Przyszłość prasy zależy od możliwości znalezienia sposobu jak publikować w internecie bez jednoczesnego ograniczania dostępu do informacji. Rozmawiali o tym uczestnicy debaty zorganizowanej przez walczących z piractwem wydawców prasy.
Ofiarą łamania praw autorskich padają przede wszystkim wydawcy, bo produkowane przez nich treści bardzo łatwo skopiować. – Jeśli 20 serwisów publikuje w internecie informację skopiowaną ze strony wydawcy w chwilę po jej zamieszczeniu, to należałoby się zastanawiać nie tylko nad łamaniem prawa autorskiego, ale też zasad uczciwej konkurencji – zauważyła Marzena Wojciechowska, radca prawny Izby Wydawców Prasy.
– Problemem jest też przekraczanie uprawnień przy tzw. dozwolonym użytku utworów. Takim przykładem jest tzw. press clipping. Dlatego firmy korzystające z usług dostawców prasówek narażają się na ogromne ryzyko prawne – dodała.
– Dla wszystkich, którzy przykładają się do tego procederu, mamy niemiłą niespodziankę, którą wkrótce ujawnimy na sali sądowej – zapowiedział Wiesław Podkański, prezes Izby Wydawców Prasy (IWP).
Walka o poszanowanie praw wydawców trwa nie tylko w Polsce. Na świecie wydawcy protestują przeciwko działalności tzw. agregatorów treści w sieci, jak Google News, które automatycznie zamieszczają najnowsze informacje wyszukane w internecie. – Belgowie zrobili badanie, z którego wynika, że tylko 10 proc. czytelników witryny Google News klika na stronę wydawcy, żeby przeczytać cały, oryginalny tekst – mówiła Wojciechowska.
Więcej etyki
Ofensywa internetu zrewidowała nadzieje wydawców na utrzymanie dotychczasowego modelu prowadzenia biznesu. A zwłaszcza możliwości kontrolowania całego procesu rozpowszechniania oferowanych przez siebie treści. A biznes, zdaniem Jakuba Bojanowskiego, partnera w dziale zarządzania ryzykiem firmy doradczej Deloitte, jest gotowy na to, żeby płacić za korzystanie z treści. – Ale przy tym oczekuje jakiegoś interesującego rozwiązania ze strony wydawców – zaznaczał Bojanowski.
Wiesław Podkański kontrował: – Prasa już ma różne sposoby na publikowanie swoich tekstów w sieci. Często są to formuły bardzo otwarte. I problem polega na tym, że druga strona ignoruje prawo. Gdy ktoś, biorąc bez pozwolenia treści z prasy, czyni je elementem swojej działalności biznesowej, to nie ma o czym rozmawiać. To złodziejstwo.
Za przykład skutecznego działania często podaje się wytwórnie muzyczne, coraz efektywniej zarabiające na sprzedaży utworów w internecie. – Sklep internetowy Apple to dobry przykład na to, że w sieci nieobca jest kultura płacenia za treści – mówił Jarosław Sobolewski, dyrektor generalny Interactive Advertising Bureau Polska.
Czy podobnie jak w fonografii internetowy kiosk, gdzie można byłoby kupić wybrane teksty, miałby sens? Wydawcy musieliby wpierw ustalić zasady jego funkcjonowania i akceptowalne opłaty. – Może byłyby one na tyle niewielkie, że nie opłacałoby się być piratem – oceniał Marcin Fijałkowski, radca prawny w kancelarii Baker & McKenzie.
Tyle że jak pokazują doświadczenia firmy Plagiat.pl, wiele czołowych firm w Polsce nawet nie bierze pod uwagę takiego rozwiązania. – Nagminne jest nieuprawnione korzystanie z oryginalnych tekstów – przekonywała Marzena Wojciechowska.
Mimo trudności z wykryciem takich nielegalnych działań wydawcy nie stoją na przegranej pozycji. W Anglii wprowadzono specjalne, odpłatne licencje umożliwiające kserowanie artykułów. Czy w Polsce takie rozwiązanie ma szansę? – Paradoksalnie w Polsce biznes wie, że narusza prawo. Ale nieraz wychodzi z założenia, że ewentualne koszty odszkodowania są tak niewielkie, iż opłaca się ignorować prawa wydawców – przyznał Marcin Fijałkowski.
Konieczne zmiany w prawie
Zdaniem uczestników debaty, aby biznes internetowy można było prowadzić uczciwie i zgodnie z prawem, niezbędne są znaczne zmiany w prawie autorskim.
– Największym problemem jest deficyt rozwiązań prawnych, które mogłyby zapobiec bezprawnemu kopiowaniu artykułów prasowych. Czołowe firmy internetowe wykorzystują treści prasowe i nawet nie próbują legalnie uzyskać do nich praw – podnosił problem Sebastian Kawczyński prezes Plagiat.pl. Jego zdaniem grozi to nieodwracalnymi skutkami.
Wiesław Podkański wierzy natomiast w możliwość koegzystencji prasy i firm internetowych. – Jeżeli nie chcemy anarchii w biznesie, to muszą funkcjonować ograniczenia formalnoprawne – tłumaczył.
Model tantiem przestał się dziś sprawdzać. Niezbędne są globalne rozwiązania prawne, a nie lokalne. Marzena Wojciechowska widzi potrzebę stworzenia specjalnych zezwoleń na korzystanie z treści prasowych. – Nowe prawo musi precyzyjnie wyjaśnić: co jest prostą informacją, a co utworem, czym są zapożyczenia, a czym inspiracje – uważa.
Maciej Hoffman, dyrektor generalny IWP, zwracał uwagę na konieczność posiłkowania się prawem w działalności biznesowej. – Można je oczywiście zmieniać, ale nie można go burzyć – tłumaczył.
Nadzieja w edukacji
Problemu łamania praw autorskich w internecie nie da się rozwiązać wyłącznie przez zmianę obowiązujących przepisów i dopasowanie do nich modeli biznesowych wykorzystywanych przez firmy. W ostatnim dwudziestoleciu wychowało się już całe pokolenie twórców, którzy kładli podwaliny pod wirtualne biznesy. Internet jest dla nich w dalszym ciągu oazą, do której nie sięga ręka Temidy. Dlatego ważna jest także edukacja społeczeństwa.
– Zmiana świadomości jest czymś bardzo trudnym. Wiele osób tkwi w błędzie, że treści znajdujące się w sieci do nikogo nie należą, więc można robić z nimi, co się chce – podkreślał Podkański. Zaznaczył on, że zwolennicy wolnego dostępu do chronionych treści nie mogą często zrozumieć, dlaczego prawa autorskie do utworów literackich mają być chronione po śmierci autora. Są jednak zaskoczeni, gdy pyta się ich, czy zgodziliby się na pośmiertne przekazanie swoich dokonań społeczeństwu na własność.
Jarosław Sobolewski zwrócił uwagę, że utwory są obecne zamieszczane w sieci w dwóch przestrzeniach. Pierwsza to przestrzeń komercyjna tworzona przez profesjonalnych wydawców. – Poza nimi wyłania się cała aktywność społecznościowa, która często inaczej pojmuje prawną ochronę utworów. Z jednej strony przedstawiciele młodego pokolenia sami są konsumentami i poświęcają swój czas w kreowanie różnego rodzaju treści, które bezpłatnie umieszczają w internecie. Z drugiej strony w zamian za swój wkład chcą też korzystać z twórczości innych – podkreśla Sobolewski.
Z takimi poglądami nie do końca zgodził się Marcin Fijałkowski. – Być może część osób postrzega dostęp do dóbr kultury w internecie w ten sposób, że skoro sami coś dają, to mają też prawo coś brać. Mimo to większość osób doskonale zdaje sobie sprawę, że narusza prawa osób trzecich, wydawców i nie przejmuje się tym wcale – mówił.
Już dzieci w wieku szkolnym powinny być wyczulane na to, że własność w wirtualnym świecie trzeba szanować tak samo jak w realnym. – Nad tym problemem nie mogą pochylać się wyłącznie prywatne firmy i niezależnie organizacje. To przede wszystkim zadanie polskiego rządu. Już na najwcześniejszych etapach kształcenia szkolnego powinien on położyć nacisk na wychowanie młodych ludzi w poszanowaniu praw własności intelektualnej – podsumował Sebastian Kawczyński.
2 marca o godzinie 11. w sali notowań Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie odbędzie się seminarium „Własność intelektualna w spółkach giełdowych – zarządcze pułapki i ryzyka”.
Organizator: GPW. Partnerzy merytoryczni: Deloitte, Plagiat.pl, Baker & McKenzie. Partnerzy medialni: Dziennik Gazeta Prawna, Rzeczpospolita, Parkiet, Puls Biznesu
Komentarze(4)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTylko gdybym coś takiego chciał np. od Gazety Prawnej to nie wiem gdzie mam się zgłosić i jakie są ceny - nie ma o tym mowy, tylko jest ostrzeżenie typu "Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana"...
A może by po prostu zrobić jakąś stronę pokazać za co i ile dana gazeta chce, to byłoby ogromne ułatwienie.
i ja się z nim zgadzam.
Pozdrawiam.
To całkiem interesujące -- aby można było działać zgodnie z prawem, należy je wpierw zmienić -- interesujące, ale chyba niezbyt logiczne. W szczególności, że jak rozumiem, zmiany te miałyby by polegać na zdelegalizowaniu części obecnie legalnych działań -- legalnych, np. na podstawie dozwolonego użytku.
Do tego:
"zwolennicy wolnego dostępu do chronionych treści nie mogą często zrozumieć, dlaczego prawa autorskie do utworów literackich mają być chronione po śmierci autora. Są jednak zaskoczeni, gdy pyta się ich, czy zgodziliby się na pośmiertne przekazanie swoich dokonań społeczeństwu na własność."
Nic dziwnego, że są zaskoczeni, bo pytanie jest oparte na błędnych założeniach. To społeczeństwo udziela twórcy czasowego monopolu na komercyjne wykorzystanie dzieła. Wygaśnięcie majątkowych praw autorskich, to nie jest więc "przekazanie dokonań" do domeny publicznej, ale ich powrót do owej domeny -- zwrot prawa do ich pełnego wykorzystania ogółowi.
Majątkowe prawa autorskie, to nic innego jak czasowy monopol, ograniczony terytorialnie, udzielany przez suwerena, czyli społeczeństwo, w nadziei na inne korzyści, w postaci kolejnych utworów (taki jest cel ich istnienia). Po śmierci twórca nie jest w stanie, ze zrozumiałych względów, wytworzyć już nowych utworów. Czemu więc społeczeństwo ma dalej ograniczać swoje prawa przez kolejne lata? Nie dziwnego, że ludzi to dziwi, bo to dziwne jest, delikatnie mówiąc.
"Gdy ktoś, biorąc bez pozwolenia treści z prasy, czyni je elementem swojej działalności biznesowej, to nie ma o czym rozmawiać. To złodziejstwo."
Nie, to nie złodziejstwo, tylko niedotrzymanie warunków licencji. Nie każde działanie niezgodne z prawem jest kradzieżą, nawet, gdy prowadzi do odniesienia korzyści majątkowej. I to właśnie nie jest. Natomiast uparte nazywanie tak łamania praw autorskich i pokrewnych, jest obłudne. Żądanie z kolei, prowadzenia działań propagandowych, skierowanych do dzieci, w celu utrwalenia w nich błędnych przekonań, jest przerażające.
MR Boos:
"Tylko gdybym coś takiego chciał np. od Gazety Prawnej to nie wiem gdzie mam się zgłosić i jakie są ceny - nie ma o tym mowy, tylko jest ostrzeżenie typu »Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana«... "
Tyle, że to ostrzeżenie/licencja, nie ma takiej mocy, jakby się mogło wydawać. Gdyby jednak miało, cytując fragmenty artykułu, zarówno ja jak i pan MR Boos, złamalibyśmy prawo (ja również naruszyłbym prawa autorskie pana MR Boos). Jest jednak, m. in. tak zwane prawo cytatu, które stanowi że:
"Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości."
którego taka licencja nie może ograniczyć. Tak więc, choćby wydawca gazetaprawna.pl nie przewidział tego w zacytowanej przez pana licencji, to takie prawo daje nam ustawa.
Drugi akapit tej pouczenia/licencji, już zauważa że:
"Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Infor Biznes Sp. z o.o. lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie"
Zwracam uwagę na zastrzeżenie, że zabronione jest powielanie "z naruszeniem prawa". No, ale działanie z naruszeniem prawa jest zabronione przecież z mocy samego prawa. A dodatkowo, w Polsce utwór objęty jest prawem autorskim od chwili jego ustalenia (czyli np. od pierwszego opublikowania, lub publicznego wykonania) i nie wymaga jakiegoś specjalnego zaznaczenia.