, licencja wygasa w momencie usunięcia treści użytkownika z naszych systemów, jednak nie jest do końca jasne czy np. usunięcie konta profilowego jest równoznaczne z wykasowaniem treści użytkownika. Jeśli nie, wówczas Facebook może robić z naszymi materiałami co mu się podoba i to przez nieokreślony czas.

Podobnie sytuacja wygląda z naszą, swojską Naszą Klasą. Lektura regulaminu serwisu dostarcza bardzo ciekawych informacji. Np. rejestrując się na stronie udzielamy NK „niewyłącznej, bezterminowej i nieodpłatnej licencji na korzystanie z Danych (treści, w szczególności informacje, zdjęcia, wpisy, komentarze, które Użytkownik dobrowolnie i samodzielnie umieszcza w Serwisie i powierza NK do ich przechowywania), utrwalanie, w tym na dowolnym nośniku, danych dowolna techniką, modyfikacje, usuwanie, uzupełnianie, wykonywanie publiczne, wyświetlanie publiczne, zwielokrotnianie i rozpowszechnianie (w szczególności w Internecie) tych Danych, w celach marketingowych, informacyjnych, statystycznych oraz publikacji w takich mediach jak Internet, prasa, telewizja, telefonia komórkowa, wydawnictwa książkowe.”[4]. Warto zwrócić uwagę, że nasze treści mogą być wykorzystywane także w celach marketingowych. W sprawie Naszej Klasy, ówczesna Rzecznik Praw Obywatelskich interweniowała już z resztą 10 lat temu[5], gdy niezaakceptowanie nowych zapisów regulaminowych (zawierających m.in. przytoczoną klauzulę dotyczącą praw autorskich) wiązało się z usunięciem przez administratorów konta personalnego. Oczywiście mówimy tutaj, o prywatnych przedsiębiorcach, którzy nie popełniają w tym wymiarze żadnych przestępstw i mają swobodę w kształtowaniu stosunków z użytkownikami. Niestety pozycja rynkowa cyfrowych molochów, skutecznie umożliwia walkę z nieuczciwymi praktykami i niedozwolonymi klauzulami. Wystarczy wspomnieć o tym, że lobbing Facebooka czy Googla doprowadził do tymczasowego zablokowania prac nad podatkiem wzmacniającym lokalnych wydawców i twórców treści. Nie można zapominać, że w tym przejściowym okresie, to właśnie cyfrowi monopoliści zarabiali na uczciwej pracy innych osób. [6]

Prawo autorskie coraz częściej zderza się z problematyką ochrony konkurencji i konsumentów, która w globalnym społeczeństwie informacyjnym zyskuje na znaczeniu. Wkraczamy w erę totalnej cyfryzacji stosunków społecznych i tym bardziej warto na to zwracać uwagę.

Tekst powstał z okazji obchodzonego 15 marca Światowego Dnia Konsumenta, który w Polsce obchodzony jest oficjalnie od roku 2000. Do obchodów włącza się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i organizacje pozarządowe.[7][8]



Artykuł: Fundacja Legalna Kultura

[1] http://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19640160093/U/D19640093Lj.pdf

[2] http://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20071711206/U/D20071206Lj.pdf

[3] https://www.facebook.com/legal/terms

[4] https://nk.pl/regulamin_2011#prawa_autorskie

[5] http://prawo.vagla.pl/node/9397

[6] https://www.infor.pl/prawo/nowosci-prawne/2942517,Ani-podatek-ani-od-linkow-czyli-o-dyrektywie-w-sprawie-praw-autorskich-na-jednolitym-rynku-cyfrowym.html

[7] https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiatowy_Dzie%C5%84_Konsumenta

[8] https://www.uokik.gov.pl/aktualnosci.php?news_id=16317