Nawet udowodnienie, że drogowskaz postawiono niezgodnie z rozporządzeniem, nie gwarantuje uniknięcia kary za naruszenie normy, którą wyraża
ikona lupy />
Błędy drogowe / Dziennik Gazeta Prawna
Drogę, którą poruszamy się na co dzień, znamy jak własną kieszeń. Wiemy, na którym skrzyżowaniu mamy pierwszeństwo i jak długo świeci zielona strzałka. Co innego podczas wakacyjnych wyjazdów: kierowcy muszą nie tylko śledzić mapę, ale i bacznie zwracać uwagę na znaki drogowe.
Nie wszystko jednak zależy od kierowcy. Ten ma przede wszystkim jechać uważnie i rozumieć znaczenie znaków drogowych, wynikające z rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych (Dz.U. z 2002 r. nr 170, poz. 1393 ze zm.). Jednak nie mniejsze znaczenie mają przepisy skierowane nie do podróżujących, lecz do producentów oznakowania i zarządców dróg. Chodzi o rozporządzenie ministra infrastruktury w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach (Dz.U. z 2003 r. nr 220, poz. 2181 ze zm.). Określa ono nie tylko, jakiej wielkości mają być tablice czy też jaką farbą mają być pomalowane, ale przede wszystkim prawidłowy sposób rozmieszczenia znaków na drodze: tak, aby kierowca mógł zauważyć znak i miał czas na adekwatną do jego treści reakcję.
Ustawodawca określił np., że wzdłuż ulic znaki powinny zostać ustawione w odległości nie mniejszej niż 0,5 metra i nie większej niż dwa metry od krawędzi jezdni. Dolna krawędź znaku nie może być niżej niż dwa metry nad ziemią, bo w przeciwnym razie kierowca ciężarówki w wielu sytuacjach nie jest w stanie go zauważyć. Ustawodawca nie pomyślał za to o kierowcach samochodów osobowych, bo maksymalnej wysokości, na której można umieścić znak, nie określił. Ustalił za to maksymalną gęstość zapełniania poboczy znakami. I tak, w terenie zabudowanym znaki mogą następować po sobie co 10 metrów. Taka odległość gwarantuje ich widoczność. Na drogach, gdzie można jeździć szybciej niż 60 km/h, ale wolniej niż 90 km/h, znaki powinny stać min. co 20 metrów, a tam, gdzie można jeździć szybciej niż 90 km/h, odległość między nimi nie powinna być mniejsza niż 50 m.

Liczą się okoliczności

Powstaje wobec tego pytanie, czym są znaki, które zostały postawione niezgodnie z rozporządzeniem? Czy należy traktować je jako wiążące oznakowanie, czy też nie? A w konsekwencji – czy kierowca odpowie za ich zignorowanie?
– O uznaniu znaku za drogowy decyduje jego zgodność ze wzorem wskazanym w przepisach rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych – mówi Piotr Popa, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju.
– Jednocześnie z ustawy – Prawo o ruchu drogowym wynika obowiązek stosowania się przez kierującego pojazdem do znaków drogowych – zastrzega rzecznik.
Profesor Ryszard Stefański z Uczelni Łazarskiego, prawnik specjalizujący się w ruchu drogowym, dodaje, że kierowca nie może się zastanawiać, czy znak, który właśnie mija, jest zgodny z rozporządzeniem, czy nie, i wybierać sobie te, do których się zastosuje.
Nawet więc widząc znak oparty na ziemi o słupek, kierujący powinien się do niego zastosować, bo nie ma pewności, czy np. nie spadł on tuż przed jego przejazdem.
– Co do zasady kierowca nie ponosi odpowiedzialności za niezastosowanie się do znaku ustawionego niezgodnie z przepisami rozporządzenia, ale wszystko zależy od konkretnego przypadku. Jeśli np. tarcza znaku powinna mieć średnicę 60 cm, a ma 58, to choć nie jest to zgodne z rozporządzeniem, to przecież w żaden sposób nie utrudnia kierowcy zastosowania się do znaku – uważa Adam Jasiński, prawnik specjalizujący się w ruchu drogowym.
– Tak samo prowadzący nie może z premedytacją łamać np. zakazu zatrzymywania się, uważając, że skoro znak jest umieszczony na wysokości 1,5 m, a nie na 2 m, to on go nie obowiązuje – dodaje prawnik.

Błędy drogowców

Sytuacja zmienia się jednak, gdy znak ustawiono niezgodnie z wytycznymi wynikającymi z rozporządzenia, i to w taki sposób, że kierowca nie był w stanie go zauważyć i złamał przepisy.
– W takiej sytuacji powinien odmówić przyjęcia mandatu, co jest równoznaczne ze skierowaniem sprawy do postępowania sądowego lub czynności wyjaśniających. Jednocześnie powinien wskazać, że znak nie był widoczny przez to, że był ustawiony w nieodpowiednim miejscu. Dla udokumentowania warto zrobić zdjęcie takiego znaku – radzi Wojciech Kotowski, redaktor naczelny pisma „Paragraf na drodze”.
Na nieprawidłowo ustawiony znak warto od razu zwrócić uwagę policjantom. Wówczas ci powinni odstąpić od ukarania i poprzestać na pouczeniu kierowcy oraz wystąpić do zarządcy drogi o poprawienie oznakowania. W sądach bywa jednak różnie. Przykładowo Sąd Okręgowy w Słupsku uniewinnił kierowcę, który złamał zakaz skrętu w lewo. Znak postawiony był jednak w zbyt małej odległości od skrzyżowania i to w taki sposób, że inne samochody łatwo mogły go zasłonić (sygn. akt VI Ka 75/12). Prawnicy są zgodni: w takich wypadkach powinno stosować się zasadę, że nie wolno wywodzić dla kogoś negatywnych skutków prawnych bezprawnego działania innych osób.
Przykłady błędnego oznakowania dróg można mnożyć, co pokazuje ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli. Kontrolerzy punktują, że znaki umieszczane są na drzewach, słupach trakcji elektrycznej, przydrożnych zabudowaniach, a 70 proc. robót drogowych jest oznakowane w niewłaściwy sposób. Jakby tego było mało, często po skończonych pracach tymczasowo postawionych znaków nikt nie demontuje, a te wprowadzają kierowców w błąd. Generalnie NIK alarmuje, że przy polskich drogach oznaczeń jest za dużo, co utrudnia ich percepcję.
Podobnie rzecz się ma ze znakami ustawionymi samowolnie, bez akceptacji inżyniera ruchu. Czasem w ten sposób lubią zmieniać miejsce ograniczenia prędkości, które stały wcześniej za fotoradarem, a nagle znajdują się przed nim.
– Kierowcy mogą nabrać podejrzeń wobec nagłej zmiany umiejscowienia ograniczenia prędkości. Jeśli okaże się, że taka zmiana była efektem samowoli, wówczas nie można ich ukarać za ewentualne przekroczenie prędkości – twierdzi Kotowski.

Znaki pozaustawowe

Są jednak i znaki, których próżno szukać w rozporządzeniu, np. te zabraniające wjeżdżania na parking podziemny samochodom z instalacją LPG.
– Takie pozakodeksowe znaki mogą występować tylko poza drogami publicznymi, a więc na parkingach, drogach wewnętrznych etc. Właściciel ma prawo do ustanowienia organizacji ruchu zgodnie ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem danego terenu, a kierowca, korzystający z tej nieruchomości, musi się do tych znaków stosować – wyjaśnia Adam Jasiński, zaznaczając jednocześnie, że nietypowe oznakowanie musi być jednoznaczne i czytelne dla kierowcy.
– Jednak za niestosowanie się do znaków ustawionych poza drogami publicznymi nie grożą sankcje wyrażone w kodeksie wykroczeń. W razie wystąpienia szkody kierowca będzie odpowiadał wobec właściciela nieruchomości zgodnie z zasadami prawa cywilnego – dodaje ekspert.