Zwykle czasy przyjemne stanowią preludium do czasów gorszych. Tak stało się z uwielbianiem internetu, które stępiło naszą wrażliwość na gwarancje prawne, niezbędne do utrzymania elementarnego ładu.
O ład prawny w internecie nie jest łatwo. Zwłaszcza kiedy prawo zagapiło się zaraz na samym początku, a może po prostu jego autorom zabrakło wyobraźni, by przewidzieć wszystkie możliwości i zagrożenia, które internet wniósł do naszych domów.

Anonimowe nadużycia

Tworząc reguły postępowania w sieci, trzeba nie tylko wystrzegać się przepisów kagańcowych. Równie ważna jest troska, by internetowa nawałnica nie obróciła w perzynę dorobku prawa autorskiego. By nie przerwała ochrony przed bezpodstawnymi zarzutami, przed zniesławieniem, pomówieniami, by ochrona dobrego imienia nie stała się fikcją. Anonimowość sprzyja tego rodzaju nadużyciom.
Że tak dzieje się w rzeczywistości, przekonują sądowe sale rozpraw, gdzie coraz więcej osób przychodzi z pozwami i prywatnymi aktami oskarżenia przeciwko internautom. Na taki krok zdecydował się ostatnio burmistrz Karpacza, któremu internauci niewybrednymi wpisami na forach podkopywali zaufanie. Burmistrz Karpacza nie jest ani pierwszym, ani zapewne ostatnim burmistrzem, któremu dopiekli internauci. To, co w tej sprawie jest niezwykłe, to pomoc, jakiej udzielili mu sąd i policja w zdobyciu dowodów na poparcie prywatnych oskarżeń. To precedens. Takie sprawy rozbijają się zwykle w jednym i tym samym miejscu – kiedy przychodzi pora wyjawić personalia internauty. Ale nawet zidentyfikowanie, kto jest właścicielem adresu IP, może być niewystarczające. Jeżeli bowiem w pomieszczeniu działał bezprzewodowy dostęp do internetu niezabezpieczony hasłem, to z IP podejrzanego mogły korzystać inne, przypadkowe osoby.
Internet spędza sen z powiek nie tylko osobom publicznym czy przedsiębiorcom, których chce wykosić z rynku nieuczciwa konkurencja.
Powody do zmartwień mają wydawcy, autorzy książek, kompozytorzy, twórcy filmów i muzycznych przebojów. Polska Izba Książki i PWN zapowiedziały wniesienie pozwów zbiorowych przeciwko właścicielowi serwisu Chomikuj. pl. Serwis, gdzie można znaleźć sterty pirackich kopii książek, plików muzycznych czy filmów, zasłania się ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Jej przepisy nie przewidują odpowiedzialności właścicieli serwisów za treści umieszczane przez użytkowników. Ten obowiązek spoczywa na posiadaczach praw autorskich. Tych argumentów nie przyjmują do wiadomości wydawcy i autorzy utworów. Ich interesuje, by utwory, do których posiadają prawa autorskie, były rozpowszechniane za ich zgodą i odpłatnie.

Odpowiedzialność za bierność

Prawo nie może pozostawiać bez odpowiedzi pytań, które zadają skłóceni z internetem. Skoro administrator dowiaduje się o naruszeniach prawa i nie interweniuje, to powinien odpowiadać za bierność.
Na ścieżkę wojenną z internautami dzielącymi się chronionymi plikami w sieci wkroczyli już Brytyjczycy. Na podstawie danych pozyskiwanych od dostawców internetu tworzone są listy podejrzanych użytkowników.

Do trzech razy sztuka

Do internetu wkroczył też ustawodawca francuski. Jeżeli nie pomogą trzy ostrzeżenia, sprawa kierowana jest do sądu. Osoba nielegalnie wymieniająca się plikami może być ukarana grzywną do 300 tys. euro, odcięciem od internetu, a nawet karą pozbawienia wolności. Tą drogą kroczy również brytyjska Izba Gmin, która przyjęła ustawę umożliwiającą odcinanie internautów i blokowanie pirackich stron.
Do tej legislacyjnej ofensywy swoje trzy grosze dołożyły także sądy. Sąd Najwyższy w Dublinie potwierdził prawo operatora telekomunikacyjnego do odcięcia dostępu do internetu osobom łamiącym prawa autorskie. Uznał też, że operator może wykorzystywać do tego adresy IP. Tym sposobem sąd irlandzki przesądził, że adres IP, w przypadku osób uporczywie łamiących prawo, nie powinien być chroniony. Taka odważna interpretacja prawa może być przełomem w ściganiu osób uporczywie łamiących prawa autorskie.