- Obwodowe komisje wyborcze zbyt późno zasygnalizowały brak kart - ocenia PKW
- Brak kart do głosowania naruszył prawo wyborców do oddania głosu w wyborach
- Przedłużenie czasu głosowania nie stanowi podstawy do złożenia protestu wyborczego
Obwodowe komisje wyborcze zbyt późno zasygnalizowały brak kart - ocenia PKW Brak kart do głosowania naruszył prawo wyborców do oddania głosu w wyborach Przedłużenie czasu głosowania nie stanowi podstawy do złożenia protestu wyborczego
Brak kart do głosowania naruszył prawo wyborców do oddania głosu, ale według ekspertów nie miał wpływu na wynik wyborów. Nie stanowi więc podstawy do unieważnienia ich wyników. Państwowa Komisja Wyborcza twierdzi, że wina leży po stronie obwodowych komisji wyborczych, które zbyt późno zasygnalizowały do okręgowych komisji wyborczych deficyt kart do głosowania.
Bez usprawiedliwienia
W kilkudziesięciu obwodowych komisjach wyborczych zabrakło kart do głosowania (w samym Krakowie takich przypadków było 14). W ten sposób naruszono prawo - nie pozwoliło to bowiem niektórym osobom oddać głosu w zaplanowanym wcześniej czasie.
- Braku kart nie da się niczym usprawiedliwić - twierdzi Hubert Izdebski, profesor z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Właściwe organy, poczynając od obwodowych komisji wyborczych, nie zadbały bowiem o to, żeby zapewnić wyborcy możliwość skorzystania z przysługującego mu prawa do oddania głosu - dodaje.
Wszystko to sprawia wrażenie, że PKW nie przewidziała tak dużej frekwencji wśród wyborców.
Szczególnie w dużych miastach wysoka frekwencja była do przewidzenia.
- Obwodowe komisje wyborcze składają się z ochotników, ale to nie może usprawiedliwiać PKW. Fachowcy z PKW powinni takie rzeczy przewidywać szkoląc tych ludzi i znacznie szybciej reagować na pojawiające się przeszkody - uważa prof. Piotr Winczorek.
W sytuacji, jaka miała miejsce podczas wyborów, PKW powinna być gotowa do szybkiego działania i wywierać nacisk na komisje - uważa.
Jednak PKW przerzuciła wczoraj winę na te obwodowe komisje wyborcze, w których zabrakło kart do głosowania.
- W razie zaistnienia potrzeby dostarczenia dodatkowych kart do głosowania obwodowa komisja wyborcza powinna to zasygnalizować do okręgowej komisji wyborczej. Niestety, czynności w tej sprawie przez obwodowe komisje wyborcze były podejmowane z opóźnieniem - twierdzi Ferdynand Rymarz, przewodniczący PKW.
To stanowisko popiera profesor Bogusław Banaszak z Uniwersytetu Wrocławskiego. Uważa on bowiem, że PKW nie może wiedzieć, co dzieje się w poszczególnych komisjach na terenie całego kraju. Według niego to członkowie obwodowych komisji wyborczych, widząc, że jest duża frekwencja, powinni zareagować i zgłosić zapotrzebowanie na większą ilość kart.
Brak podstaw do protestów
Specjaliści uważają, że przedłużenie czasu głosowania było właściwą decyzją.
- Musimy mieć świadomość, że w obwodowych komisjach wyborczych zasiadają amatorzy, a zatem są to osoby, które nie najlepiej znają prawo i w związku z tym działają niezwykle ostrożnie. Wydłużenie czasu trwania głosowania było ich zdaniem najlepszym rozwiązaniem - mówi prof. Marek Chmaj z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Zdaniem ekspertów ta decyzja była co prawda reakcją oportunistyczną, ale podjętą zgodnie z prawem. Dzięki niej możliwość oddania głosu mieli także ci wyborcy, dla których wcześniej zabrakło kart do głosowania.
Cisza musiała być wydłużona
Eksperci podkreślają, że przedłużenie ciszy wyborczej było konieczne ze względu na przedłużenie czasu, w którym wyborcy mogli oddawać swoje głosy. Tak bowiem stanowi Ordynacja wyborcza.
- Przedłużenie ciszy zarządzono być może z nadmiernej ostrożności, ale dzięki temu wytrącono ewentualnym protestującym podstawowy argument do zaskarżenia wyników wyborów - uważa Hubert Izdebski.
Twierdzi on, że przedłużenie ciszy wyborczej nie stanowi problemu prawnego.
W wielu krajach konwencja ciszy wyborczej w ogóle nie występuje. I wówczas można prowadzić agitację polityczną również w czasie trwania głosowania. Należy więc zastanowić się, czy w ogóle nie zrezygnować z ciszy wyborczej w naszym prawie.
SZERSZA PERSPEKTYWA
W wielu krajach cisza wyborcza nie występuje. Tak jest w prawodawstwie Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii oraz od niedawna także Niemiec. W tych krajach między politykami oraz partiami istnieje tak zwana umowa dżentelmeńska. Nie ma jednak obowiązku stosowania się do niej. Natomiast cisza wyborcza nadal występuje we Francji, na Słowacji oraz Ukrainie.
Małgorzata Kryszkiewicz
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama