Wyrok SN z listopada br. był pierwszym uchyleniem obowiązującego wyroku lustracyjnego po orzeczeniu ETPC na korzyść osoby lustrowanej - podała monitorująca sprawę Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Rasmussen była pierwszą osobą, która wystąpiła do SN o wznowienie postępowania po takim wyroku Trybunału. Wydał on już pięć orzeczeń o naruszeniu w polskich procesach lustracyjnych Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i zasady równości stron procesu. Takie wyroki uzyskali też inni "kłamcy lustracyjni": b. poseł SLD Tadeusz Matyjek, b. europoseł z list PO Stanisław Jałowiecki i dwoje adwokatów. Jak ustaliła PAP, w SN nie ma ich wniosków o wznowienie lustracji.
W 2004 r. nieistniejący już Sąd Lustracyjny orzekł po tajnym procesie, że Rasmussen, sędzia w stanie spoczynku od 1997 r., złożyła nieprawdziwe oświadczenie o tym, że nie była świadomym i tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL. Sąd uznał materiały jej sprawy za niekompletne, ale wystarczające, by stwierdzić, że w latach 80. była świadomym współpracownikiem służb PRL - czemu ona zaprzeczała. W 2005 r. Sąd Najwyższy oddalił jej kasację, a Krajowa Rada Sądownictwa pozbawiła ją - jako "kłamcę lustracyjnego" - uposażenia związanego z sędziowskim stanem spoczynku.
Według ETPC "całkowicie i skutecznie" uniemożliwiło to skarżącej korzystanie z notatek dla swej obrony
Rasmussen złożyła skargę przeciw Polsce do ETPC. W kwietniu br. stwierdził on naruszenie jej prawa do rzetelnego procesu przez ograniczenie dostępu do tajnych akt sprawy. Trybunał podkreślił, że Rzecznik Interesu Publicznego - ówczesny oskarżyciel w sprawach lustracyjnych - miał dostęp w swej kancelarii tajnej do akt. Rasmussen i jej obrońca dostali do nich dostęp w tajnej kancelarii sądu, gdzie mogli robić notatki, ale nie wolno im było wynosić ich poza kancelarię.
Według ETPC "całkowicie i skutecznie" uniemożliwiło to skarżącej korzystanie z notatek dla swej obrony. "Zarówno skarżąca, jak i jej obrońca musieli polegać tylko na swojej pamięci" - podkreślił Trybunał. Według niego stawiało to osobę lustrowaną "w sytuacji oczywiście niekorzystnej w porównaniu z uprzywilejowaną pozycją Rzecznika". Trybunał uznał, że w ten sposób na lustrowaną nałożono nierealistyczne obciążenia, sprzeczne z wymogami rzetelnego procesu. Zarazem Trybunał ocenił, że utrata przez "kłamcę lustracyjnego" świadczeń wynikających ze statusu sędziego w stanie spoczynku nie narusza prawa.
18 listopada trzech sędziów SN, powołując się na wyrok ETPC, uchyliło prawomocne orzeczenie wobec Rasmussen, której sprawę przekazano Sądowi Okręgowemu w Szczecinie. Obowiązująca od marca 2007 r. nowa ustawa lustracyjna zlikwidowała Sąd Lustracyjny, przekazując sprawy lustracyjne sądom okręgowym właściwym dla miejsca zamieszkania osoby lustrowanej. Rzecznika zastąpił pion lustracyjny IPN; był on przeciwny wznowieniu procesu Rasmussen.
Proces będzie się toczył według poprzednio obowiązującej procedury z 1997 r., a nie obecnej
SN odrzucił argumentację IPN, że skoro ETPC nie stwierdził niesłuszności lub niesprawiedliwości wyroków wobec b. sędzi, to nie ma potrzeby wznawiania postępowania. "Rzecz cała bowiem w tym, że konwencyjne regulacje wcale nie dotyczą kontroli merytorycznej zapadłych orzeczeń, ale właśnie sposobu do nich dojścia, a więc rzetelności procesu" - uznał SN w pisemnym uzasadnieniu swego wyroku.
Sądowi ponownie badającemu sprawę SN dał wytyczne, aby uniknął uchybień z pierwszego procesu. "W świetle obowiązujących reguł dotyczących jawności postępowań lustracyjnych i akt w tych sprawach można oczekiwać, że i materiały źródłowe utraciły status ściśle tajnych. W przeciwnym wypadku Sąd Okręgowy stosowną decyzję powinien uzyskać od właściwego organu IPN" - stwierdził SN.
Jak ustaliła PAP, szczeciński sąd nie wyznaczył jeszcze terminu rozprawy. W powtórnym procesie może zapaść zarówno wyrok o ponownym "kłamstwie lustracyjnym", jak i oczyszczający z takiego zarzutu (wtedy b. sędzi mogłoby być przywrócone wyższe uposażenie).
Proces będzie się toczył według poprzednio obowiązującej procedury z 1997 r., a nie obecnej. Według ustawy z 1997 r., tajną współpracą nie było działanie, "którego obowiązek wynikał z obowiązującej ustawy". Dziś jest nią także działanie wynikające z obowiązku ustawowego lub służbowego - jeżeli przekazywało się służbom PRL informacje "w zamiarze naruszenia wolności i praw człowieka i obywatela". Dziś nie ma też już zapisu ustawy z 1997 r., że współpracą "nie jest współdziałanie pozorne lub uchylanie się od dostarczenia informacji, pomimo formalnego dopełnienia czynności lub procedur wymaganych przez organ bezpieczeństwa państwa".