Niskie limity na finansowanie kampanii dla pojedynczych kandydatów dają im mniejsze szanse niż tym, za którymi stoi partyjna machina.

Limit wydatków dla komitetu wyborczego, który zarejestruje jednego kandydata w jednym okręgu wyborczym, wynosi 55 tys. zł. Komitety, które zarejestrują swoich kandydatów w większej liczbie okręgów, mogą limity łączyć i według uznania przesuwać pieniądze.

– To daje swobodę i pewną przewagę dużym komitetom, ponieważ w ramach limitu w jednym miejscu mogą zwiększać wydatki na kampanię, a w innym nie – wyjaśnia Krzysztof Lorentz z PKW.

Obywatele do Senatu mają zarejestrowanych 30 kandydatów w jednym komitecie, część zarejestrowała się osobno. Narzekają, że trudno im zorganizować profesjonalną kampanię wyborczą. Najwięcej kosztują billboardy czy plakaty oraz niestandardowe formy kampanii, np. reklamy w środkach komunikacji miejskiej. Za jeden billboard trzeba zapłacić od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych (w zależności od wielkości, miejsca czy czasu, przez jaki wisi).

W PO 40 tys. zł dla jedynki

Limity to jednak także problem kandydatów dużych partii. O ich wysokości dla poszczególnych kandydatów decyduje bowiem centrala partii albo władze regionalne. Zgodnie z prawem komitety, które wystawiają kandydatów we wszystkich okręgach do Sejmu i Senatu, mogą wydać w sumie 30 mln zł. I to do nich należy decyzja, jak te środki podzielić między kampanię centralną i indywidualną poszczególnych kandydatów. W Platformie po licznych sporach o limity zarząd partii postanowił, że jedynki nie powinny wydawać na swoje kampanie więcej niż 40 tys. zł. Z kolei kandydaci na dalszych miejscach, w zależności od ich pozycji i regionu, mogą wydać kilkanaście tysięcy mniej.

– Kilkanaście tysięcy wystarczy na kampanię indywidualną, żeby się spotykać z ludźmi. Przecież i tak wynik robi kampania centralna – mówi jeden z posłów PO.

Limity utyskiwań

Ale to głos raczej odosobniony. We wszystkich partiach limity są przy każdej kampanii powodem donośnych utyskiwań. Ich zróżnicowanie jest spore we wszystkich partiach.

W PiS podobnie jak w PO – jedynki mogą wydać średnio ok. 40 tys. zł, kolejne miejsca 5 – 10 tys. mniej. W SLD limity dla jedynek to nawet 60 tys zł, ale za to ostatni mogą wydać po kilkaset złotych, maksymalnie tysiąc.

Taka sytuacja powoduje, że kandydaci z dołu list często rezygnują z czynnej kampanii wyborczej, bo wiedzą, że i tak nie mają szans na sukces.

– Kandydatów dużych partii zarówno do Sejmu, jak i Senatu „niesie” kampania centralna organizowana przez sztaby. Najczęściej mają dzięki temu gotowe layouty billboardów, plakatów etc. Z własnych limitów muszą za to płacić za ich druk i np. wynajęcie nośników. – Partie mają efekt synergii. Kandydaci na posłów wspierają też kandydatów na senatorów i to wszystko wzajemnie się napędza znacznie mniejszym kosztem – przyznaje politolog dr Jarosław Flis z UJ.

Krzysztof Lorentz z PKW podkreśla, że limitowanie wydatków na kampanię ma dać szansę słabszym i ograniczać dużych.

– Przy zbyt wysokich limitach decyduje, kto ile ma pieniędzy. Z kolei zbyt niskie mogą zachęcać do ich omijania i nielegalnego finansowania kampanii – podsumowuje.