"Aby móc objąć Systemem Dozoru Elektronicznego (SDE) osoby łamiące zakazy stadionowe, od kilku miesięcy intensywnie współpracujemy z policją i resortem spraw wewnętrznych, chcemy też pomóc sędziom orzekającym zakazy stadionowe w zrozumieniu i rozróżnieniu różnych typów rozgrywek piłkarskich" - powiedział dziennikarzom minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski.
I tak, od 1 stycznia przyszłego roku można byłoby egzekwować orzeczony wcześniej sądownie zakaz stadionowy nie w ten sposób, że osoba objęta zakazem melduje się we właściwym posterunku policji, a w ten sposób, że na cały, wielomiesięczny okres zakazu, otrzymuje elektroniczną bransoletę na kostkę i systemowy nadajnik w swoim domu, gdzie musi przebywać w czasie każdego meczu, który taki zakaz obejmuje. "System jest aktywny tylko w godzinach meczu, w pozostałych dniach i godzinach jest wyłączony" - wyjaśnił nadzorujący SDE gen. Paweł Nasiłowski.
Jak podkreślił Kwiatkowski, ta forma zakazu stadionowego - z jednej strony dolegliwa i skuteczna - z drugiej ma też walor humanitarny. "Bo taki chuligan chcący się nazywać kibicem, może w swoim domu, ubrany w służbowy uniform, sam lub w towarzystwie przeżywać emocje sportowe i nawet rzucić puszką piwa w telewizor. Ale w swoim domu, w swój telewizor" - mówił Kwiatkowski.
Wdrażany stopniowo od dwóch lat SDE za kilka miesięcy obejmie już cały kraj
Od początku karę odbywało w tym trybie 3410 skazanych. Ponad 1800 skazanych zakończyło już jej odbywanie, aktualnie jest to ponad 1500 osób. System docelowo ma pomieścić nawet 7,5 tysiąca osób jednocześnie odbywających tę karę, i resort ocenia go jako oszczędny. "Miesięczny koszt SDE to ponad 500 zł na skazanego, podczas gdy miesięczny koszt pobytu jednego skazanego w więziennej celi to około 2500 zł. Budżet zaoszczędził już na SDE 11,8 mln zł" - wyliczał Kwiatkowski.
Każdy skazany odbywający karę w tym systemie może pracować, uczestniczyć w praktykach religijnych, a także brać udział np. w orzeczonej przez sąd terapii odwykowej. "Sąd z kuratorem i skazanym opracowują harmonogram tych zajęć poza strefą systemu. O ile skazany wraca po nich punktualnie do domu - wszystko jest w porządku. Jeśli spóźnia się bez usprawiedliwienia - kara na wolności zamieni się w pobyt w więzieniu" - wyjaśnił Nasiłowski.
Jak dodał, od września 2009 r., gdy system zaczął działać, 234 osoby uwolniły się z "elektronicznej bransolety" - resort ocenia tę liczbę jako niewielką. "Trafili za kraty, musieli też pokryć koszty zniszczenia sprzętu" - mówił generał. W jego ocenie, główna motywacja osób próbujących wyzwolić się z dozoru elektronicznego to nałóg, w szponach którego niektórzy skazani pozostają i wpadając w ciąg - nie są w stanie kontrolować godzin, w których muszą zameldować się w strefie działania SDE.
Resort ma plany nowelizacji ustawy
Resort opracował też projekt nowelizacji ustawy o SDE, który ma wprowadzić możliwość ubiegania się przez takiego skazanego o warunkowe przedterminowe zwolnienie z reszty kary. Obecnie takie prawo przysługuje tylko skazanym przebywającym w zakładach karnych (po połowie odbytej kary). Autorzy projektu są za zrównaniem w tym kontekście praw skazanych na pobyt w więzieniu i odbywających karę w SDE. Sąd mógłby orzec takie warunkowe zwolnienie pod warunkiem uznania, że dotychczasowa kara spełniła już cel wychowawczy, o czym zaświadczać ma też postawa skazanego i opinia kontrolującego go kuratora sądowego.
Autorzy nowelizacji chcą też dokonać innej korekty przepisów i dzięki niej dopuścić do tego, że odbywający karę w SDE uzyska prawo do pomocy społecznej. Dziś osoby skazane nie mają prawa do uzyskiwania takiej pomocy. "Tymczasem bardzo często zdarzają się sytuacje, w których pomoc społeczna jest takim ludziom naprawdę potrzebna. Skazani w zasadniczej części nie wywodzą się bowiem z elit intelektualno-finansowych" - podkreślił Kwiatkowski.