Brakuje narzędzi, które pozwolą nam się bronić przed śmierdzącym sąsiedztwem garbarni, ferm, chlewni czy wysypisk. Prawdopodobnie i teraz przedsiębiorcy zablokują zmiany w przepisach.
O tym, jak uciążliwe potrafi być śmierdzące sąsiedztwo, wiedzą mieszkańcy Śmiłowa. Sprawa zapachów wydobywających się z zakładów Farmutil, zajmujących się produkcją wędlin i utylizacją odpadów ubojnianych i zwierzęcych, wraca jak bumerang.
Mieszkańcy co jakiś czas narzekają na okropny fetor, który w zależności od wiatru czuć w odległości 15 – 20 km od zakładów.
– Wystarczy wyjść na klatkę schodową czy przed dom, by człowiekiem wstrząsnął odruch wymiotny – skarży się pan Karol. – Skala tego obrzydliwego, lepkiego i słodkiego zapachu, jaki unosi się nad nami, przechodzi ludzkie pojęcie – dodaje.

To nie fabryka czekolady

Mieszkańcy na internetowych forach sugerują, że powodem jest wyłączanie termooksydatora, czyli urządzenia eliminującego nieprzyjemne zapachy.
– Nie ma takiej możliwości, bo to urządzenie jest sprzężone z linią produkcyjną. Gdyby było wyłączone, zakład by nie pracował – zaprzecza Przemysław Andryszczak, prezes Farmutilu, który zapewnia, że firma stosuje wszystkie najlepsze technologie, które są obecnie dostępne.
– Chyba nie ma w Polsce drugiego takiego zakładu, posiadającego tyle urządzeń do minimalizowania brzydkich zapachów.
Każdy mieszkaniec przyzna, że w stosunku do tego, co było 4 – 5 lat temu, nastąpiła ogromna poprawa. Nie produkujemy jednak czekolady.
Pewna uciążliwość może się wiązać z tym, że przyjeżdża do nas dużo samochodów przewożących surowiec do utylizacji – wyjaśnia.

Według projektu założeń do ustawy o uciążliwości zapachowej za każdy dzień zwłoki w wykonaniu decyzji administracyjnej będą naliczane kary:
● 50 zł dla podmiotu, którego powszechne lub zwykłe korzystanie ze środowiska powoduje uciążliwość zapachową,
● 500 zł dla małego lub mikroprzedsiębiorstwa, które prowadzi uciążliwą działalność, i 1000 zł za każdy dzień dla wszystkich pozostałych podmiotów

W pilskiej delegaturze wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska skarg na działalność Farmutilu już nawet nie liczą.
– Praktycznie nie ma tygodnia, by nie trafiła do nas kolejna – przyznaje Marek Duraj, kierownik delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Pile.



Projekt bez końca

Każdorazowo w przypadku skarg kontrolerzy WIOŚ sprawdzają, czy nie doszło do jakiejś awarii, oraz zwracają się do zakładu o udzielenie wyjaśnień. W kwestii zapachu mają jednak związane ręce.
– W Polsce nie ma ustawy odorowej, mimo że od wielu lat słyszymy zapowiedzi jej uchwalenia. Gdyby obowiązywała, mielibyśmy instrument pozwalający weryfikować, czy dana uciążliwość mieści się w granicach wyznaczonych przez normy prawne, czy je przekracza – narzeka Marek Duraj.
W Ministerstwie Środowiska prace nad ustawą o uciążliwości zapachowej trwają od lat, ale nigdy nie udało się doprowadzić ich do końca. Niedawno zakończyły się konsultacje społeczne do kolejnego już projektu założeń do ustawy.
Nowe regulacje miałyby ogromne znaczenie zarówno dla przemysłu rolnego, spożywczego, chemicznego, gospodarki odpadami, firm zajmujących się utylizacją odpadów czy oczyszczaniem ścieków, jak i dla mieszkańców terenów sąsiadujących z tego typu zakładami.
Obywatele mogliby zainicjować postępowanie w sprawie ograniczenia uciążliwości zapachowej (przynajmniej 10 proc. mieszkańców danej miejscowości). Takie prawa przysługiwałyby też sołtysowi czy wójtowi albo postępowanie mogłoby być wszczęte z urzędu.
Proponowany wachlarz sankcji zaczyna się od nakazu zmiany procedur postępowania z substancjami wonnymi poprzez zmianę procesu produkcji, stosowanie specjalnych filtrów, dezodoryzację, aż po nakładanie kar administracyjnych. Te mają być znaczące – od 50 do 1000 zł dziennie.
Projekt zakłada dwuletnie vacatio legis, podczas którego firmy mogłyby przystosować się do nowych wymogów. Mimo to do ministerstwa napłynęło mnóstwo krytycznych uwag od związków hodowców zwierząt, przedstawicieli przemysłu papierniczego, utylizacyjnego, chemicznego, drobiarskiego czy rolniczego.
– Główne argumenty dotyczyły w ogóle celowości wprowadzania dodatkowej regulacji, ograniczenia konkurencyjności polskiego przemysłu rolno-spożywczego i produkcji rolniczej – mówi Magdalena Sikorska, rzeczniczka resortu.
– Wyraźny opór przedsiębiorstw i ich związków, a nawet samorządów, może doprowadzić do zablokowania tej inicjatywy już na etapie konsultacji społecznych czy uzgodnień międzyresortowych i konieczności poszukiwania innego rozwiązania tego problemu – dodaje.

Pozew cywilny bez szans

Co mają robić sąsiedzi uciążliwych przedsiębiorstw?
– Gdyby ktoś przyszedł do mojej kancelarii z takim problemem, poradziłbym mu, by poczekał – rozkłada ręce mec. Jędrzej Klatka z kancelarii Klatka i Partnerzy. Podobnego zdania jest Radosław Skowron, partner w kancelarii Kaczor Klimczyk Pucher Wypiór.
– To brutalnie brzmi dla ludzi, którzy muszą to znosić, ale jeśli chodzi o zapach, to nie da się zrobić nic. Jeśli zakład spełnia normy w zakresie trujących i szkodliwych składników, to nasyłanie kontroli ochrony środowiska będzie bezskuteczne – mówi mec. Skowron.
– Do rozważenia jest pozew na gruncie prawa cywilnego, skierowany do takiego emitenta z tytułu immisji, czyli odczuwania na swojej nieruchomości szkodliwych elementów działalności sąsiada, w tym przypadku przedsiębiorstwa.
Ewentualnie można to połączyć z naruszeniem dóbr osobistych i miru domowego. Ale to wieloletni proces, a zwykle takie zakłady mają sztab prawników, który potrafi się przed takimi zarzutami obronić.
Według Marka Krydy z fundacji Indigena problem leży w egzekucji istniejących przepisów.
– Mimo że według kodeksu cywilnego uciążliwości nie mogą przekraczać granicy działki, to ja nie znam ani jednego przypadku wygranej sprawy sądowej dotyczącej uciążliwości zapachowej.
Skoro przy występowaniu o tzw. pozwolenie zintegrowane (określa się w nim dopuszczalne oddziaływanie zakładu w uciążliwych dla środowiska aspektach: emisja w powietrze, ścieki, odpady, hałas – przyp. red.) wpisuje się, na jaką odległość maksymalnie wydobywać się będą gazy z przedsiębiorstwa, to wystarczy na jego granicy ustawić czujniki, które będą to wychwytywać.
A do tego nie potrzeba ustawy, wystarczy odpowiednie rozporządzenie – wyjaśnia.