Po raz pierwszy projekt prezentował w grudniu zeszłego roku minister sprawiedliwości Jarosław Gowin w towarzystwie szefa komisji prof. Andrzeja Zolla i sędziego Sądu Najwyższego prof. Piotra Hofmańskiego, kierującego zespołem przygotowującym dokument. Był to pierwszy akt prawny, jaki Gowin przedstawił opinii publicznej na początku urzędowania.
Głównym deklarowanym przez twórców celem projektu jest usprawnienie postępowania sądowego. Jak mówił Gowin, zarówno ten projekt, jak i wcześniej wprowadzone zmiany w ustroju sądów - co robił jego poprzednik Krzysztof Kwiatkowski - doprowadzą do tego, że czas trwania procesów skróci się o jedną trzecią. Obiecywał to w expose premier Donald Tusk.
Założenia tej nowelizacji to - jak mówili wtedy Zoll i Hofmański - zmiana filozofii prowadzenia procesu. Sąd, zwolniony z obowiązku samodzielnego dochodzenia do tzw. prawdy materialnej, stałby się arbitrem rozsądzającym spór między oskarżycielem a obroną, co w języku prawniczym nosi nazwę kontradyktoryjności.
Przyjęte w projekcie rozwiązania przewidują wyeliminowanie i skrócenie niektórych procedur sądowych oraz rezygnację z prowadzenia kosztownych dla Skarbu Państwa przesłuchań świadków i powoływania biegłych. Wpłynie to na przyspieszenie procesu postępowania karnego oraz jego skrócenie.
Przyśpieszeniu procesu miałoby też służyć dopuszczenie możliwości prowadzenia rozpraw pod nieobecność oskarżonego i obrońcy - o ile zostali powiadomieni o procesie - jak również odejście od obligatoryjnego odczytywania na rozprawie licznych protokołów.
Tę zmianę wyjaśniono ideą, by oskarżony miał prawo do obrony, a nie obowiązek obrony. "Jeśli więc jest pasywny i unika wymiaru sprawiedliwości, aby przewlekać proces, nie ma powodu, by prawo mu na to pozwalało" - tłumaczył Gowin. Jak podkreślał Hofmański, pozwoli to ukrócić "zmorę polskiej sali sądowej", jaką jest stosowanie różnych kruczków w celu doprowadzenia do przedawnienia.
Zgodnie z propozycjami obrońca i pełnomocnik mają być wyznaczani z urzędu na wniosek strony (obciążenie kosztami obrony lub pełnomocnictwa ma zależeć od wyniku procesu sądowego).
W projekcie zaproponowano m.in. poszerzenie możliwości dobrowolnego poddawania się karze, dziś dopuszczalne tylko w sprawach o występki (zagrożone karą do 10 lat więzienia), również na sprawy o zbrodnie zagrożone karą do 15 lat więzienia, jak również ograniczenie liczby dokumentów przekazywanych sądowi wraz z aktem oskarżenia - tylko do ściśle związanych z przedmiotem procesu.
Rząd chce też ograniczenia zatrzymań i aresztów w ten sposób, że wykluczone stałoby się tymczasowe aresztowanie w sprawach o przestępstwa zagrożone karą do 2 lat więzienia.
Rząd chce też ograniczenia możliwości zwrotu sprawy prokuraturze w celu uzupełnienia braków w śledztwie tylko do takich wypadków, w których w śledztwie nie przeprowadzono czynności obligatoryjnych, nie zaś w celu przeprowadzenia dowodów. Zaproponowano również obowiązek organizacji posiedzeń przygotowawczych przed każdym skomplikowanym procesem z licznymi dowodami i wieloma przesłuchaniami.
Według projektu referendarze sądowi mieliby uzyskać możliwość wykonywania niektórych czynności w postępowaniu karnym. Komisja uważa, że wprowadzenie tego rozwiązania odciąży sędziów.
Ministerialny projekt, gdy prezentowano go w grudniu, życzliwie przyjęło stowarzyszenie sędziów "Iustitia". Sędziowie przypomnieli też przy tej okazji o swoim projekcie nowelizacji, złożonym wcześniej w resorcie.
"Nadal uważamy, że jedną z największych wad obecnego modelu polskiego procesu karnego jest uchylanie spraw przez sąd odwoławczy nawet po kilka razy do ponownego rozpoznania, w wyniku czego strony, w tym pokrzywdzeni przestępstwem, nie mogą latami doczekać się prawomocnego wyroku" - głosi oświadczenie sędziów.