Jakież więc było moje zdziwienie, gdy na głównej stronie Ministerstwa Sprawiedliwości odkryłam informację, z której wynika, że... „Polska znalazła się w pierwszej piątce państw charakteryzujących się krótkim czasem rozpoznawania spraw cywilnych, handlowych i administracyjnych”! Ale to nie koniec. Resort dumnie donosi, że „nasz kraj plasuje się też wysoko w rankingu oceniającym przestrzeganie zasad praworządności”.
Jeden z raportów opracowała amerykańska organizacja pozarządowa The World Justice Project, która – jak podkreśla sam resort – cieszy się autorytetem wśród m.in. władz państwowych, organów wymiaru sprawiedliwości czy liderów biznesu. Oceniła 97 krajów świata pod kątem m.in.: braku korupcji, egzekucji prawa czy też wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych i cywilnych. Drugi raport, którym się chwali MS, opracowała Komisja Europejska.
Te wyniki to niewątpliwy sukces: nie prywatny sukces sędziów czy rządzących. To z całą pewnością naszego kraju. Dlatego żałuję, że najprawdopodobniej przejdzie on bez echa.
Dlaczego? Bo okazałoby się, że z sądami nie jest aż tak źle, żeby trzeba było ratować je elektrowstrząsami. Że zamiast likwidować 79 sądów i urządzać niesamowitą hucpę, wystarczyłoby uprościć pracę sędziów. I dać im więcej asystentów, o których proszą od dawna.
Nie można więc liczyć, że na wyniki przywołanych raportów powoła się ktoś z kręgu rządzących. To jednak ludzie inteligentni, którzy pod sobą dołków kopać nie będą. A władzę mieć lubią – nad sądami także.