Sprzedając bilety na mecze Euro 2012, UEFA nie weryfikowała, kto z kupujących ma zakaz stadionowy. Teraz kiboli nic nie powstrzyma. Policja nie jest w stanie wyłapać szalikowców spośród tłumu kibiców z całego świata.

Część z rozlosowanych w kwietniu tego roku biletów na piłkarskie spotkania w ramach Euro 2012 trafiła do osób objętych zakazami stadionowymi. Skazani oni zostali prawomocnymi wyrokami sądowymi, m.in. za agresywne zachowanie podczas meczów polskiej ekstraklasy.

Winny był system dystrybucji biletów, który zorganizowała UEFA. Dopiero na miesiąc przed turniejem federacja będzie mogła uzyskać dostęp do danych osób objętych zakazem stadionowym. Jak tłumaczą jej przedstawiciele, dane te zestawione zostaną z listą osób, które kupiły bilety, co pozwoli na podjęcie ewentualnych działań. Jakich konkretnie? Jak mówi anonimowo osoba zaangażowana w przygotowania do mistrzostw Europy, w praktyce federacja będzie mogła jedynie rozesłać informacje do kibiców objętych zakazem stadionowym, że wchodzą oni na stadion na własne ryzyko oraz że będą traktowani jako persony non grata.

Wyrywkowe kontrole

– Skoro kibole z Krakowa, Łodzi nie wahają się dokonywać morderstw, to tym bardziej zlekceważą pisemko od UEFA. Tego błędu nie da się już naprawić i trzeba liczyć jedynie na ich patriotyczne uczucia – mówi oficer stołecznej policji, który od kilku lat zajmuje się rozpracowywaniem ruchów kibicowskich.

– To luka w prawie i rzeczywisty problem. Nawet zmasowane działania policji polegające na legitymowaniu wszystkich przed stadionem nie są w tym wypadku rozwiązaniem. Przecież do czynności legitymowania policjant musi mieć faktyczną podstawę – mówi „DGP” Janusz Kaczmarek, doradca PZPN w zakresie bezpieczeństwa.

Sama policja przyznaje, że nie da rady sprawdzić wszystkich kibiców. – Liczymy, że sprzedawca biletów dokona teraz drobiazgowej weryfikacji osób, które kupiły wejściówki na mecze. Sami będziemy w stanie dokonywać wyrywkowych kontroli przed stadionami, aby wyeliminować osoby z zakazami – mówi rzecznik policji Mariusz Sokołowski.

W opinii ekspertów piłkarska federacja nie ma możliwości anulowania już sprzedanych kibolom biletów, choć prawny „bezpiecznik” znajdował się na oficjalnej stronie www, przez którą dystrybuowano wejściówki. – Na stronie znalazła się informacja, że formularze zgłoszone przez osoby, na których ciąży zakaz stadionowy, będą odrzucane – mówi Konrad Opalski, specjalista prawa sportowego z kancelarii Bird & Bird. Jednak taka weryfikacja dotąd nie została przeprowadzona, a bilety zostały już rozlosowane wśród kibiców.

Sami policjanci w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że kibole najczęściej kupowali bilety na nazwiska swoich bliskich, których nie ma w żadnych bazach danych. Zdaniem Krzysztofa Lange, radcy prawnego z kancelarii Nowakowski i Wspólnicy, kolejną słabością systemu jest możliwość odsprzedania innej osobie biletu po cenie nominalnej. – Wtedy jest to umowa cywilnoprawna zawarta pomiędzy przysłowiowymi panami Kowalskim i Nowakiem, na co UEFA nie ma wpływu w świetle przepisów o zakazach stadionowych – mówi Lange.

Przepisy zbyt ogólnikowe

Rozwiązania problemów nie przyniesie wejście w życie czekającej na podpis prezydenta Bronisława Komorowskiego specustawy wprowadzającej narzędzia kontroli nad kibicami. Przewiduje ona m.in., że dzięki specjalnym elektronicznym obrączkom policja i straż więzienna mogłyby zdalnie sprawdzać, czy w czasie meczu kibice z zakazami stadionowymi rzeczywiście przebywali w domu. Dotyczy to jednak wyłącznie tych osób, wobec których sądy orzekną zakaz uczestnictwa w imprezach masowych po wejściu w życie znowelizowanej ustawy.

Dodatkowo niektórzy prawnicy wskazują na zbytnią ogólnikowość przepisów. – Zarówno w obowiązującej ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych, jak i specustawie, która trafiła do prezydenta, brakuje przepisów szczegółowych wprost regulujących te kwestie – mówi Krzysztof Lange.

Specustawy broni Katarzyna Grabska, szef grupy prawa sportowego w kancelarii Bird & Bird. – Geneza nowelizacji związana jest z przyszłorocznym wydarzeniem, ale założeniem było, by przepisy miały charakter uniwersalny – mówi.

Największym poszkodowanym i tak będzie policja, która – choć nie miała wpływu na powstałe przepisy – to będzie musiała wziąć na swoje barki odpowiedzialność za bezpieczeństwo podczas Euro 2012. A gdy coś pójdzie nie tak, cała wina zostanie zrzucona na nią.