Prokuratorów i sędziów, którzy mieli nadzieję, że nowe zasady procesu karnego pozostaną na papierze, czeka niemałe zaskoczenie. Resort chce zmienić znowelizowany niedawno art. 167 k.p.k.
Umocnienie kontradyktoryjności procesu karnego / Dziennik Gazeta Prawna
Dr Karolina Kremens, procesualistka z Uniwersytetu Wrocławskiego, autorka analizy „obciążenie powszechnych jednostek organizacyjnych prokuratury i prokuratorów postępowaniami przygotowawczymi w 2011 r.” / Media / materialy prasowe
Minister sprawiedliwości proponuje rezygnację z furtki, która pozwalałaby sądowi w wyjątkowych sytuacjach na przeprowadzanie dowodów z urzędu. Chodzi o to, że sądy – przyzwyczajone do takiego działania – mogłyby, zdaniem resortu, nadużywać tej ekstraordynaryjnej możliwości i przejawiałyby nadmierny paternalizm wobec stron. I sąd zamiast przeprowadzać dowód naprawdę w absolutnie wyjątkowych sytuacjach, wychodziłby przed orkiestrę i ratowałby proces, inicjując postępowanie dowodowe. Zamiast rewolucji i procesu kontradyktoryjnego mielibyśmy więc proces w dzisiejszym kształcie. Dlatego ministerstwo chce zmienić przepis, który został uchwalony jesienią 2013 r., a ma wejść w życie od 1 lipca 2015 r.
Chodzi o art. 167 kodeksu postępowania karnego. Resort sprawiedliwości chce dokonać w nim z pozoru drobnej korekty: wykreślić w par. 1 ostatnie zdanie: „W wyjątkowych wypadkach uzasadnionych szczególnym okolicznościami sąd może dopuścić przeprowadzenie dowodu z urzędu”. To oznacza, że inicjatywę dowodową miałyby wyłącznie strony: oskarżyciel i obrońca.
– Propozycja nie jest finalna, wprowadzona została po analizie reakcji środowiska sędziowskiego i prokuratorskiego na uchwaloną już nowelizację k.p.k. Naszym celem jest, by uprawnienia sądu do przeprowadzania dowodu były wyraźnie sprecyzowane (pozyskanie wiedzy specjalistycznej) i by możliwość wprowadzenia dowodu przy nieporadności strony – jeżeli zachodziłoby ryzyko rażącej niesprawiedliwości w procesie orzeczniczym – była rzeczywiście tylko wentylem bezpieczeństwa – tłumaczy Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości.
Co w sytuacji, gdy oskarżony trafi na kiepskiego obrońcę z urzędu? Czy nie będzie mógł liczyć na pomoc sądu?
– Właśnie chodzi o to, by sąd miał czytelne uprawnienie do ratowania sytuacji w skrajnych przypadkach. A nie, żeby obecny przepis (wyjątek) zamienić przez jego niedookreśloność i brak kontroli instancyjnej w zasadę. To bowiem zabiłoby istotę reformy – przekonuje Michał Królikowski.
– Jestem w ogóle przeciwnikiem przeprowadzania przez sąd jakichkolwiek dowodów z urzędu, jeśli mamy mówić o postępowaniu kontradyktoryjnym. Ale nie mam zastrzeżeń do propozycji ministerstwa, bo jest ona ujęta nieprawdopodobnie wąsko – ocenia prof. Piotr Kardas, adwokat i karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ale to, co cieszy obrońców, nie jest dobrą wiadomością dla prokuratorów.
– Ministerstwo proponuje kontradyktoryjność w czystej postaci, stawiającą sąd wyłącznie w roli arbitra. A skoro tak, to z k.p.k. powinna jednocześnie zniknąć zasada prawdy materialnej. Liczyć będzie się teraz prawda stron, a nie obiektywna – uważa Jacek Skała, przewodniczący Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP.
Jak mówi, sędziom trudno będzie się z tym pogodzić i odzwyczaić od starych nawyków. Dla niego to eksperyment lansowany przez niektóre środowiska profesorskie.
– Niestety, prokuratura do tego rozwiązania jest zupełnie niedostosowana. Winę za to ponosi jej struktura organizacyjna. Aby sprostać wymogom nowego procesu, na rozprawie musiałby być autor aktu oskarżenia, a jeśli nie on, to chociaż osoba znająca akta – dodaje Skała.
A to wymagałoby wypożyczenia dokumentów przed wokandą, zapoznania się z nimi, przygotowania wniosków dowodowych i wyrażenia stanowiska na temat wniosków stron przeciwnych.
– Jest to fizycznie niemożliwe, gdyż prokuratorzy otrzymują wokandy z dnia na dzień – ocenia prokurator.
Co zrobi, gdy otrzyma czyjąś sprawę na kilka dni przed terminem?
– Wyjścia będą dwa. Albo wniosek o odroczenie, albo porażka procesowa – odpowiada.
Dlatego Jacek Skała proponuje, albo by resort natychmiast wycofał się z reformy, albo by zdecydował się na prokuraturę sądową, zgodnie z hasłem prokuratorzy do sądów, a policjanci do śledztw.
– Mam świadomość, że ten ostatni scenariusz jest jednak z gatunku science fiction, bo nie można wykształcić odpowiedniej kadry policyjnej z dnia na dzień – uważa prokurator.
Przekonuje, że rządzący mogą wyjść z twarzą z tego zamieszania tylko wydłużając vacatio legis nowelizacji.

Sąd nie jest przyzwyczajony do biernej roli

Ministerstwo domyka kluczowy dla procesu kontradyktoryjnego przepis, a więc uniemożliwia sądowi podejmowanie własnej inicjatywy dowodowej - mówi w wywiadzie dla DGP Dr Karolina Kremens, procesualistka z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Resort sprawiedliwości rezygnuje z jednego zdania w art. 167 par. 1 k.p.k.: „w wyjątkowych wypadkach uzasadnionych szczególnymi okolicznościami sąd może dopuścić przeprowadzenie dowodu z urzędu”. To sporo zmienia?

Oczywiście. W praktyce będzie to oznaczało, że żaden sąd w postępowaniu wszczętym z inicjatywy strony, np. na podstawie aktu oskarżenia prokuratora, nie będzie mógł przeprowadzać dowodów z urzędu. Nie będzie więc miał prawa do wprowadzania własnych dowodów do procesu – poza dokładnie określonymi wyjątkami takimi, jak: opinia na okoliczność zdrowia psychicznego oskarżonego, inny dowód z opinii biegłego, dane o karalności oskarżonego. Będzie to mógł zrobić również w innych – wyjątkowych – wypadkach wskazanych w ustawie.

Jest pani zwolenniczką takiego rozwiązania?

Nie mogę na to odpowiedzieć jednoznacznie. Jestem entuzjastką procesu kontradyktoryjnego. Ale nawet w krajach, które mają skrajnie kontradyktoryjny proces karny – takich jak USA czy Wielka Brytania – prawo przewiduje furtki pozwalające sądowi na przeprowadzenie dowodów z urzędu w przypadkach, które można porównać do wyjątkowego wypadku uzasadnionego szczególnymi okolicznościami, o którym mówi się w aktualnie znowelizowanym art. 167 par. 1 k.p.k.
Problem w tym, że w tych systemach kładzie się szczególny nacisk na zasadę bezstronności sądu, która mogłaby zostać naruszona, gdyby sąd zbyt aktywnie brał udział w przeprowadzaniu dowodów. Zgodnie z zasadą kontradyktoryjności prawda w procesie zostaje ujawniona w najpełniejszy sposób wówczas, gdy dwie równorzędne strony zainteresowane wynikiem postępowania prezentują dowody i argumenty na poparcie swoich tez wobec sądu niezaangażowanego w sprawę. Zwyczajowo jest więc przyjęte, że sądy nie przeprowadzają dowodów z urzędu, ani też nie ingerują zbytnio w przeprowadzanie dowodów przez strony, czyli nie przesłuchują świadków, pozostawiając tę aktywność oskarżeniu i obronie. My, rezygnując w ogóle z takiej możliwości, faktycznie idziemy dalej z naszą kontradyktoryjnością, niż zakłada nawet najbardziej ekstremalna amerykańska wersja systemu kontradyktoryjnego.

Chcemy być bardziej święci od papieża?

Rozumiem, dlaczego MS zdecydowało się na taka zmianę. W środowisku sędziów słychać, że przesłanka pozwalająca sądowi na przejęcie inicjatywy dowodowej w wyjątkowych wypadkach uzasadnionych szczególnym okolicznościami mogłaby być wykorzystywana szerzej niż zakłada ustawodawca. Sąd nie jest u nas przyzwyczajony do biernej roli. A wiadomo, że przyzwyczajenie jest druga naturą człowieka. Być może jest to słuszne rozwiązanie, aby – przynajmniej na początku – wymusić na sądach pewną postawę.