Kancelarię można założyć w teczce, jeżeli młodego człowieka tylko na teczkę stać. Ale czy w ten sposób ma on szansę utrzymania się na rynku, gdzie panuje olbrzymia konkurencja? - zauważa Dariusz Sałajewski, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych.
Obrony karne zdobyte. Trudno będzie przebić dokonania poprzednika (Dariusz Sałajewski zastąpił w ostatnich tygodniach Macieja Bobrowicza na funkcji prezesa KRRP – red.)?
Nie zamierzam konkurować z przeszłością. To, co zostało już zrealizowane, będzie trzeba doskonalić, ale nie z tego powodu, że okazało się złe, lecz dlatego, że upływ czasu zawsze powoduje, że rozwiązania trzeba przystosować do innych realiów.
A co planuje pan zrobić, kiedy wydaje się, że wszystko zostało już wykonane?
Rzeczywiście, w kwestii kognicji zawodu już niewiele pozostało do zrobienia. Uzyskaliśmy pełne uprawnienia, porównywalne z zawodem adwokata. Ci z radców, którzy będą chcieli, będą mogli z tego skorzystać. Jednak wciąż dużo jest do zrobienia dla zawodu w sprawach faktycznych uwarunkowań, w jakich jest on wykonywany. Liczba radców stale znacząco wzrasta, podobnie jest z adwokatami. Jest też wielu prawników bez aplikacji, którzy funkcjonują na rynku. Usługodawców zatem ciągle przybywa, ale usługobiorców – nie. I to rodzi problemy, które trzeba rozwiązać. Chciałbym także, aby samorząd radcowski był samorządem powszechnym dla jego członków. Spora część radców ma oczekiwania od samorządu i chciałbym – w miarę kompetencji samorządu – tym oczekiwaniom sprostać.
Patrząc na sytuację na rynku, to z pewnością oczekują oni, że korporacja nie pozwoli im umrzeć z głodu. Będzie pan więc – może wspólnie z adwokatami – walczył o poszerzenie uprawnień dla radców i adwokatów?
Nasze spostrzeżenia co do możliwości poszerzenia uprawnień są zbliżone. Śledzę z uwagą dyskusję na ten temat. Z punktu widzenia bezpieczeństwa obrotu prawnego szerszy dostęp do szeroko rozumianej pomocy prawnej jest korzystnym rozwiązaniem. Notariusze przekonują, że w końcu adwokat czy radca jest osobą, która zawsze stoi po jednej stronie, a takie zaangażowanie może niewłaściwie wpływać na wykonywanie czynności, które z natury powinny być dokonywane przez osobę całkowicie obiektywną. Jednak nie dostrzegam tu takiego problemu, ponieważ nie jest to kwestia bezstronności, a etyczności.
Propozycje, o których mówimy, dotyczą sporządzania poświadczeń dokumentów za zgodność z oryginałem, czy choćby protokołowania zgromadzeń spółek, zarezerwowanych dziś dla notariuszy. Radcy są już gotowi na wykonywanie tych czynności?
To nie jest takie proste. Poświadczanie dokumentów czy protokołowanie rzeczywiście wymaga zupełnie innego oprzyrządowania naszych czy adwokackich kancelarii niż obecnie. Nie wystarczy przystawić pieczątkę. Zgadzam się więc z wypowiedziami, że radcowie, którzy chcieliby wykonywać te czynności, musieliby spełnić określone warunki. Warto jednak przyjrzeć się i zastanowić nad aktualnymi kompetencjami poszczególnych podmiotów. Banki na przykład mogą wystawiać bankowe tytuły egzekucyjne, ponieważ są instytucjami zaufania z uwagi na swoją kondycję, struktury oraz wymogi, jakie się im stawia, żeby uzyskać koncesję. Dlaczego zatem zawód zaufania publicznego nie może mieć podobnej wiary publicznej jak instytucja bankowa? Jego wykonywanie też jest obwarowane wieloma wymogami: zdany egzamin państwowy, wpis na listę, nadzór nad wykonywaniem zawodu. Trzeba spojrzeć na te kwestie nie z punktu widzenia poszerzania uprawnień pewnej grupy zawodowej, a z punktu widzenia wygody obywateli czy przedsiębiorców, którzy oczekują określonych usług prawnych.
Jak przeprowadzić te zmiany?
Będziemy przekonywać polityków i społeczeństwo, a także notariuszy, że tu nie chodzi o zamach na wykonywane przez nich czynności, a raczej o zwiększenie poziomu kultury prawnej. To zaś powinno przynieść korzystne efekty dla każdego z samorządów prawniczych.
Możliwe jest wspólne wypracowanie konsensusu?
Konieczne. Środowiska prawnicze powinny razem działać na rzecz tego, aby wzrastał autorytet prawa w Polsce, a w konsekwencji wszystkich zawodów prawniczych oraz świadomości prawnej. Wszyscy na tym skorzystamy, a na sporach prawdopodobnie nie skorzysta nikt.
Czy za pana kadencji dojdzie do połączenia zawodów adwokata i radcy prawnego?
W miarę rozwoju kultury prawnej w kraju może się okazać, że cała infrastruktura, która ma służyć państwu, a więc i nasze zawody, będzie wymagała modyfikacji. Dziś jednak takie dyskusje nie toczą się w samorządach. Nie widzę też żadnej woli politycznej, żeby tego dokonać, ponieważ pod względem politycznym nikomu nie przyniesie to korzyści. Jednak może dojść do sytuacji, że już nie wola, a konieczność wymusi inne spojrzenie na ustrój pomocy prawnej.
A jakie działania teraz są potrzebne na rzecz podniesienia kultury prawnej?
Państwo powinno rozważyć uchwalenie odrębnej ustawy o systemie pomocy prawnej. W niej powinien zostać rozwiązany również problem pomocy prawnej dla osób ubogich, a także dostępu do wszystkich zawodów prawniczych. Ustawy ustrojowe tych zawodów powinny być moim zdaniem przeznaczone dla regulacji dotyczących wykonywania zawodu. W tym jesteśmy zgodni z adwokatami, że trzeba uporządkować system pomocy prawnej. Dostęp do naszych zawodów został wprawdzie otwarty, na polskich ulicach przybyło kancelarii, ale nic nie zostało wykonane na rzecz zmiany dostępu do usług prawników przez potencjalnych usługobiorców, szczególnie tych, których na to nie stać.
To co zrobić, żeby Polacy zaczęli korzystać z tych usług?
Panuje w społeczeństwie błędne przekonanie, że ta pomoc jest droga. Droższa jest natomiast szkoda, którą się ponosi, jeśli z tej pomocy się nie korzysta. Mądry Polak przed szkodą – to prawidłowe powiedzenie. Trzeba to obywatelom uświadomić, a to jest też rola państwa, a nie tylko samorządów.
Obecnie oba samorządy są na etapie dyskutowania zmian w zasadach etyki zawodowej. Uchwalenie wspólnego kodeksu etyki to dobry pomysł, skoro różnic między zawodami jest coraz mniej?
Dopóki jesteśmy oddzielnymi zawodami, to nie widzę sensu ani możliwości uchwalania wspólnego kodeksu etyki. Natomiast niewątpliwie nie powinny się one nadmiernie różnić i na chwilę obecną zasadniczych różnic już nie ma. Dyskutowanych jest natomiast kilka kwestii. W naszym projekcie jest kilka propozycji zmian dotyczących m.in. możliwości umawiania się z klientem wyłącznie na procent od wygranej w sądzie, czy specjalizacji.
I kto powinien decydować, że dany radca może się posługiwać tytułem specjalisty w konkretnej dziedzinie?
Razem z adwokatami myślimy podobnie: nie chcemy przeprowadzania żadnych egzaminów państwowych. To powinny być kwestie pozostawione samorządowi, który samodzielnie wypracuje rozwiązania pozwalające posługiwać się mianem specjalisty. Problem polega na tym, że są wątpliwości, czy w obecnym stanie prawnym samorządy będą mogły samodzielnie to regulować, czy też potrzeba zmian w przepisach, które konkretnie na to przyzwolą.
A co z kwestią reklamy?
Na dziś radcy nie mogą się reklamować, ponieważ w kodeksie etyki nie pada to słowo. Mylnie więc przyjmuje się, że reklama jest u nas dozwolona. Dozwolone jest informowanie o wykonywaniu zawodu w określonych granicach. Reklama i informacja to zaś zupełnie co innego.
Oba samorządy mówią o informowaniu i boją się jak ognia słowa reklama. Dlaczego?
Może dlatego, że oglądają te reklamy, które są w telewizji.
Powszechnie wiadomo, że na rynku usług prawnych jest ciężko. Ale czy znane są jakieś dane obrazujące ten stan?
Prowadziliśmy już i będziemy nadal prowadzić badania dotyczące sytuacji na rynku. Uzyskanie w tej materii wyników pozwalających wyciągnąć wnioski i podjąć określone działania nie jest jednak takie proste. Trudno prostym, a oddającym dobrze rzeczywistość jednym zdaniem powiedzieć, że młodzi prawnicy nie mają pracy i nie mają co do garnka włożyć. Jest różnie. Obserwuję aplikantów i widzę, jak są ubrani, a także jakimi samochodami jeżdżą. Pewnie niektórym pomagają rodziny, a inni może wykonują pracę poza zawodem. Niewątpliwie jednak większość młodych radców zastała inną rzeczywistość, niż im obiecywali zwolennicy przeróżnych deregulacji.
Samorząd radcowski od lat stawia na mediacje. To jakaś droga do rozwiązania problemu?
Upowszechnienie mediacji rozwiązałoby kilka problemów, ale wymaga przygotowania tego pola. Na pewno byłoby mniej spraw w sądach, co korzystnie wpłynęłoby na szybkość postępowań. Trzeba jednak uzmysłowić społeczeństwu, w tym także środowiskom sędziowskim, że mediacja jest tańsza i szybsza niż spór w sądzie, a więc bardziej efektywna. Państwo powinno zaangażować się w popularyzację pozasądowego rozstrzygania sporów bardziej niż dotychczas i doprowadzić do korzystnych zmian w prawie. Trzeba się zastanowić, czy w niektórych sprawach mediacja nie powinna być obowiązkowa albo można byłoby obniżyć wpisy w sądach, gdy sprawa poprzedzona jest nieudaną mediacją. W efekcie gdyby było mniej spraw w sądach, to i mniej pieniędzy trzeba byłoby na nie wykładać.
Wychodzi więc na to, że rozpoczynanie kariery radcy to droga zabawa?
Aplikacja kosztuje rocznie ok. 5 tys. zł, opłatami objęte są też: egzamin wstępny i końcowy, wpis na listę radców. Kancelarię można założyć w teczce, jeżeli młodego człowieka tylko na teczkę stać, ale czy w ten sposób ma szansę utrzymania się na rynku, gdzie panuje olbrzymia konkurencja? To nie jest zabawa dla młodych prawników. To politycy, a przynajmniej ich znaczna część, zabawili się tymi młodymi ludźmi, obiecując miejsca pracy i aktywności zawodowej, których jak na razie nie widać.
Komentarze (14)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTak, jestem zgorzkniała nieco. Tak, jestem młodym radcą prawnym. Tak, gdy zdałam egzamin zawodowy, szef wywalił mnie z pracy, głupio byłoby traktować mnie nadal jako tanią siłę do roboty, może nawet bym się nie zgodziła dalej tyrać za 2.000 zł. Nie mając wyjścia, założyłam własną kancelarię. W rodzinnym mieście. Nikt mnie nie zna, nikt nie wie, jakie mam fantastyczne doświadczenie i wiedzę, jaka jestem kompetentna... W ostatnim miesiącu zarobiłam 150 zł. Koszty (w tym; najem biura, ZUS) wyniosły w sumie ok.2.500 zł. Tata pomoże. Tylko jak długo można w ten sposób funkcjonować?! Gdzie jest moja kasa, ja się pytam? Gdzie jest dla mnie praca po tylu latach wyrzeczeń i orki na ugorze?! Naprawdę, zrobiłam wszystko, co można było zrobić, pracowałam ciężko tyle lat. Nie mam z tego nic, poza wielkim żalem. Na co mi było to wszystko?!
Najwyzsza wydolnosc systemu ma miejsce przy 3742 MB,czyli 2 najnizszych pensjach krajowych.Dlatego wladze wszystkich panstw europejskich wprowadzily w swych panstwach zakaz pobierania kwot wyzszych od studentow czy uczacych sie do jakiegokolwiek zawodu.
Prawo jest logiczne.
Polecam:panel sterowania>>informacje o wydajnosci systemu>>>poprawa wydajnosci systemu>>ocena wydanosci systemu
Ja sadze,ze legislacja,zarzadzenie prawnikami lub byciem sędzią, podejmowanie decyzji powinien sluzyc specjalny program komputerowy.Ludzki mozg nie zawsze jest w stanie to ogarnąć we wlasciwym odcinku czasu.a jak wiadomo wszystko co odbywa sie poza tym odcinkiem czasu jest uposledzone.
Ja pisze o wymuszeniu uposledzenia umyslowego u prawnikow przez ustawy,przez tzw.system.Istnieje nagla potrzeba poprawy wydajnosci systemu ksztalcenia prawnikow.Ogolnopolski nakaz placenia konkurencji za prace pod pretekstem aplikacji jest tragikomedią.
Dobry prawnik to taki,ktory liczy czas,pieniadze i nie da sie wykorzystac.Abolsutnie nikomu,nawet mędrcom z uczelni.
Dodatkowo większego wysiłku wymaga zmuszenie się do nauki tego, co jest do niczego. Tak jakby dentyście-praktykowi wmawiano, że nauka o budowie stopy, jest mu do wykonywania zawodu niezbędna. Jakiego wysiłku wymagałoby od niegu uczenie się o tej stopie, kiedy z góry wie, że robiąc to traci czas bez żadnego celu.
Pierwsza zdumiewająca rzecz to, że kształci konkurent. Do niedawna, kiedy korporacje były rodzinne, to ten model kształcenia się sprawdzał. Wuj czy mamą, czy papa coś swojemu krewnemu powiedza o zawodzie. Ale uczenie obcego to byłby szczyt naiwniactwa. Jeżeli ten prezes nie kłamie, to każdy nowy odbiera część rynku swojemu patronowi. Kto rozsądny (a od prawnika tej cechy się oczekuje) działałby na szkodę swoją i swojej rodziny.
Kolejny zabawny absurd - to postawa niektórych aplikantów. Uważają, że jak patron pozwoli im napisać pisemko, to znaczy że dopuścił ich do wieeelkieeej taaajemniiiicy. Nie zastanawia was, skąd patron wie jak pisać to pismo? Szczególnie, że wielu z patronów, nie odbywało szkolenia aplikacyjnego (arbitraż, przepisywanie z innych zawodów). Wasz patron nie przegrywa spraw? :))))
Kolejne dziwne założenie - to że każdy patron posiada odpowiednią wiedzę, aby ją przekazać innym. Po pierwsze patronów nikt nie sprawdza. Po drugie, aby mieć doświadczenie, na podstawie którego można by wysnuwać jakieś wnioski - to ilość próbek 'pobranych' przez patrona, aby ustalić jakąś regułę wiedzy - musiałaby być statystycznie istotna. Patron, który w swoim życiu zawodowym napisał dwie kasacje - na pewno będzie doskonałym mentorem kasacyjnym dla swoich aplikantów (zakładając jeszcze, że będą z rodziny i będzie się chciał z nimi dzielić swoimi przemyśleniami). Samo nasuwa się kolejne pytanie, a co z patronami, którzy np. przegrali wszystkie kasacje? Czy oni też podzielą się cennymi radami? Albo czy rada patrona jest uniwersalna czy tylko ogranicza się do upodobań sędziów w rejonie?
Następna rzecz - kwalifikacje samych aplikantów. Przecież różnica między świeżym magistrem prawa a świeżym absolwentem aplikacji, z dowolnego przedmiotu - to zazwyczaj tylko od dnia do tygodnia wykładów. Czyli absolwent aplikacji może bez ograniczeń pisać pisma np. do TS w UE bo miał 20 godzin wykładów (to są 2 i 1/2 dniówki) i 9 godzin ćwiczeń (czyli jedna dniówka) :)) Patron go zapewne niczego nie nauczył od siebie, bo ani nie miał zajęć z prawa UE ani praktyki.
Czyli różnica 3 dniówek powoduje, że jeden nie może napisać pisama to TS a drugi może. W normalnym kraju, działającym na zasadach wolnej konkurencji, powstałyby kursy 4-dniowe uczące pisania skarg do TS, których ukończenie powinno uprawniać do pisania takich pism. Wszak wiedza zdobyta na 4 dniowym kursie byłaby szersza o kilka godzin od tej aplikacyjnej. A co powiedzieć o prawnikach magistrach, którzy mają swoje specjalizacje. Taki aplikant - 40 godin doświadczenia, magister specjalista - 20 000 godzin doświadczenia. Aplikant może wszystko, magister specjalista - nic, bo 20 000 godzin powoduje, że bardziej zagraża według 'racjonalnego' ustawodawcy klientowi niż ten po 40 godzinach. :))) Oczywiście ten magister specjalista zagraża tylko klientowi - osobie fizycznej - bo osobie prawnej nie zagraża. To jest tak głupie, że trudno nawet o tym pisać w kategoriach absurdu.
Poza tym radca/adwokat musi miec pelna zdolnosc do czynnosci prawnych by moc wykonywac zawod,a jedna z przeslanek ubezwlasnowolnienia jest uposledzenie umyslowe,chocby w stopniu lekkim,czyli fakt,ze przez wiele lat nie jest w stanie wyuczyc sie zawodu czy zdac do korporacji.
W zasadzie jesli student nbez absolutnie zadnego przygotowania nie wie nawet jak trącic egzamin adwokacki/radcowski z duzym prawdopodobienstwem nie ma szans w zawodzie,nawet po ukonczeniu aplikacji.
Egzamin radcowski powinien byc dostepny dla kazdego absolwenta prawa bez zadnych wymogow.To warunek sine qua non prestiżu zawodowego i zarobkow.Korporacja nie powinna wytwarzac w klientach takiego przekonania,ze jej czlonkowie nie sa wystarczajaco zdolni by zdobyc zawod po studiach jak reszta absolwentow.
Caly ten polski cyrk wynika z faktu,ze studia prawnicze koncza sie swobodnym uznaniem profesorskim,a nie egzaminem ,najlepiej panstwowym z prawa.Nie daja one wiec zadnych uprawnien,czyli zawodu.
Przypominam,ze wszyscy absolwenci urodzeni przed rokiem 80-tym zostali zablokowani w rozwoju prawniczym na wiele lat.I im nalezy sie odszkodowanie od panstwa czyli egzamin radcowski bez zadnych warunkow i wymogow.Sa zbyt starzy by zmarnowac wiekszosc zycia na zdobywanie tytulu,ktory do niczego nie prowadzi,jak w powyzszym artykule.
Badania ekonomistów pokazują, że to ludzie młodzi mają największą dynamikę, pomysłowość i kreatywność. Jeszcze nie obciążeni rodziną mogą podejmować ryzyko innowacyjnych pomysłów. System kształcenia prawników w Polsce to zaprzeczenie racjonalnej gospodarki zasobami ludzkimi. Młodych wtłacza się w kształcenie korporacyjne, które kończą w okolicach trzydzestki, czyli w wieku, kiedy (szczególnie dla kobiet) wybija ostatni biologiczny dzwonek na zakładanie rodziny. Zamiast być już ustawieni zawodowo, kiedy wejdą w rolę rodzicielską, oni dopiero muszą walczyć o swoje miejsce. Pamiętajmy, że ludziom w wieku pana prezesa KRRP nikt takich kłód pod nogi nie rzucał.
Pan prezes KRRP, który się teraz wymądrza, zapewne zaraz po studiach znalazł sobie zatrudnienie na jakiejś ciepłej posadce za czasów komuny, potem sobie zrobił uprawnienia przed komisją arbitrażową - i teraz rżnie wielkiego radcę prawnego, przed którym młode pokolenia mają czapkować. Bo praca prawnika - to NIE ZABAFFFA DLA MŁODYCH. :))))
Żeby zakończyć ten chocholi taniec, proponuje ministerstwu następujące zmiany. Dopuścić młodych magistrów prawa do reprezentowania przed sądami, tych, którzy ich sobie wybiorą - zgodnie z wolną wolą, którą podobno mamy zagwarantowaną konstytucyjnie. Zniesienie przymusów radcowskich - kto potrafi napisać pismo, nie powinien być obciążany dodatkowymi kosztami.
Skor nie chcemy żeby młodzi opuścili ten kraj, to może pora znaleźć lepsze rozwiązania ekonomiczne niż korporacje.
Dopuszczenie do powstania korporacji radców prawnych to była głupota ustawodawcy. Powstanie tej korporacji rozwaliło cały system. Radcowie byli otwartą grupą zawodową obsługującą podmioty gospodarcze i urzędowe. I tak powinno było zostać. Robienie z nich miniadwokatów - to był błąd za który zapłaciły nie tylko dziesiątki tysięcy młodych prawników, biznes prawny, a nawet cała gospodarka. Sam pamiętam jak w 2001 r. szukaliśmy radcy prawnego, jaką łachę robili, że zgodzili się przyjść na kilka minut za tysiaka. Mimo to, że zarabiali ogromne pieniądze w przeliczeniu na roboczo-minutę (godzinę nie zdarzało im sie wysiedzieć), to i tak zwalniali się jak tylko robiło się trochę trudniej, bo ktoś śmiał przyjść i wypytywać o przepisy.
Zamknięta korporacja odcięła też możliwości pracy i kariery dla młodych prawników, którzy zanim powstała znajdowali zatrudnienie w przedsiębiorstwach i urzędach.
Co gorsza przez niską podaż radcy prawni pokazali firmom, że zadania radcy w znacznej mierze, spokojnie mógł przejąć zespół - księgowa z kadrową. Wiem o czym piszę bo pracowałem w latach 90-tych u różnych pracodawców i pamiętam, prawie szok, kiedy sie okazało, że brak radcy nie zakłóca w najmniejszym stopniu funkcjonowania podmiotu, a pani księgowa też potrafi odczytywać przepisy i rozwikływać zagadnienai prawne do spółki ze swoimi koleżankami.
Przez ten pomysł z korporacją radców - nikt oprócz samych skorporowanych wtedy, na tym dobrze nie wyszedł.
Teraz przyznaje im się uprawnienia adwokackie. Zero doświadczenia w sprawach karnych - nagle ustawodawca daje im w prezencie sprawy karne. Nagle przestaje się liczyć Kalwasowe-nasiąkanie.