Nie jest istotne, jak wysoki jest poziom zadłużenia samorządu. Ważne, by dysponować możliwościami spłaty. W konsekwencji należy przyjąć zasadę, że różnica między dochodami a wydatkami bieżącymi powinna być dwukrotnie wyższa niż koszt spłaty i obsługi zadłużenia.
Jarosław Kapsa
Urząd Miejski w Częstochowie
Wzrost zadłużenia samorządów wynika z błędów strukturalnych. Od lat wiele problemów ulega nawarstwieniu, choroba jest niezauważalna w okresie hossy, gdy rosną wpływy budżetowe, ale każde zahamowanie owego wzrostu powoduje poważne boleści.
Pierwsza rzecz – brak stabilnego finansowania zadań samorządu. Jest przy tym regułą, że przy przekazywaniu zadań samorządom lekceważy się realne wyliczanie kosztów. Gdy dwadzieścia lat temu powstawał samorząd, przyjęta została reguła – dochody gminy mają pokrywać wydatki bieżące na wypełnianie zadań przypisanych samorządowi oraz dodatkowo wydatki inwestycyjne w stopniu nie mniejszym niż poziom amortyzacji majątku komunalnego. W praktyce oznaczało to, że oprócz środków na zadania bieżące gminy miały rezerwę 10–20 proc. budżetu, którą mogły przeznaczyć na inwestycje. Obecnie, nawet przy odliczeniu kosztów obsługi i spłat poprzedniego zadłużenia, taka rezerwa w gminach nie przekracza 5–10 proc. Możliwości inwestycyjne samorządów zmniejszyły się o połowę mimo równoczesnego wzrostu dochodów własnych.
Przyczyny tego najwyraźniej można przedstawić, odnosząc się do finansowania oświaty. W 1995 roku subwencja oświatowa pokrywała ok. 95 proc. wydatków gmin na ten cel. W 2009 roku subwencja oświatowa pokrywa zaledwie 80 proc. tych wydatków w samorządach. Wydatki na edukację w gminach stanowią blisko połowę wydatków bieżących, te 15 proc. różnicy finansowania oznacza poważny ciężar ograniczający możliwości inwestycyjne. Zasadą powinno być, że w każdym przypadku zadań przekazywanych samorządowi rząd określa podstawowy standard wypełniania tych zadań i gwarantuje przyznanie środków umożliwiających spełnienie tego standardu.
Drugi problem to koniunkturalność dochodów. Wydatki samorządów w zdecydowanej większości mają charakter sztywny (utrzymanie szkół, dróg itp.), dochody oparte na udziale w podatku CIT i PIT zależą od koniunktury gospodarczej. Trudno sobie wyobrazić, by w przypadku przejściowej dekoniunktury rynkowej samorząd miał zwiększać z 25 do 40 liczbę uczniów klasie szkoły podstawowej lub ograniczał oświetlenie ulic (np. świeci co trzecia lampa). Budżet państwa jest w lepszej sytuacji – tam najważniejszy jest udział VAT, stabilniejszego dochodu wobec rynkowej fluktuacji od PIT.
Trzecim problemem strukturalnym, a może też wynikiem dwóch poprzednich, jest brak zabezpieczenia finansowego samorządów, odpowiadającego potrzebom pozyskania środków unijnych. Trudno odmówić skorzystania z szansy pozyskania 300 mln zł na nową arterię komunikacyjną; ale też – pamiętajmy o tym – miasto, które dotychczas wydawało 20–30 mln zł na wszystkie inwestycje, musi zabezpieczyć 45 mln zł wkładu własnego na tę jedną unijną. W takiej sytuacji niesięgnięcie po kredyty oznacza niewytłumaczalną rezygnację z szansy rozwoju.
O czym jednak warto pamiętać? Nie jest istotne, czy zadłużenie wynosi 30 proc. czy 60 proc. dochodów; ważne, by dysponować możliwościami spłaty. Przydatne jest przyjęcie zasady, że nadwyżka operacyjna (różnica między dochodami a wydatkami bieżącymi) powinna być dwukrotnie wyższa niż koszt spłaty i obsługi zadłużenia. Taka zasada umacnia nasze bezpieczeństwo finansowe.
Wymusza to przy tym dalsze konsekwencje: inwestowanie na kredyt łączyć musimy z szukaniem możliwości perspektywicznego zwiększenia dochodów lub zmniejszenia wydatków.