Osoby broniące porządku publicznego są chronione jak policjanci. Oznacza to, że nawet za ich uderzenie grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Zwiększone sankcje dla napastników nie zachęcą obywateli do interwencji
Osoby, które zareagują na akty wandalizmu i chuligańskie wybryki w miejscach publicznych, są teraz chronione jak funkcjonariusze publiczni. Oznacza to zdecydowanie surowsze kary dla przestępców, którzy naruszą nietykalność cielesną interweniujących obywateli.

Chroniony jak policjant

Wzmocniona ochrona osób, które niczym nieprzymuszone stają w obronie bezpieczeństwa i porządku publicznego, to efekt wejścia w życie nowelizacji kodeksu karnego. Od 22 marca 2011 r. każdy, kto w takim celu zastosuje obronę konieczną, odpierając zamach na jakiekolwiek cudze dobro chronione prawem, skorzysta z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych.
– Zmiany poszły w słusznym kierunku. Zawsze stałem na stanowisku, że przepisy o obronie koniecznej trzeba jak najszerzej stosować i dawać jak największe uprzywilejowanie osobie, która jest obiektem działań napastnika – podkreśla prokurator Edward Szafraniec, wiceprezes Stowarzyszenia Prokuratorów RP.
Innego zdania jest prof. Stanisław Waltoś z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Jest to przepis zupełnie niepotrzebny. To dlatego że z instytucji obrony koniecznej wynika, że bronić można jakiegokolwiek dobra, jeżeli zostało ono bezprawnie zagrożone. Mnożenie okoliczności powodujących większą karalność jest pozbawione sensu. Nie można z kodeksu karnego czynić ustawy kazuistycznej – twierdzi profesor Waltoś.

Surowsze kary

Większa ochrona obywateli będzie w praktyce wiązała się jedynie z większą odpowiedzialnością karną przestępcy, który zrani lub uszkodzi mienie interweniującego. Przykładowo, gdy napastnik z uwagi na podjętą obronę konieczną interwencyjną uderzy lub w inny sposób naruszy nietykalność cielesną starającego się go obezwładnić obywatela, niezależnie od zarzutów za rozbój, kradzież czy niszczenie mienia będzie odpowiadał także na podstawie art. 222 par.1 k.k. Stanowi on, że za naruszenie nietykalności funkcjonariusza publicznego grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo kara pozbawienia wolności do lat 3. Dotychczas takie zachowanie było traktowane jak zwykłe naruszenie nietykalności cielesnej, zagrożone grzywną, karą ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Surowiej będzie odpowiadać ponadto przestępca, który doprowadzi do śmierci osoby interweniującej w obronie porządku publicznego. Do tej pory był on skazywany na nie krócej niż 8 lat pozbawienia wolności, teraz będzie to minimalnie 12 lat. Na taką surowszą karę zostałby skazany na przykład chuligan, który w zeszłym roku kilkakrotnie ugodził nożem policjanta na warszawskiej Woli, który chciał zapobiec niszczeniu mienia na przystanku tramwajowym. Mężczyzna zginął w wyniku zadanych ran i chociaż był funkcjonariuszem, to sprawca nie może odpowiadać surowiej, bo w trakcie zdarzenia nie pełnił on służby.

To nie zachęta

Obywatele, którzy wystąpią w obronie niszczonego mienia albo napadniętego przechodnia tak naprawdę nie zyskali większego pola do działania. Nowelizacja kodeksu karnego w żaden sposób nie modyfikuje istoty ani granic obrony koniecznej. Przewiduje wyłącznie wzmocnienie ochrony osób, które podejmują działania nie we własnej obronie, lecz działają na korzyść innej osoby lub podmiotu zbiorowego. Oznacza to, że w dalszym ciągu takie osoby nie popełniają przestępstwa, jedynie gdy odpierają bezpośredni i bezprawny zamach sprawcy na jakiekolwiek dobro chronione prawem.
Ochrona na równi z funkcjonariuszami publicznymi to nagroda za odwagę.
Zdaniem prof. Jacka Kurczewskiego, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, takie rozwiązania mogą zachęcić do większej aktywności co najwyżej osoby z pokolenia, które żyło w poprzednim systemie, gdzie dbałość o dobro publiczne miała szczególne znaczenie.
– Pamiętajmy jednak, że często nawet mundur nie odstrasza przestępców, którzy niejednokrotnie próbują ranić czy pozbawić życia policjantów, którzy podejmują interwencję – podkreśla profesor.
Również i prokurator Szafraniec twierdzi, że trudno mówić o tym, by nowe przepisy zachęcały do częstszego stawania w obronie cudzych dóbr.
– W razie bezprawnego zamachu ludzie się nie zastanawiają nad tym, że działają w obronie koniecznej. W mniejszym lub większym stopniu odczuwają jedynie, że działają w granicach prawa – dodaje.

Ściganie z urzędu

Ważną konsekwencją wprowadzonych zmian jest również to, że sprawy o pokrzywdzenie osób, które stawały w obronie bezpieczeństwa i porządku publicznego są teraz zawsze ścigane z urzędu przez prokuratora. Dotychczas osoby, które doznały naruszenia nietykalności cielesnej lub małego uszczerbku na zdrowiu, były niejednokrotnie zmuszone kierować prywatny akt oskarżenia przeciwko sprawcy i były obciążane dodatkowymi kosztami.
Ważną zmianą w zakresie stosowania obrony koniecznej była zeszłoroczna modyfikacja podstaw umorzenia postępowania przeciw osobom, które przekroczyły jej granice. Osoba, która zbyt intensywnie lub zbyt długo odpiera atak napastnika, działając w ramach obrony koniecznej, może dziś liczyć na umorzenie postępowania już na etapie dochodzenia lub śledztwa. Obowiązujące do 8 czerwca 2010 r. przepisy zmuszały w takich sytuacjach prokuratora do skierowania przeciwko pokrzywdzonemu aktu oskarżenia do sądu. Dopiero sąd sprawdzał, czy zachowanie było rzeczywiście usprawiedliwione okolicznościami zdarzenia.
Podstawa prawna
Ustawa z 26 listopada 2010 r. o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz ustawy o policji (Dz.U. nr 240, poz. 1602).
Prof. Ewa Gruza z Uniwersytetu Warszawskiego: Większe kary dla przestępców nie zmotywują do obrony porządku
Wzmocnienie ochrony prawnej osoby działającej w tzw. obronie koniecznej interwencyjnej tak naprawdę nic nie zmieni. Osoba, która łapie złodzieja czy odpiera atak napastnika atakującego przechodnia, działa dlatego, że odczuwa taką potrzebę. Nie zastanawia się w żadnym przypadku nad tym, czy sprawca dostanie wyższą karę. Poza tym weźmy pod uwagę ekstremalne skutki podjęcia takich działań w postaci śmieci interweniującego. Z punktu widzenia ofiary nie jest istotne, czy sprawca będzie odsiadywał karę 10 czy 12 lat pozbawienia wolności. Z punktu widzenia zachowań ludzkich nowe przepisy nie mają żadnego znaczenia.
Podejście Polaków do instytucji obrony koniecznej nie zmieni się, dopóki będziemy mieli sytuacje, gdzie osoba broniąca swojego domu i raniąca włamywacza za pomocą wyrwanego mu narzędzia jest razem z nim oskarżana przed sądem. Instytucjonalne uregulowanie obrony koniecznej w polskim kodeksie karnym nie jest najgorsze. Jeżeli jednak sędziowie i prokuratorzy będą wymagali od stającego w obliczu zagrożenia człowieka momentalnego zastanowienia się nad tym, czy używa on narzędzia współmiernego albo czy jego zachowanie przypadkiem nie wyprzedza zamachu sprawcy, to w Polsce nie będziemy mieli ludzi odważnych. Ludzie stosujący w pełni uzasadnioną obronę konieczną nie mogą żyć ze świadomością zarzutów karnych i uczestniczyć w ciągnących się latami procesach.