Warto zastanowić się nad wprowadzeniem jednego egzaminu zawodowego dla aplikantów adwokackich i radcowskich, z tymi samymi kazusami do rozwiązania – uważa mec. Agnieszka Sawaszkiewicz-Żałobka, przewodnicząca komisji ds. aplikacji w warszawskiej izbie radców.
Ewa Szadkowska: Wygląda na to, że przyszłym adwokatom tradycyjnie już poszło trochę lepiej na egzaminie zawodowym niż przyszłym radcom.
Agnieszka Sawaszkiewicz-Żałobka, przewodnicząca komisji ds. aplikacji Rady OIRP w Warszawie: Rozbieżności w wynikach zawsze budzą dyskusję na temat poziomu przygotowania w obydwu grupach. Ja patrzę na tę sprawę z innej perspektywy, otóż pamiętajmy, że w praktyce te egzaminy są różne, bowiem zdający rozwiązują inne zadania, opracowane przez dwa niezależne zespoły. Biorąc pod uwagę fakt, że wkrótce uprawnienia radców i adwokatów będą identyczne, w mojej opinii jesteśmy u progu zadania sobie pytania o sens takiej praktyki. Nadszedł już chyba czas, aby rozpocząć konkretne rozmowy o jednym, wspólnym egzaminie.
ESZA: Uważa pani, że obecnie egzamin adwokacki jest łatwiejszy?
AS-Ż: Trudno to jednoznacznie oceniać, ale wśród zdających pojawiają się takie opinie. Każda część egzaminu to jeden kazus do rozwiązania. To trochę tak, jakby w przypadku sędziego rozstrzygnięcie danej sprawy decydowało o tym, czy może dalej wykonywać zawód. Dlatego kazus musi być skonstruowany w taki sposób, aby można było zbadać nie tylko sam warsztat i wiedzę, ale również umiejętność logicznego myślenia zdającego. W tym roku sami egzaminatorzy różnili się w ocenie kazusu z prawa cywilnego. Jeden z sędziów, który przez długi czas zajmował się sprawami dotyczącymi kradzieży samochodów, uznał go za banalny. Tylko jeżeli takie zadanie wydaje się łatwe dla kogoś, kto ma wieloletnie doświadczenie w dokładnie tego typu sprawach, to powstaje naturalna wątpliwość, czy jest to także dobre, uniwersalne narzędzie do sprawdzenia przygotowania aplikanta? Jeżeli chcemy obiektywnie porównywać wyniki zdających, to dajmy im takie same zadania do rozwiązania i zastosujmy te same kryteria oceny. Dopiero wtedy, moim zdaniem, możemy prowadzić dyskusję na temat poziomu zdawalności - opartą o fakty, a nie o „ogólne wrażenia”.
ESZA: Jest pani zadowolona z wyników w warszawskiej izbie?
AS-Ż: Zdawalność naszych aplikantów wynosi ok. 70 proc. i nie odbiega od lat poprzednich. Oczywiście chcielibyśmy, aby naszych aplikantów zdawało jak najwięcej. Wszyscy jednak zdajemy sobie sprawę, że egzamin zawodowy, jak każdy egzamin kończący jakiś etap edukacji, jest trudny i nie każdy musi go zaliczyć. Co istotne, tak jak w każdym roku, aplikanci naszej izby zdali go lepiej niż osoby, które tego szkolenia nie odbyły (przystępujący do egzaminu bez aplikacji uzyskali ok. 50 proc. wyników pozytywnych). Ogólna zdawalność w naszej izbie, przy uwzględnieniu wyników osób, które nie odbyły aplikacji lub podchodziły do egzaminu po raz kolejny, plasuje się na poziomie 64 proc. To pokazuje, jak istotne jest dobre szkolenie i systematyczna praca w trakcie aplikacji. Odsetek ocen pozytywnych może jeszcze wzrosnąć po zakończeniu procedury odwoławczej, która potrwa zapewne kilka miesięcy. Jednocześnie potwierdziły się nasze przewidywania co do znaczenia zaangażowania aplikantów w trakcie procesu szkolenia. Oferujemy im skuteczne metody kształcenia i nowoczesne narzędzia dydaktyczne. Zachęcamy do sporządzania praktycznych prac dodatkowych, poza obowiązkowymi zajęciami programowymi organizujemy dodatkowe zajęcia przygotowujące do egzaminu radcowskiego. Ale to sami aplikanci muszą wykazać wystarczającą wolę i determinację, aby skorzystać ze stworzonej przez nas oferty. Osoby, które korzystały ze wszystkich oferowanych przez nas możliwości, w przeważającej większości zdały egzamin końcowy. Z grupy kilkuset aplikantów, którzy według naszych opinii pracowali naprawdę systematycznie, negatywny wynik uzyskało zaledwie 30 osób. To chyba o czymś świadczy.
ESZA: Czy te dodatkowe zajęcia cieszą się popularnością? Bo jak coś jest nieobowiązkowe i w dodatku za darmo…
AS-Ż: Wiele osób sądzi, że jak zapłacą, to otrzymają coś lepszego, co im na pewno więcej da. Poza tym, jak już zainwestują, to są bardziej zmotywowani, żeby poświęcić na to czas. Natomiast jak to samo mogą mieć za darmo, to im się mniej „chce”, a poza tym wydaje im się, że to nie może być dobry produkt. Jest to duży błąd w myśleniu, który później się mści. Może nie powinnam się tym chwalić, ale nasze zajęcia dodatkowe - repetytorium do egzaminu końcowego, łącznie z symulacją egzaminu, które organizujemy w warszawskiej izbie już od trzech lat, chyba muszą być dobre, skoro z naszych informacji wynika, że na te zajęcia przychodzą nie tylko osoby z innych izb radcowskich, ale także z innych aplikacji.
ESZA: Patrząc na wyniki i kazusy widzi pani konieczność dokonania jakiś zmian w sposobie kształcenia aplikantów?
AS-Ż: Te zmiany cały czas zachodzą i idą w dobrym kierunku. W ostatnim czasie program aplikacji gruntownie ewoluował w stronę nauczania praktycznego. Zmniejszamy grupy szkoleniowe, co przy izbie skupiającej prawie jedną trzecią wszystkich członków samorządu radców prawnych w kraju jest naprawdę nie lada wyzwaniem. Tak jak mówiłam, staramy się motywować aplikantów do pracy własnej, przygotowujemy dla nich stany faktyczne do pisania pism procesowych czy umów sprawdzanych przez nas w standardzie egzaminacyjnym, umożliwiamy pisanie i sprawdzanie prac dodatkowych z wykorzystaniem nowych technologii.
ESZA: Jak przeglądałam wyniki z poszczególnych części egzaminu, uderzyła mnie duża liczba słabych ocen, nawet u tych, którzy zdali. Jak już ktoś miał z jednej części egzaminu czwórkę, to często z pozostałych trzech trójki.
AS-Ż: Nikt nie jest specjalistą we wszystkich dziedzinach prawa, tak jak współczesny lekarz nie leczy wszystkich chorób. Nie zgadzam się jednak z opinią o przewadze słabych ocen, było sporo czwórek, piątek, a dwoje ze zdających – oboje nasi aplikanci – dostało nawet szóstki z prawa cywilnego, z czego jedna z nich w komisji, w której poziom zdawalności z tej części egzaminu był doprawdy bardzo niski. Jak co roku w naszej izbie zdający uzyskali bardzo dobre wyniki z prawa karnego, co pokazuje, że są przygotowani do występowania w sprawach karnych co najmniej tak samo dobrze, jak osoby zdające egzamin adwokacki. Uważam jednak, że poziom trudności poszczególnych kazusów był różny, do tego dochodzi fakt, że trzeciego dnia egzaminu zdający mają do rozwiązania aż dwa zadania w ciągu ośmiu godzin. To się musi przekładać na jakość pracy, która jest przygotowywana jako druga. Uważam, że taka formuła, czyli dwa kazusy jednego dnia, i to w ostatnim dniu egzaminu, po wyczerpujących zmaganiach z zadaniami z pozostałych przedmiotów, jest po prostu zła i wymaga szybkiej reformy.
ESZA: To kto się przy niej upiera?
AS-Ż: Racjonalny ustawodawca...
ESZA: Co jeszcze pani zdaniem należałoby zmienić w formule egzaminu, aby był bardziej obiektywny i sprawiedliwy? Wystarczy przeanalizować choćby wyniki z poszczególnych komisji, by dojść do wniosku, że w jednych prace były oceniane surowiej, a w innych łagodniej.
AS-Ż: Dla mnie ideałem byłoby, aby kryteria oceny były jednolite we wszystkich komisjach w całym kraju. Dobrze jednak wiemy, że przy tzw. czynniku ludzkim i pracach natury opisowej nie ma takiej możliwości. Natomiast nasz samorząd krytycznie odnosi się do odejścia od ustnej formuły egzaminu. Uważam, że powinniśmy do niej wrócić, i to możliwie szybko. Taką formę mogłoby przybrać np. zadanie z zakresu zasad etyki lub zasad wykonywania zawodu, które ma się pojawić na egzaminie końcowym w 2016 r. Można też rozważać rozstrzyganie przez zdających minikazusów czy prezentowanie mowy końcowej. Aplikanci obawiają się egzaminów ustnych, zupełnie nie wiem dlaczego, bo w czasach, gdy taka forma funkcjonowała na egzaminie końcowym, zdawalność była wyższa niż obecnie. Egzamin pisemny cechuje bolesna „zerojedynkowość”, gdy ktoś już na początku przyjmie błędne założenie, potem cały jego wywód, przytoczona argumentacja jest nietrafiona. Podczas ustnego egzaminu ma się przecież większą możliwość zaprezentowania się od najlepszej strony.
ESZA: Spodziewa się pani wielu odwołań od wyników tegorocznego egzaminu?
AS-Ż: Z punktu widzenia każdego zdającego, któremu się nie powiodło, skoro taka możliwość istnieje, to warto z niej skorzystać. Zwłaszcza że 300 osób z tych, które nie zdały, otrzymało ocenę niedostateczną tylko z jednej części egzaminu, a przy jednej dwójce, mówiąc wprost, jest większa szansa, że odwołanie przyniesie oczekiwany efekt. Choć słyszałam o przypadkach, że komisja II stopnia nawet osobie, która otrzymała kilka ocen niedostatecznych, wynik ostatecznie zmieniła.
ESZA: To ktoś nieźle musiał argumentować.
AS-Ż: Szkoda, że tych fajerwerków intelektualnych, które wystrzelają z niektórych odwołań, zdający choć w części nie pokazują podczas egzaminu. A tak już zupełnie poważnie: kazus to nie zadanie matematyczne. Doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że w opinii komisji II stopnia nie istnieje błąd o charakterze kategorycznym, dopiero suma błędów i ich charakter determinuje wynik negatywny, a to już może podlegać subiektywnej ocenie egzaminatorów.
ESZA: Chyba że ktoś odda pustą kartkę.
AS-Ż: No tak. W tym roku zdarzyła się kartka, na której było napisane: „Bardzo przepraszam, ale nie zdążyłam”, a na drugiej ktoś stwierdził: „Egzamin jest nie do zdania”. W tych przypadkach odwołań raczej się nie spodziewam.
ESZA: Czy zdarza się, że aplikanci uciekają do innych izb?
AS-Ż: Rzadko. Pomijając oczywiste przypadki natury losowej czy zawodowej, są to najczęściej ci, którzy ponoszą porażki podczas szkolenia, po prostu nie dają sobie rady z poziomem i stawianymi przez nas wymaganiami. Proszę zauważyć, że we wszystkich innych izbach jest zawsze więcej chętnych na aplikację radcowską, niż adwokacką, co jest zrozumiałe, bo uprawnienia uzyskuje się u nas takie same, jak mają adwokaci, a jednocześnie można wykonywać zawód w stosunku pracy. Jedynie w Warszawie więcej osób stara się dostać na aplikację adwokacką, niż na radcowską. Panuje opinia, że nasza aplikacja jest najtrudniejsza i najbardziej wymagająca w kraju. Dla nas to komplement.
Rozmawiała Ewa Szadkowska