Zła wiadomość dla dziennikarzy, społeczników i internautów, czyli typowych ofiar art. 212 kodeksu karnego. Ani resort sprawiedliwości, ani żadna partia nie kwapi się do zmiany powszechnie krytykowanego przepisu o zniesławieniu.
Bezduszny przepis wciąż będzie zbierał obfite żniwa. Z inicjatywy w tym zakresie definitywnie wycofali się posłowie PSL. Także resort sprawiedliwości, który pod naciskiem mediów oraz organizacji społecznych przedstawił swą wstępną i roboczą propozycję zmian, po cichu rezygnuje z pomysłu.
Oficjalnie tłumaczy, że wciąż „analizuje problem”. Ale o tym, że zryw ministerstwa był niepoważny, jednorazowy i miał charakter raczej polityczny, świadczy anegdota, którą słyszymy od organizatorów kampanii na rzecz zniesienia przepisu: „Wykreśl 212 kk”.
Gdy osoby uczestniczące w spotkaniach z Jarosławem Gowinem oceniły w swym piśmie jego propozycje jako niesatysfakcjonujące, oddzwonił pracownik ministerstwa, pytając, o jaki w ogóle projekt chodzi, bo nic nie wie o pracach nad takimi zmianami. Poprosił także o przesłanie projektu przekazanego uczestnikom kampanii przez Jarosława Gowina.

Projekty w koszu

Propozycja PSL była prosta. Sprowadzała się do wykreślenia art. 212 k.k. i 213 k.k. Opierała się na projekcie zaproponowanym przez Izbę Wydawców Prasy oraz Helsińską Fundację Praw Człowieka.
– Pomysł nowelizacji rzeczywiście powstał w PSL. Ale w wyniku dalszych konsultacji w samym klubie nie zyskał aprobaty i nie został przekazany do Sejmu – przyznaje Krzysztof Kosiński, rzecznik prasowy tej partii.
Z kolei resort sprawiedliwości twierdzi, że konkretne propozycje Izby Wydawców Prasy, Stowarzyszenia Gazet Lokalnych oraz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka „wymagają dokładnej oceny i podjęcia decyzji w przedmiocie kierunków ewentualnych zmian w kodeksie karnym.
– Obecnie trwa analiza stanu prawnego w zakresie potrzeby i zakresu nowelizacji art. 212 k.k., w szczególności w kontekście aktualnie przysługującej osobie pokrzywdzonej ochrony prawnej na podstawie ustawy – Prawo prasowe, znowelizowanej ustawą z 14 września 2012 r. – informuje ministerstwo.
Twierdzi, że z uwagi na złożoność problematyki i panującą odmienność poglądów jej dotyczących nie zostało dotychczas wypracowane stanowisko co do przyszłego kształtu regulacji prawnokarnych, które nie budziłyby wątpliwości konstytucyjnych i były zgodne ze standardami międzynarodowymi.
– Nie jest zatem możliwe przedstawienie ewentualnego terminu prac legislacyjnych w powyższym zakresie – przyznaje ministerstwo.

Zamiatanie pod dywan

Helsińska Fundacja Praw Człowieka cały czas stoi na stanowisku, że art. 212 k.k. powinien zniknąć.
– I to jak najszybciej. Na co dzień mamy do czynienia z jego ofiarami. Nie ma tygodnia, abyśmy nie mieli zgłoszenia od osoby, która została z tego artykułu oskarżona – ocenia Dominika Bychawska-Siniarska, dyrektorka Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce.
– Jeśli art. 212 k.k. nie zostanie zmieniony, to nadal będzie kneblować dziennikarzy i redakcje, które chcą poruszać fundamentalne i społecznie istotne tematy – dodaje Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.
Ministerialne propozycje nie wzbudziły aplauzu organizacji społecznych, bo zakładały utrzymanie odpowiedzialności karnej za zniesławienie. Proponowały jedynie złagodzenie sankcji, poprzez wyeliminowanie kary pozbawienia wolności.
– Przybywa niestety takich spraw. To dlatego, że wielu decyduje się na drogę karną, korzystając z przepisów o zniesławieniu, a nie ścieżkę cywilną dotyczącą naruszenia dóbr osobistych. Proces karny jest po prostu szybszy – uważa Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.
– Myślę, że niestety paradoksalnie przyczyniła się do tego także kampania „Wykreśl 212 kk”. Wiele ludzi dowiedziało się o istnieniu tego przepisu i z niego skorzystało – wskazuje Dominika Bychawska-Siniarska.



Brak jawności

Wielkim problemem jest to, że sprawy o zniesławienie z zasady są niejawne. Pozycja oskarżonego w tych sprawach jest i tak trudna. To on musi udowadniać, że nie jest wielbłądem, więc obserwacja procesu powinna mieć kluczowe znaczenie.
– Procesy o gwałty czy morderstwo nie są z mocy prawa niejawne. A w ich przypadkach względy moralności publicznej dużo bardziej uzasadniałyby wyłączenie jawności procesu z mocy prawa. Zwłaszcza że w sprawie cywilnej o naruszenie dóbr osobistych, która często toczy się równolegle do procesu karnego, nie ma automatyzmu – mówi Dominika Bychawska-Siniarska.
Fundacja helsińska postuluje, aby przynajmniej to zmienić i sprawić, by procesy były co do zasady jawne. Dziś, gdy dochodzi do wyłączenia jawności, każdy oskarżony może zgłosić sądowi, że chce, aby proces obserwowały dwie osoby zaufania. Mogą to być członkowie rodziny, dziennikarze czy przedstawiciele jakiejś organizacji społecznej.

Ministerstwo Sprawiedliwości po cichu wycofało się z projektu złagodzenia prawa

– W zasadzie sąd powinien przyznać takie prawo oskarżonemu. Niestety w praktyce są z tym problemy. Zdarzało się, że sąd na to nie wyrażał zgody i wyrzucał nas z sali rozpraw – mówią przedstawiciele fundacji.
Tak było ostatnio w sprawie dziennikarzy Wojciecha C. i Tomasz B. z „Dziennika” skazanych za artykuł prasowy o władzach publicznej spółki. Sędzia Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów wyprosiła obserwatora fundacji z sali.
– Dlatego złożyliśmy wniosek o dopuszczenie nas jako przedstawiciela organizacji społecznej. Na ogłoszeniu wyroku nasz dotychczasowy przedstawiciel fundacji nie mógł się pojawić z racji kolizji terminów. W zastępstwie przyszła inna osoba. Ale sąd pozwolił jej tylko wysłuchać sentencji wyroku. Po czym, przed przedstawieniem ustnego uzasadnienia, wyprosił przedstawiciela fundacji – relacjonuje Dominika Bychawska-Siniarska.

Strasburskie wyroki

Wiele polskich spraw o zniesławienie znajduje swój finał w Strasburgu. Monitorowaniem ich przebiegu nie zajmuje się resort sprawiedliwości, tylko spraw zagranicznych. W ciągu ostatnich pięciu lat Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) wydał cztery wyroki, w których stwierdził naruszenie prawa międzynarodowego z powodu wyroków skazujących z art. 212 k.k. W 2012 r. stwierdzeniem naruszenia zakończyły się dwie sprawy – Jucha i Żak oraz Lewandowska-Malec. Wcześniej polskie sądy naruszyły konwencję w sprawie Kurłowicz i Długołęcki.
W 2012 r. ETPC wydał również cztery wyroki, w których stwierdził brak naruszenia przez Polskę prawa mimo zastosowania przez sądy art. 212 k.k. (sprawa Ziembiński, Łopuch, Ciesielczyk, Gąsior).
Trybunał wydał ponadto dwie decyzje zatwierdzające ugody w sprawach: Marek (2012 r.) i Gałus (2011 r.) oraz deklaracje jednostronne w sprawach: Gazda (2011 r.) i Szczerbiak (2011 r.). Jedna sprawa została skreślona z listy z uwagi na niepodtrzymywanie skargi przez skarżącego: Lepper (2011 r.).
– Polska podejmuje próby polubownego rozwiązania sprawy po uprzednim zasięgnięciu opinii resortu, czy też podmiotu, którego właściwości podlega jednostka odpowiedzialna za naruszenie konwencji – tłumaczy MSZ.
Po otrzymaniu pozytywnej opinii pełnomocnik przygotowuje propozycję zawarcia ugody lub tzw. deklarację jednostronną, w której przyznaje, że nastąpiło naruszenie konwencji. Proponuje też stosowne zadośćuczynienie.
– Sądy powinny znać orzecznictwo ETPC w Strasburgu, niezależnie, czy sprawa dotyczy Polski czy innego państwa. To powinna być taka lampka ostrzegawcza dla naszego wymiaru sprawiedliwości. Niestety jednak nadal większość wyroków nie jest tłumaczona. To bariera dla niektórych sędziów – uważa przedstawicielka fundacji.
ETPC w tych orzeczeniach zwraca uwagę na kilka standardów, które powinny być brane pod uwagę przy orzekaniu w tych sprawach. Stwierdza, że duże znaczenie ma to, w jakim kontekście pada wypowiedź. Bardziej chronione są słowa, które padają w debacie politycznej, są poczynione w interesie publicznym lub dotyczą osoby publicznej, np. polityka czy urzędnika, który powinien mieć grubszą skórę.
Niestety polskie sądy nie odnoszą się do tych okoliczności. Nie badają też tego, czy ktoś wypowiada się o fakcie, czy też jest to jego opinia.