W ograniczaniu wycinki pod inwestycje powinno chodzić o środowisko. Ale gminy wolą właścicieli działek łupić, niż namawiać do nasadzeń.
W ograniczaniu wycinki pod inwestycje powinno chodzić o środowisko. Ale gminy wolą właścicieli działek łupić, niż namawiać do nasadzeń.
/>
Usunięcie drzew lub krzewów z terenu nieruchomości może nastąpić po uzyskaniu zezwolenia wydanego przez wójta, burmistrza albo prezydenta miasta. Może być ono jednak uzależnione od przesadzenia drzew lub krzewów albo zastąpienia ich innymi, w liczbie nie mniejszej niż liczba usuwanych. Przy spełnieniu tych warunków od inwestora nie należy pobierać opłaty za usunięcie drzew, lecz odroczyć ją na okres trzech lat. Jeżeli zaś posadzone rośliny po tym okresie zachowają żywotność, należność z tytułu ustalonej opłaty trzeba umorzyć.
Tyle mówią przepisy. A konkretnie art. 83 i następne ustawy o ochronie przyrody (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 627 z późn. zm. – dalej u.o.p.).
– W praktyce – i to już od pewnego czasu – obserwujemy, że coraz więcej gmin nie wydaje inwestorom decyzji o nasadzeniach zastępczych, tylko od razu określa opłatę na wycinkę – wskazuje radca prawny Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Wszystko przez prawo, które nie reguluje wprost tego, jak należy postąpić z inwestorskim wnioskiem.
– Zagadnienia dotyczące zezwoleń na usunięcie drzew i krzewów budzą wiele wątpliwości w praktyce oraz w orzecznictwie. Przyczyną tego stanu jest ogólna regulacja, pozostawiająca uznaniu organów zarówno same decyzje o wydaniu zezwolenia na usunięcie drzew, jak i możliwość odroczenia terminu uiszczenia opłaty z uwagi na ich przesadzenie lub zastąpienie nowymi – przyznaje Konrad Bisiorek, radca prawny w kancelarii Schoenherr.
I dodaje, że prym powinny wieść ogólne zasady zawarte w konstytucji oraz w ustawie o ochronie przyrody, takie jak konieczność ochrony środowiska, zachowania zadrzewień oraz ich zrównoważonego użytkowania i odnawiania.
– Taka regulacja powoduje dużą dowolność w ocenie konkretnych przypadków. W rezultacie organy są uprawnione do wydania dowolnej decyzji, którą są w stanie w miarę logicznie uzasadnić pod kątem wyważenia interesu społecznego (czyli właśnie tych ogólnych zasad ochrony środowiska) oraz interesu osoby wnioskującej o usunięcie drzew – mówi mecenas Bisiorek.
W opinii deweloperów racjonalnie byłoby, gdyby przepisy dawały pierwszeństwo nasadzeniom zastępczym.
– Dopiero wtedy, gdyby nie było możliwości ich dokonania, bo np. nie ma terenów, na których na koszt dewelopera można byłoby ich dokonać, ustalano by opłatę – proponuje Płochocki.
– Faktem jest, że w obecnym stanie prawnym nałożenie wymogu nasadzeń zastępczych nie jest obowiązkiem, tylko uprawnieniem organu wydającego zezwolenie. Ponieważ jednak celem nadrzędnym ustawy jest ochrona przyrody, organy nie są nieograniczone w podejmowaniu decyzji o nasadzeniach. Wydaje się, że cel ten realizowany jest w pierwszej kolejności poprzez rekompensatę ubytków w ekosystemie – uważa radca prawny Renata Robaszewska z Kancelarii Radców Prawnych Robaszewska & Płoszka.
W jej opinii przedstawiany postulat powinien być jednak wypełniony przez odpowiednią wykładnię już funkcjonujących przepisów.
– Wykładnia celowościowa i systemowa powinny prowadzić bowiem do dokładnie tych samych wniosków, tj. pierwszeństwa rekonstrukcji szkód poczynionych w środowisku – zauważa mecenas Robaszewska.
Tak jednak się nie dzieje. A czasem nawet dochodzi do kuriozalnych sytuacji.
– Jeden z wydziałów ochrony środowiska, rozpoznając wniosek inwestora, uznał wręcz, że aby uzyskać pozytywną decyzję o nasadzeniach zastępczych, najpierw spółka musi spełnić kryteria pomocy de minimis – opowiada Płochocki.
Argumentacja urzędu sprowadzała się do tego, że deweloper w normalnych warunkach zapłaciłby za wycinkę, a zawieszenie opłaty na trzy lata stanowić będzie pomoc publiczną.
Sprawa w efekcie trafiła do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. „Nałożenie na wnioskodawcę obowiązku nasadzeń zastępczych ma na celu doprowadzenie do zrekompensowania strat w środowisku przyrodniczym i nie może być rozpatrywane jako element pomocy publicznej” – wskazała Helena Kamińska, zastępca dyrektora departamentu ochrony przyrody, w GDOŚ w piśmie do PZFD.
Prawnicy mają jednak odpowiedź, skąd w odmowach mowa o pomocy de minimis.
– Zgodnie z art. 402 ust. 5 Prawa ochrony środowiska (t.j. Dz. U. z 2013 r. poz. 1232 ze zm.) wpływy z tytułu opłat za usuwanie drzew i krzewów stanowią w całości dochód budżetów gminy. Z punktu widzenia interesów finansowych gminy pobranie opłaty jest więc opłacalne. Twierdzenie, że odroczenie terminu płatności opłat za wycinkę (a następnie jej umorzenie) stanowi formę pomocy de minimis, jest w tych warunkach raczej próbą usprawiedliwienia przedkładania interesów finansowych ponad potrzebę ochrony środowiska – puentuje mec. Robaszewska.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama