Zdelegalizowany hazard ma się świetnie. Zagraniczne serwisy nie zamierzają zwijać w Polsce interesów. A drobni gracze, którzy tracili pieniądze na automatach o niskich wygranych, przenieśli się do sieci.
„Strony serwisu w języku polskim są skierowane wyłącznie do osób, które chcą skorzystać z naszych usług w języku polskim poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej” – zapewnia serwis Partypoker.com należący do zarejestrowanej na Gibraltarze firmy ElectraWorks Limited. Podobne zapisy można znaleźć na witrynach wielu serwisów e-hazardowych. Tak próbują się chronić przed nowelizacją ustawy hazardowej delegalizującej e-poker, ruletkę czy black jacka. Weszła ona w życie 14 lipca.

Tylko dwa zamknięte

Zastrzeżenie o przeznaczeniu serwisu dla określonych podmiotów, napisane do tego często drobnym drukiem, nie skutkuje automatycznym wyłączeniem odpowiedzialności. – Administratorzy portali musieliby wprowadzić zabezpieczenia, uniemożliwiające skorzystanie z serwisu przez podmioty nieuprawnione – ocenia Anna Białożyt, aplikant radcowski w kancelarii Chabasiewicz, Kowalska i Partnerzy.
Tak naprawdę jednak zagraniczne serwisy e-hazardowe zupełnie nie przejęły się polskim zakazem. Tylko dwie: bukmacherska Betway i e-pokerowy Ladbrokes, zdecydowały się zamknąć swoje serwisy dla Polaków.
Cała reszta z przepytanych przez nas kilkunastu firm odpowiada niemalże jednym głosem – polskie prawo jest niezgodne ze standardami Unii i nie mamy zamiaru się do niego stosować. – Regulatorzy rynku hazardowego w Polsce, w odróżnieniu od swoich odpowiedników np. we Włoszech, Francji czy w Belgii, z niezrozumiałych i budzących wątpliwości powodów faworyzują operatorów naziemnych kosztem tych oferujących gry on-line – uważa Marcin Horecki, znany polski pokerzysta, ale także reprezentant serwisu Pokerstars.com (zarejestrowany na Malcie). Tłumaczy, że zakaz e-hazardu w Polsce łamie swobodę świadczenia usług przez operatorów, którzy zostali dopuszczeni i działają zgodnie z prawem wspólnotowym w innych krajach UE. – Mamy już licencje w innym kraju Unii, więc nie będziemy starać się o taką w Polsce – dodaje Claus Retschitzegger, rzecznik prasowy zarejestrowanego na Malcie serwisu bukmacherskiego Bet-at-home.

Z automatów na myszki

Nowa ustawa hazardowa, która weszła w życie od stycznia 2010 r., zadziałała za to w innym aspekcie. Liczba automatów o niskich wygranych miała spaść. I spadła. Jak wynika z najnowszego biuletynu Służby Celnej, pod koniec 2009 roku było ich ponad 55 tys., a na koniec marca tego roku zaledwie 17 tys. Spadły też dochody ich właścicieli z 2,6 mld zł w 2009 roku do 1,6 mld w ubiegłym. Podobne skutki nowe prawo przyniosło większości branży hazardowej. Kiedy w 2009 roku przychody firm hazardowych działających w Polsce przekroczyły 20 mld zł, to w 2010 roku po wejściu w życie nowego prawa hazardowego wyniosły już tylko 16,3 mld.
– Chyba nie jest tajemnicą, gdzie się te pieniądze przeniosły. Portale e-hazardowe, szczególnie te zagraniczne, zdobywają coraz większą popularność – mówi nam przedstawiciel jednej z firm bukmacherskich. Tyle że pełnych danych o liczbie Polaków wydających pieniądze na e-hazard brak. W 2009 roku D-Link przeprowadził badanie, z którego wynikało, że przynajmniej raz na jakiś czas gra blisko 700 tys. osób. Z badania GUS z zeszłego roku wynikało, że z e-hazardem miało do czynienia już niemalże 900 tys. internautów. Ta liczba może jednak być wyższa. – Mamy 500 tys. aktywnych graczy z Polski – przyznaje Retschitzegger.
Ministerstwo Finansów zapewnia, że ma plan na realizację zakazu e-hazardu. Nie tylko rozesłało do serwisów ostrzeżenia o zmianie polskiego ustawodawstwa, ale także wyznaczyło Izbę Celną w Opolu jako specjalną Krajową Grupę Zadaniową do realizacji zadań z zakresu e-kontroli, a zatem również e-hazardu.