Jeśli przyznanie się sprawcy do zabójstwa jest głównym dowodem, bez którego nie doszłoby do wyroku skazującego, to zazwyczaj nie powinno wymierzać się kary dożywocia lub 25 lat więzienia - ocenił Sąd Najwyższy ws. mężczyzny skazanego na 15 lat więzienia za zabójstwo żony.

Tym samym SN oddalił kasację wniesioną w sprawie przez ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego, według którego w tej sprawie wymierzono karę "rażąco niewspółmierną". W ocenie PG okoliczności sprawy przemawiały za orzeczeniem kary nie niższej niż 25 lat pozbawienia wolności.

Sprawa dotyczyła opisywanego w mediach zabójstwa, do którego doszło w maju 2014 r. w jednym z mieszkań w Starachowicach. Śledztwo dotyczące śmierci 30-latki początkowo umorzono. Sprawa wyglądała na samobójstwo - brakowało dowodów wskazujących na to, iż do śmierci kobiety przez powieszenie ktoś się przyczynił. Dopiero po ponad dwóch latach sprawca przyznał się i złożył wyjaśnienia.

Sąd Okręgowy w Kielcach w marcu 2018 r. skazał go na 25 lat więzienia, ale Sąd Apelacyjny w Krakowie w październiku 2018 r. złagodził wyrok do 15 lat więzienia. Od tego prawomocnego wyroku kasację złożył szef resortu sprawiedliwości.

Jak jednak podkreślił w uzasadnieniu orzeczenia SN o oddaleniu tej kasacji sędzia Rafał Malarski będący sprawozdawcą sprawy "jeżeli przyznanie się sprawcy do popełnienia zbrodni zabójstwa i ujawnienie istotnych okoliczności czynu ma miejsce, gdy organy ścigania nie dysponują przekonywającymi dowodami, które bez samooskarżenia się sprawcy są w stanie doprowadzić do wyroku skazującego, to taka postawa winna zazwyczaj pociągać za sobą rezygnację ze stosowania wobec oskarżonego nie tylko mającej eliminacyjny charakter kary dożywotniego pozbawienia wolności, ale także wyjątkowej kary 25 lat pozbawienia wolności".

Orzeczenie SN w tej sprawie zapadło przed miesiącem, w ostatnich dniach sąd zamieścił jego pisemne uzasadnienie.

Jak przyznano w tym uzasadnieniu sąd apelacyjny wziął pod uwagę wszystkie okoliczności mające wpływ na wymiar kary. Sąd odwoławczy, decydując się na obniżenie kary (...) nie zanegował ani stopnia winy i społecznej szkodliwości czynu, ani zamiaru bezpośredniego towarzyszącego sprawcy, ani brutalnego sposobu jego działania, ani upozorowania przez skazanego samobójstwa ofiary, ani faktu osierocenia wspólnego małoletniego dziecka ofiary i zabójcy, ani uprzedniej karalności sprawcy i jego nieprawidłowej osobowości" - przyznał SN.

Jednocześnie jednak - zdaniem SN - sąd apelacyjny "trafnie przydał przyznaniu się sprawcy i ujawnieniu wszystkich istotnych okoliczności zabójstwa doniosłą rangę". "Otóż przez przeszło dwa lata od czasu umorzenia śledztwa (...) organy ścigania wprawdzie wykonały szereg różnych czynności zmierzających do zweryfikowania przyjętej wcześniej koncepcji, ale nie osiągnęły oczekiwanego rezultatu, gdyż nie zdołały uzyskać dowodu, który mógłby doprowadzić do przełomu w sprawie" - zaznaczył SN.

"Dopiero 13 grudnia 2016 r., po badaniach wariograficznych, którym Kamil T. poddał się dobrowolnie (...) sprawca przed funkcjonariuszem policji – przesłuchiwany jeszcze w roli świadka – opowiedział o przebiegu tragicznego zdarzenia, nie ukrywając żadnej ważnej okoliczności" - przypomniał SN. Dopiero wówczas postawiono mu zarzut zabójstwa, a T. wysłuchany jako podejrzany potwierdził obciążające go fakty w swych wyjaśnieniach.

Jak uznał SN, ponieważ same wyniki badań wariograficznych nie mogły być rozstrzygające w postępowaniu karnym "wolno stwierdzić, że w momencie pełnego przyznawania się skazanego do dokonania zabójstwa organy ścigania nie dysponowały dowodami świadczącymi o jego winie".

"O szczerości i autentyczności żalu i skruchy po stronie sprawcy zaświadczało i to, że nie taił, w jak drastyczny i brutalny sposób pozbawił życia swoją żonę, mimo iż mógł forsować wersję zdarzenia dla siebie zdecydowanie korzystniejszą. Nie podążył jednak tą drogą, choć nic nie stało temu na przeszkodzie" - wskazał ponadto SN.

W związku z tym - jak głosi uzasadnienie oddalenia kasacji - "zważywszy przede wszystkim na fakt wystąpienia wyjątkowo doniosłej okoliczności łagodzącej w postaci szczerego samooskarżenia się T., które nie tylko przesądziło o wyniku sprawy, to jest o zapadnięciu wyroku skazującego za zabójstwo, ale wcześniej w ogóle o uruchomieniu śledztwa" SN nie uznał prawomocnej kary 15 lat więzienia za "rażąco niewspółmierną".

Ponadto - zdaniem SN - tego typu podejście sądów może "zachęcić wahających się sprawców zbrodni do ujawnienia się i oddania dobrowolnie w ręce wymiaru sprawiedliwości, co da im szansę na łagodniejsze potraktowanie, a w szczególnie uzasadnionych wypadkach na nadzwyczajne złagodzenie kary".

Jak informowano Kamil T. zaraz po śmierci kobiety mówił policjantom, że nie mieszkał z żoną i nie widział się z nią w dniu, w którym zmarła. Tłumaczył, że od jakiegoś czasu nie dogadywali się, a powodem decyzji o rzekomym samobójstwie mogła być zazdrość. Według ustaleń śledztwa T., po dokonaniu zabójstwa, upozorował samobójstwo żony. Zdaniem sądów "pierwotną przyczyną tego czynu, który oskarżony popełnił, był długotrwały konflikt małżeński".

Ojciec zamordowanej kobiety mówił dziennikarzom w 2018 r., że wymiar kary dla oskarżonego nie był istotny dla rodziny, bo przebaczyli Kamilowi T. "Będziemy mieli cały czas to cierpnie i tęsknotę za córką. Nie czekaliśmy na wymiar wyroku - przebaczyliśmy zięciowi zabójstwo córki. Jesteśmy chrześcijańską rodziną, żyjemy według woli bożej, przykazań. Nie powinno w ogóle dojść do tej zbrodni" - podkreślał mężczyzna.

W trakcie procesu T. przeprosił rodziców żony, swojego syna oraz własnych rodziców. "Zmarnowałem sobie życie i swojemu dziecku. Nie mogę cofnąć czasu. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem" - mówił sprawca w sądzie.