Odpowiedzialność zbiorowa jest zakorzeniona w głowach urzędników, pracodawców i w przepisach
Internet dodał ludziom odwagi, więc skarżą się, na co popadnie. I na niesprawiedliwe sądy, i na ślamazarnych urzędników. Mnożą się skargi na pocztę i na kolej, a nawet na pogodę. Jednym słowem, nic oryginalnego.
Ale ostatnio kilka e-maili przykuło moją uwagę. Pracownicy z pierwszej linii frontu handlowego skarżą się na stosowanie wobec nich odpowiedzialności zbiorowej. W pewnej firmie wystąpiły liczne kradzieże i w związku z tym pracodawca potrącił z wynagrodzenia każdemu z ponad setki pracowników po 100 zł. Podobne kary spadają na pracowników stacji benzynowych. Szefowie firm nie szukają winnych wśród ochroniarzy czy ludzi obsługujących monitoring, tylko robią podejrzanych ze wszystkich zatrudnionych. Walka z tego rodzaju myśleniem nie jest łatwa. Odpowiedzialność zbiorowa jest głęboko zakorzeniona nie tylko w głowach urzędników i pracodawców, ale także w obowiązujących przepisach. To tutaj tkwi źródło jej siły. Czyszczenie ustaw z odpowiedzialności zbiorowej nie jest łatwe, przede wszystkim dlatego, że przepisy te jak rzadko które ułatwiają życie urzędnikom. Nikt nie musi się wysilać, by udowodnić winę osobie podejrzanej. Podejrzanymi są wszyscy. Pojawiają się jednak sygnały, że ten rodzaj urzędniczej podejrzliwości nie zawsze musi wychodzić zwycięsko w starciu z paragrafami. Dwa dni temu Trybunał Konstytucyjny powiedział coś, co mnie naprawdę wzruszyło. A mianowicie, że trzeba jednak wierzyć obywatelowi. Może nie od razu na słowo honoru, ale jeżeli kupujący oświadczył sprzedawcy, że nabywany olej przeznacza na opał, a nie do napędzania silnika, to należy mu wierzyć. Sprawa nie była wcale błaha. Dotyczyła akcyzy, która przecież jest oczkiem w głowie urzędników skarbowych. Orzeczenie Trybunału nie jest rzecz jasna przewrotem kopernikańskim w naszym prawie. Ale z pewnością dobrze się stało, że ten rodzaj myślenia zatryumfował wreszcie na sali sądowej, bo nieczęsto tam gości.
Bardziej popularna jest filozofia mnożenia dodatkowych nakazów i zakazów tylko dlatego, że kilku cwaniaków jest śmiertelnie uprzedzonych do normalności. Dlaczego ludzie uczciwi muszą na każdym kroku udowadniać swoją uczciwość? Przykładów takiej swoistej odpowiedzialności zbiorowej nie jest w naszym prawie wcale mało. Część z nich to bez wątpienia relikt minionej epoki, w której ten rodzaj odpowiedzialności był czymś zupełnie naturalnym. Ale i teraz nie brakuje urzędników, którzy na potęgę propagują biurokratyczną łatwiznę. Bez wątpienia łatwiej jest przecież zakazać wszystkiego wszystkim, niż wyłapywać pojedynczo tych, których normalność uwiera, których normalność śmiertelnie męczy.