Nie ma żadnych wątpliwości, że zmiany prokuratorów w sprawie więzień CIA wynikały z decyzji prokuratora generalnego. A przecież – jeżeli wierzyć prokuraturze – nie było tam żadnych nieprawidłowości - mówi w wywiadzie dla DGP Mikołaj Pietrzak, reprezentujący Abd al-Rahima al-Nasziriego w polskim śledztwie i w postępowaniu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w sprawie dotyczącej tajnych więzień CIA w Polsce
Jak mógłbym zapomnieć. Jerzy Mierzewski to pierwszy prokurator, który zajmował się tą sprawą w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie. Podjął współpracę z pełnomocnikami pokrzywdzonych, m.in. przyjmując nasze wnioski dowodowe, częściowo udostępniając akta. Czyli robił to, co powinien czynić prokurator. Byłem umówiony z nim na kolejne spotkanie w tej sprawie. Wszedłem do jego biura i mieliśmy rozpocząć rozmowę. Najwyraźniej jednak w prokuraturze pojawiły się informacje, że jestem. Zadzwonił telefon. Pan prokurator odebrał. Tylko słuchał. Potem bez słowa wyszedł.
Jak wrócił, oznajmił mi, że właśnie sprawa została mu odebrana i nie może mi na tym etapie niczego powiedzieć. Podziękował.
Mogę się tylko domyślać. Jeżeli prokuratorowi zabiera się sprawę, to nie robi tego prokurator podległy. Tylko bezpośrednio przełożony albo po prostu przełożony.
Nie. Wiedziałam, że odebranie śledztwa prokuratorowi Mierzewskiemu ma oczywisty związek ze stopniem, w jakim współpracował z pełnomocnikami. Moment jego odwołania nie był przypadkowy. Podczas spotkania z nim miałem dowiedzieć się czegoś więcej. Dla mnie to przykład na nadużywanie mechanizmu pozwalającego na zabranie sprawy prokuratorowi.
Ponoć prokurator Mierzewski był bliski postawienia zarzutów. Potem sprawę stracił kolejny prokurator po postawieniu zarzutów Zbigniewowi Siemiątkowskiemu (byłemu szefowi Agencji Wywiadu). W końcu sprawa wylądowała na biurku śledczych z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. O niejasnych okolicznościach odwoływania kolejnych prokuratorów powiadomiono Krajową Radę Prokuratury (KRP). Ta jednak uznała, że przeniesienie przez prokuratora generalnego postępowania do Krakowa nie naruszyło niezależności prokuratorów prowadzących śledztwo. Czyli nic się nie stało?
W odpowiedzi na interwencję Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka KRP wydała ważną opinię, w której przywołała własną uchwałę 142/2012. Wskazała w niej powody, które mogą uzasadniać zabranie prokuratorowi sprawy. Zdaniem KRP może to mieć miejsce wyłącznie wtedy, kiedy służy to interesowi postępowania i kiedy ustalono nieprawidłowe postępowanie prokuratora referenta lub nieprawidłowości w nadzorze nad postępowaniem. KRP uznała także, że nadużywanie instytucji przekazywania sprawy jest niedopuszczalne.Domagała się doprecyzowania przepisów.
Nie ma śladu informacji o nieprawidłowościach. Nikt nigdy nie postawił też takiej tezy ani na szczeblu krajowym, ani przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, który bada polskie postępowanie. KRP słusznie zwróciła uwagę, że decyzje o odebraniu sprawy powinny być merytoryczne. Muszą mieć uzasadnienie.
Jakieś powody chyba były. Nie chodzi zresztą o informowanie, jakie nieprawidłowości. Wystarczyłoby samo podanie, czy były nieprawidłowości, czy nie. Martwi mnie brak obowiązku uzasadnienia takich rozstrzygnięć. Bo to oznacza, że można zabierać sprawy wręcz arbitralnie. Tymczasem państwo ma obowiązek prowadzić postępowanie przygotowawcze w sposób efektywny. A przez efektywność ETPC rozumie także niezależność. Oczywiście, nie chodzi o taką niezależność, jaką ma sąd, który jest absolutnie niezawisły, ale chodzi o niezależność merytoryczną, pozwalającą na samodzielne oceny prokuratora. Prokurator musi być niezależny od władzy wykonawczej. Musi mieć pewność, że jeżeli nie popełnia błędów w sztuce, to nie zabierze mu się sprawy bez uzasadnienia. Niestety, projekt ustawy przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości nic nie zmienia w tej materii. Nie wskazuje przesłanek. A powinien.
Odpowiem anegdotą. Dawno temu znajomy prokurator zapytał mnie, czy wiem, na czym polega prokuratorska niezależność. Próbowałem coś mądrze odpowiedzieć. A on na to, że niezależność prokuratorska polega na tym, że nic od prokuratora nie zależy.
Na szczęście to się zmienia. Dawniej można było prokuratorowi wydać ustnie polecenie co do rozstrzygnięcia, teraz jeżeli prokurator przełożony się nie zgadza ze stanowiskiem prokuratora prowadzącego sprawę, takie polecenie musi być wydane na piśmie. Ale to nie chroni nas, społeczeństwa, przed sytuacją, w której ze względu na interesy władzy publicznej prokurator nadrzędny nakazuje przeniesienie sprawy do innego prokuratora. Nie ma w ustawie przesłanek. Nie wiadomo, kiedy wolno, a kiedy nie wolno tego robić. Przynajmniej, żeby było wiadomo, że jest to dopuszczalne tylko w szczególnie uzasadnionych okolicznościach. To już jest jakieś kryterium. A nawet takiego nie ma.
Jeżeli szukamy mądrych kryteriów, to sięgnijmy po stanowisko KRP. Po pierwsze musi istnieć w przeniesieniu uzasadniony interes postępowania, a po drugie musi być dowód, że w dotychczasowym postępowaniu były błędy bądź pojawiły się one w nadzorze. Tylko tak można stworzyć system, w którym prokurator ma odwagę bronić swych przekonań. Może być wolnym od nacisku.
Hm... W praktyce jest tak: jeżeli prokurator dostaje głośną sprawę, to jest też pod ogromną presją, że tę sprawę mu zabiorą, jeżeli nie spełni oczekiwań swoich przełożonych.
Są sytuacje, w których prokurator ma nie tylko prawo, lecz także obowiązek się wycofać. Na przykład kiedy jest osobiście powiązany z osobą, której sprawa dotyczy. Jednak prokurator, który wycofuje się ze względu na presję mediów lub polityków, w ogóle nie powinien być prokuratorem. Brakuje mu odpowiednich cech: odwagi, niezależności i determinacji. Jeśli więc decyzja o wycofaniu się ze sprawy zapada akurat wtedy, kiedy jest medialny szum, to mnie to bardzo niepokoi.
W tej chwili działamy w systemie, w którym prokurator nie ponosi odpowiedzialności za chybiony akt oskarżenia czy za chybione wnioski o tymczasowe aresztowanie. Postępowania dyscyplinarne są nieskuteczne. Są przewlekłe i bardzo często zarzuty się przedawniają. Nie ma też związku pomiędzy prawidłowym wykonywaniem obowiązków przez prokuratora a jego awansem. A tylko prokurator niezależny może być odpowiedzialny i tylko prokurator odpowiedzialny może być niezależny. A dziś mam taką sytuację, że prokurator ani specjalnie nie jest odpowiedzialny, ani specjalnie nie jest niezależny.
Prokurator generalny powinien odpowiadać za prawidłowe przygotowanie i organizację prokuratorów, a nie za podejmowanie merytorycznych decyzji w poszczególnych sprawach, ponieważ to stwarza zagrożenie instrumentalnego wykorzystania indywidualnych postępowań. Szef prokuratury powinien odpowiadać za systemowe wytyczne, które nie dotyczą konkretnej sprawy, tylko pewnego rodzaju spraw.
Obowiązkiem prokuratora generalnego jest zapewnić wysoki merytoryczny i etyczny poziom swoich prokuratorów, a nie ingerować w konkretne sprawy. Chyba że są popełniane błędy. Wtedy nadzorujący prokuratorzy oraz PG mają prawo i obowiązek ingerować. Od tego jest odpowiedzialność dyscyplinarna i służbowa.
Nie jest prawdą, że prokurator generalny nie dysponuje skutecznymi instrumentami. Najlepszym przykładem tego jest sprawa więzień CIA. Przed ETPC prokurator Janusz Śliwa zapewniał, że PG osobiście interesuje się tą sprawą i jest na bieżąco informowany o jej przebiegu. Nie ma też żadnych wątpliwości, że zmiany prokuratorów w tej sprawie wynikały z decyzji PG. A przecież – jeżeli wierzyć prokuraturze – nie było żadnych nieprawidłowości w nadzorze i w postępowaniu. Czyli jak prokurator generalny chce, to może.
Procedura karna jest bardzo wrażliwa na punkcie stabilności orzeczeń. Nie można stawiać człowieka w sytuacji, gdy postępowanie jest prowadzone przeciwko niemu, zostaje umorzone, nie pojawiają się nowe fakty lub dowody, a tydzień czy rok później prokurator podejmuje decyzje o zmianie. To by było, śmiem twierdzić, niekonstytucyjne. Arbitralna zmiana na przykład z powodu innej oceny materiału dowodowego byłaby niedopuszczalna.
To jest bardzo poważna ingerencja w niezależność prokuratora prowadzącego. Z drugiej strony jest ona zgodna z hierarchiczną strukturą prokuratury. Tyle że kij ma dwa końce. To rozmywa odpowiedzialność za losy postępowania. Jestem wielkim zwolennikiem indywidualizacji odpowiedzialności prokuratora referenta.
Dziś KRP ma ograniczone możliwości. Jak ma coś zbadać, jeżeli nie może przeglądać akt śledztwa i ocenić, jak wyglądał nadzór? To było widać, gdy Helsińska Fundacja powiadomiła KRP o zmianach prokuratorów prowadzących sprawę CIA. KRP była zmuszona zająć stanowisko, nie znając w ogóle obiegu korespondencji pomiędzy prokuratorami prowadzącymi sprawę i prokuratorami nadrzędnymi. KRP nie ma mechanizmu efektywnego do kontrolowania tego, czy dochodzi do presji w stosunku do prokuratora, czy nie.
Prokuratorom liniowym nie jest łatwo się skarżyć. Zarzucając, że naruszono ich autonomię, popełniają praktycznie zawodowe samobójstwo. Dlatego chcąc chronić niezależność śledztw i prokuratury, należy odwrócić trochę ciężar dowodu. Jeżeli prokurator nadrzędny zabiera sprawę, to prokurator nadrzędny powinien wytłumaczyć chociażby na żądanie KRP, dlaczego doszło do przeniesienia. A nie odwrotnie, że referent ma tłumaczyć, że to jest naruszenie jego niezależności.
To jest zrównoważenie wpływu PG czy innego nadrzędnego prokuratora na prokuratora prowadzącego sprawę. To jest zabezpieczenie przed naruszeniem niezależności.
Pozostało
90%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama