Sędzia konstytucyjny ma zbyt dużą władzę, by godzić się na jego polityczny wybór bez dokładnego prześwietlenia przeszłości – uważa prof. Andrzej Rzepliński. Nowa ustawa ma to zmienić.
Droga do trybunału / Dziennik Gazeta Prawna
W projekcie nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym znalazła się propozycja prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego, by poszerzyć krąg podmiotów mogących zgłaszać osoby na kandydatów na sędziów trybunału. Dziś jest to zastrzeżone dla posłów. W efekcie od lat nie cichną zarzuty upolitycznienia sądu konstytucyjnego.
– Ta zmiana będzie kosztować. Ale demokracja to nie jest bezkosztowa procedura – wskazuje prezes Rzepliński.
Przekonuje, że zyski będą jednak większe niż wydatki.
– Zwiększy to gwarancję, że sędziowie konstytucyjni będą nie tylko świetnymi prawnikami, ale będą wyposażeni w silniejszą legitymację demokratyczną ich władzy – zapewnia.
Zgodnie z art. 5 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (Dz.U. z 1997 r. nr 102, poz. 643 ze zm.) kandydatów na stanowisko sędziego trybunału przedstawiają posłowie i dokonują wyboru sędziego. „W polskim modelu rola Sejmu przy powoływaniu sędziów Trybunału Konstytucyjnego jest decydująca. W piśmiennictwie mówi się nawet o monopolu Sejmu w obsadzaniu stanowisk sędziów konstytucyjnych” – czytamy na stronie internetowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w dokumencie dotyczącym procedury powoływania sędziów konstytucyjnych.
Zdarza się więc, że kandydatami są właśnie posłowie. W obecnej kadencji TK sytuacja ta dotyczy sędziego Marka Kotlinowskiego, byłego posła Ligi Polskich Rodzin: do 11 marca 2006 r. był on prezesem partii, a od 6 listopada 2006 r. urzęduje w trybunale.
– Rzeczywiście, były krytyczne głosy, że z ławy poselskiej dość łatwo przejść na krzesło sędziego trybunału. Pojawiają się zarzuty, że w ten sposób załatwia się sprawy polityczne, co też zostało uwzględnione w projekcie – przyznaje minister Krzysztof Łaszkiewicz z Kancelarii Prezydenta.
– Od lat uważam, że należy zmienić zasady przedstawiania kandydatów na sędziów. Zbyt wiele pojawia się bowiem zarzutów dotyczących upolitycznienia trybunału – mówi sędzia Waldemar Żurek z Krajowej Rady Sądownictwa.

Kandydat spoza Wiejskiej

O zmianę tych zasad zabiega obecny prezes TK, i to – jak podkreśla – jeszcze od czasu, gdy nawet nie myślał o tym, że będzie orzekał w trybunale.
W projekcie nowej ustawy znajduje się art. 19, zgodnie z którym nie później niż 6 miesięcy przed upływem kadencji sędziego trybunału marszałek sejmu w Monitorze Polskim informuje o możliwości zgłaszania osób, spośród których będą zgłaszani kandydaci na sędziego TK. Poza grupą co najmniej 15 posłów kandydata będzie mogło przedstawić: Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, Krajowa Rada Sądownictwa, Krajowa Rada Prokuratury, samorząd adwokatów, radców prawnych oraz notariuszy, a także uczelnie uprawnione do nadawania habilitacji.
– To bardzo dobra propozycja – ocenia sędzia Żurek.
Wyjaśnia, że w samej KRS zasiadają przedstawiciele Sejmu, Senatu i prezydenta, więc kandydatura rady byłaby wynikiem kompromisu.
– Taka zmiana jest potrzebna nie tylko społeczeństwu, ale i samym sędziom – przekonuje prof. Rzepliński.
– Przypuszczam, że korporacja adwokacka chętnie by się w to włączyła. Adwokatura winna mieć bezpośredni wpływ na selekcjonowanie kandydatów na sędziów, w tym także konstytucyjnych, ale musi powodować się troską o stan państwa, a nie interesem utylitarnym – wskazuje adwokat Jerzy Naumann.
Zauważa, że w każdym zawodzie prawniczym można znaleźć uczciwych i rozsądnych ludzi. Nie ma żadnego powodu, aby z tego kapitału nie czerpać lub którekolwiek środowisko dyskryminować. – Pytanie więc nie brzmi czy, tylko jak zapewnić, że właśnie oni trafią do gremium typującego kandydatów na sędziów TK – podkreśla mec. Naumann.
Prezes Rzepliński uważa jednak, że poszerzenie kręgu kandydatów to jeszcze mało. Powinno ono pociągnąć za sobą także zwiększenie przejrzystości konkretnych kandydatur.
– Także sędziowie będą się lepiej czuli, jeżeli ich dorobek będzie prześwietlony. Fascynuje mnie, z jak dobrym skutkiem robią to Amerykanie. Tam powołanie nowego sędziego zarówno po stronie zwolenników, jak i przeciwników pociąga za sobą wydatki rzędu 20 mln dolarów. Tyle kosztuje opracowanie ekspertyz, analiz, dyskusje. To jest brutalne, ale pozycja sędziego po takim przewalcowaniu jest silniejsza – podkreśla prof. Rzepliński.
Zwraca uwagę, że każdy z sędziów konstytucyjnych z mocy ustawy zasadniczej ma w Polsce silną władzę – tym bardziej kandydatów należy dobierać starannie. Dziś muszą oni jedynie przedstawić informację o niekaralności i złożyć oświadczenie lustracyjne.
– To za mało – mówi prezes Rzepliński.



Prywatność

Prezes trybunału wskazuje, że zakres prywatności kandydata będzie w takiej procedurze relatywnie nieduży. Trudno jednak określić, jak głęboko należy sięgać w życie sędziego. Jego zdaniem na pewno trzeba poddać dyskusji dorobek zawodowy kandydata, a więc, jakie ważne wyroki wydawał, jakie ważne dokumenty prawne przygotował, a także to, co opublikował.
Zdania w tej mierze są jednak podzielone.
– Prześwietlanie życia prywatnego sędziego niczemu nie służy. Ustawa jasno wskazuje, że znaczenie mają oświadczenie lustracyjne i informacja o niekaralności. Chyba że byłoby prowadzone jakieś postępowanie przeciwko kandydatowi na etapie in personam i byłoby duże prawdopodobieństwo, że zostanie skierowany akt oskarżenia do sądu. Takie sytuacje można ujawniać – uważa prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
– Generalnie ta transparentność u nas jest. Jest bowiem ustawa, która obliguje kandydata na sędziego do złożenia oświadczenia lustracyjnego. I tak rozumiem prześwietlanie sędziów – jako wykluczenie pełnienia tego stanowiska przez osobę, która dopuściła się czynów niegodnych, jakimi zajmuje się Instytut Pamięci Narodowej.
Nie wyobrażam sobie jednak, żeby prześwietlać życie prywatne kandydata. W ten sposób doszlibyśmy do absurdu. Musi być granica i w moim przekonaniu jest nią ustawa lustracyjna i kwestia niekaralności – przekonuje minister Łaszkiewicz.
– Ja bym stawiał na badanie nieposzlakowanej opinii sędziego i jego nieskazitelnego charakteru oraz dorobku zawodowego. W Ameryce rzeczywiście wyciąga się kandydatowi wszystko. Ale możemy zastosować metodę francuską – tam nie do końca życie prywatne polityka obchodzi opinię publiczną, chyba że łamie on prawo – mówi sędzia Żurek.
Dłuższą drogę do TK będą mieć także posłowie. Projekt zakłada bowiem, że osoby sprawujące mandat posła lub senatora mogą kandydować na stanowisko sędziego TK, dopiero jeżeli w dniu wyboru upłynęły co najmniej 4 lata od wygaśnięcia mandatu.
– Parlamentarzysta zaraz po zakończeniu kadencji nie powinien kandydować, bo zbyt świeże ma doświadczenia parlamentarne i zbyt dużo spraw przechodziło przez jego ręce. Ja bym rozważył nawet dłuższy okres – uważa prof. Chmaj.

Szersze zmiany

Prezes TK twierdzi, że podobne zmiany mogłyby objąć nie tylko sędziów konstytucyjnych.
– Podobna procedura parlamentarnej akceptacji dla powoływania sędziego byłaby wskazana także przy powoływaniu sędziów Sądu Najwyszego. Oni również mają silną władzę, a powoływani są in camera – mówi prof. Rzepliński.
Jednak system wyboru kandydatów na sędziów do Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego to zupełnie inna historia.
– Tutaj nie widzę problemu, bo konkurs jest otwarty. Każdy, kto spełnia przesłanki, może się zgłosić na kandydata. Nie ma tu żadnego ograniczenia – podkreśla sędzia Żurek.
Ponadto taka osoba może złożyć odwołanie do Sądu Najwyższego od negatywnej decyzji.
– Jest więc pełna kontrola wyboru, a nie od początku do końca procedura polityczna – dodaje członek KRS.
Co do tego, że zmiany są konieczne, przekonany jest mec. Jerzy Naumann.
– System doboru sędziów wymaga strukturalnej zmiany, i to na wszystkich szczeblach. Ale taka zmiana musi być przygotowana niezwykle rozważnie, bo nie ma tu miejsca na jakąkolwiek pomyłkę – mówi.

Etap legislacyjny
Prace w Kancelarii Prezydenta