Sąd Najwyższy wciąż nie zamierza ujawnić umów zawartych z wydawcami systemów informacji prawnej. Mimo wyroków administracyjnych.
Wszystkie wyroki będą w sieci / Dziennik Gazeta Prawna
Paweł Dobrowolski, prezes Forum Obywatelskiego Rozwoju / DGP / Wojciech Gorski

Kierując się argumentacją niedawnej decyzji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, można by utajnić prawie każdą umowę handlową w Polsce. Zdaniem sądu ustawa o rachunkowości i przewidziane w niej zasady bezpieczeństwa uniemożliwiają udostępnianie faktur osobom postronnym. Konsekwencje takiego stanowiska podważają fundamentalną zasadę jawności działań władzy.

Chodzi o spór prawny, który od dwóch lat toczy z SN Fundacja ePaństwo, wydawca portalu Sejmometr. Chce ona ujawnienia umów zawartych z twórcami komercyjnego systemu informacji prawnej. Ciekawi ją, ile licencji na jego używanie kupił SN i za jakie kwoty. W tle sprawy jest dostęp do orzecznictwa SN – fundacja chce, by każdy mógł za darmo znaleźć orzecznictwo najważniejszego sądu i nie musiał za to płacić komercyjnym bazom.

Niedawno organizacja znów złożyła wniosek o dostęp do tych informacji (wcześniej wygrała sprawę przed sądami administracyjnymi). Uzasadniając odmowę, pierwszy prezes SN odwołał się do przepisów o rachunkowości. Te nakazują chronić bezpieczeństwo zbiorów, w tym faktur. Zdaniem prezesa bez ich ujawnienia nie da się odpowiedzieć na pytania fundacji. A więc nawet jeśli żądane przez nią dane rzeczywiście stanowią informację publiczną, to i tak nie mogą zostać udostępnione. Fundacja ePaństwo czeka na termin rozprawy przed sądem administracyjnym, do którego zaskarżyła tę decyzję.

„Przy takim rozumieniu przepisów o rachunkowości możliwość zasięgania wiedzy przez obywateli o wydatkowaniu publicznych pieniędzy przez organ państwowy zostaje właściwie zamknięta. Wystawianie faktur stanowi bowiem powszechną praktykę w obrocie handlowym” – napisał w skardze Daniel Macyszyn, prezes fundacji.

Już ponad dwa lata Fundacja ePaństwo toczy z Sądem Najwyższym spór o dostęp do uzasadnień wydawanych w nim wyroków. Jego pobocznym wątkiem są starania o ujawnienie umów zawartych z wydawcami komercyjnych zbiorów orzeczeń. Przedstawiciele organizacji nie mogą bowiem zrozumieć, dlaczego zawierają one wyroki, których Sąd Najwyższy z niewiadomych względów nie chce umieszczać w swojej własnej, internetowej bazie orzeczeń.
Chociaż sądowa batalia już raz zakończyła się przegraną Sądu Najwyższego, to nadal nie chce on ujawnić umów. Fundacja po raz kolejny zaskarżyła sprawę do sądu administracyjnego. Zanosi się na kolejny rok oczekiwania na ostateczne rozstrzygnięcie. Nawet jeśli po raz kolejny wygra sprawę, to nie ma pewności, czy Sąd Najwyższy nie odmówi ujawnienia umów z innych niż teraz powodów.

Dostęp tylko w płatnych bazach

Wszystko się zaczęło w kwietniu 2011 r., kiedy to fundacja złożyła wniosek o udostępnienie jej treści wszystkich orzeczeń wydanych przez Sąd Najwyższy po 1 stycznia 2000 r.
– Chcieliśmy je udostępnić w ramach tworzonego przez nas portalu Sejmometr. Uważamy, że dostęp do orzecznictwa Sądu Najwyższego ma szczególnie istotne znaczenie dla interesu publicznego. Dlatego też trudno nam pogodzić się z sytuacją, że mają go jedynie użytkownicy płatnych, komercyjnych baz danych – mówi Daniel Macyszyn, prezes Fundacji ePaństwo.
Sąd odmówił udostępnienia wszystkich wyroków. Tłumaczył się względami technicznymi i tym, że nie jest w stanie przekazywać więcej niż 20 wyroków tygodniowo. Fundacja złożyła na tę decyzję skargę do sądu, ale przegrała sprawę. Teraz czeka na rozpoznanie kolejnej skargi. Sąd Najwyższy uważa natomiast temat za zamknięty i powołuje się na powagę rzeczy osądzonej.
Niejako na marginesie sporu o dostęp do wyroków organizacja zaangażowała się w kolejny. Tym razem złożyła wnioski o udostępnienie jej umów zawartych z wydawnictwem Wolters Kluwer (wydawca programu LEX) oraz Wydawnictwem Prawniczym LexisNexis (wydawca programu LexPolonica).
– Chcielibyśmy się dowiedzieć, kiedy, w jakim trybie, w jakiej liczbie oraz za jaką kwotę zostały zakupione licencje do korzystania z systemu informacji prawnej. Ciekawią nas też umowy dotyczące wydawanych przez te firmy we współpracy z Sądem Najwyższym serii wydawniczych, m.in. dotyczących orzecznictwa – wyjaśnia Daniel Macyszyn.
Jednym z powodów zainteresowania się przez fundację tymi umowami były obserwacje dotyczące wysyłanych e-mailowo wyroków przez pracowników Sądu Najwyższego. Zdarzało się, że w listach nie utajniano adresów i okazywało się, że wśród adresatów widnieją osoby pracujące w wydawnictwach.
– Tak naprawdę chcielibyśmy się dowiedzieć, jak to się dzieje, że niektórzy mogą otrzymywać jedynie po 20 wyroków tygodniowo, a inni mają dostęp do większości orzecznictwa – mówi prezes Fundacji ePaństwo.

Teoretycznie wszyscy są równi

Przedstawiciel Sądu Najwyższego zapewnia jednak, że wszystkich zainteresowanych traktuje dokładnie tak samo.
– Wydawnictwo w sprawach, w których nie występowało jako strona lub uczestnik postępowania przed Sądem Najwyższym, ma dostęp do orzeczeń na takich samych zasadach jak inne zainteresowane podmioty – odpowiedział na pytania DGP prof. Piotr Hofmański, sędzia Sądu Najwyższego i jego rzecznik prasowy.
– Jeżeli określone orzeczenia nie są powszechnie dostępne w ramach zbiorów urzędowych orzeczeń Sądu Najwyższego i w ramach strony internetowej, to podlegają udostępnieniu każdemu zainteresowanemu w trybie indywidualnym, na jego wniosek – wyjaśnia sędzia.
O tym, ile trzeba czekać na udostępnienie wyroku, decydują względy techniczne.
– Referat załatwia indywidualne wnioski sukcesywnie, kierując się kolejnością ich wpływu, a także mając na uwadze skalę zamówienia. Może oznaczać to w praktyce, że wnioski o udostępnienie pojedynczego orzeczenia są załatwiane od ręki, a wnioski o udostępnienie większej liczby orzeczeń z pewnym odroczeniem. Istotne jest również, czy orzeczenia, na które zostało złożone zapotrzebowanie, zawierają uzasadnienia dostępne w wewnętrznej elektronicznej bazie orzeczeń, a także czy uległy one już anonimizacji – tłumaczy Piotr Hofmański.
Skoro już pracownicy SN wykonają całą pracę związaną z udostępnieniem wyroku, to dlaczego nie umieszczają go jednocześnie na stronie internetowej? Wydawałoby się to logiczne – kolejny zainteresowany nie musiałby już uruchamiać całej procedury. I on, i pracownicy sądu zaoszczędziliby czasu i pracy.
– Baza orzeczeń SN jest sukcesywnie wzbogacana o kolejne orzeczenia, przy czym w ramach odrębnej zakładki „Najnowsze orzeczenia” są udostępniane te ostatnio wydane w poszczególnych izbach, które – zdaniem przedstawicieli SN – mogą lub powinny cieszyć się szczególnym zainteresowaniem – odpowiada sędzia Hofmański.
Przepisy o rachunkowości
Fundacja czeka na wyznaczenie terminu rozprawy przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. W skardze przypomina, że już raz uznał on sporne umowy za informację publiczną, która powinna zostać ujawniona. SN odmówił wówczas rozpoznania wniosków organizacji, a sąd w dwóch wyrokach zaznaczył, że powinien to zrobić.
– W sytuacji gdy żądana informacja jest informacją publiczną, to organ, a takim bez wątpienia w niniejszej sprawie jest pierwszy prezes SN, jest zobowiązany stosować przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej w załatwieniu sprawy – uzasadnił jeden z tych wyroków sędzia Eugeniusz Wasilewski, przewodniczący składu orzekającego (II SA/Wa 2257/11).
Złożone przez Sąd Najwyższy skargi kasacyjne od tych wyroków zostały oddalone przez Naczelny Sąd Administracyjny. Fundacja ponownie wniosła o udostępnienie jej umów. Tym razem SN odpowiedział. Odmownie. Organizacja złożyła wniosek o ponowne rozpoznanie sprawy. „Dramatyczne działania SN w tej sprawie powodują oburzenie opinii publicznej i godzą w autorytet władzy sądowniczej” – napisała w swoim piśmie.
Dlaczego fundacja nie pozna treści umów? Z powodu ustawy o rachunkowości (t.j. Dz.U. z 2013 r., poz. 330). Pierwszy prezes SN w swojej decyzji powołuje się właśnie na nią. Przekonuje, że udostępnienie umów wiązałoby się z ujawnieniem faktur, a tego nie może zrobić. „Faktury należą do kategorii zbiorów w rozumieniu art. 71 ust. 1 ustawy o rachunkowości. Z przepisów tej ustawy, a ściślej z całego rozdziału 8 „Ochrona danych” jednoznacznie wynika, że dokumentację należy przechowywać w należyty sposób i chronić przed niedozwolonymi zmianami, nieupoważnionym rozpowszechnianiem, uszkodzeniem lub zniszczeniem” – pisze w uzasadnieniu swojej decyzji, dodając, że dostęp do tych informacji wymaga uzyskania zgody kierownika jednostki (w domyśle: SN). A tej Fundacja ePaństwo nie posiada.
W ten sposób koło się zamyka.
Jak to się dzieje, że niektórzy otrzymują większość wyroków, a inni tylko część z nich

Wszystko, co tajne, się degeneruje

Sędziowie są władzą publiczną. Utrzymujemy ich, by tworzyli porządek i rozsądzali o winie i obowiązkach obywateli. Ponieważ są władzą, to jak każda władza w demokracji muszą podlegać kontroli obywateli. Sądzenie i administrowanie sądami musi być pod osądem opinii publicznej. Pogląd to ani nowy, ani rewolucyjny. Już Lord Acton – ten od stwierdzenia, że absolutna władza korumpuje absolutnie – mawiał, że „wszystko, co tajne, się degeneruje, również wymierzanie sprawiedliwości. Nic nie jest bezpiecznym, jeśli nie udowodni, że może znieść dyskusję i publiczny osąd”.
Niestety, sędziowie Sądu Najwyższego nie podzielają tego przekonania. Od dłuższego czasu odmawiają udostępnienia kompletu swoich orzeczeń oraz informacji o warunkach, na jakich udostępniają te orzeczenia komercyjnym podmiotom. Uparte trwanie przy tajności, wobec oczywistego obowiązku jawności, rodzi w coraz szerszym gronie obywateli uzasadnione podejrzenia.
Jako obywatele mamy prawo znać wszystkie jawne orzeczenia każdego sądu. To nie jest nasza zachcianka ani filozoficzne stanowisko. Takie po prostu jest prawo. Choć każda sprawa ma dwie strony, to jest jeszcze jedna, zainteresowana przebiegiem i wynikiem wymierzania sprawiedliwości: obywatele, których interesem jest, by sprawiedliwości stało się zadość.
Jeszcze bardziej niż chowanie przed nami sądowych orzeczeń dziwi chowanie umów z podmiotami komercyjnymi i faktur z ich realizacji. Władza publiczna nie ma innych pieniędzy niż nasze. Jej obowiązkiem jest rozliczyć się z każdego grosza.
Brak jest przyzwoitych słów, by opisać to, że sędziowie Sądu Najwyższego w jawnej sprzeczności z obowiązującym prawem i współczesnym pojmowaniem demokracji chowają przed nami należne nam informacje. Należy tylko kibicować Fundacji ePaństwo, która w naszym imieniu egzekwuje standardy przyzwoitości.