Pierwsza prezes SN przyznała sobie prawo do otwierania przesyłek adresowanych do sędziów SN. Ci nie kryją oburzenia i pytają, czy im nie przysługuje prawo do ochrony korespondencji.
ikona lupy />
ShutterStock
Małgorzata Manowska, I prezes Sądu Najwyższego, wydała zarządzenie, zgodnie z którym niektóre przesyłki, w tym te adresowane imiennie do sędziów SN, przekazuje się do adresata za pośrednictwem jej sekretariatu. I prezes SN może zaś zarządzić otwarcie tych spośród nich, z których oznaczenia wynika, że zawierają one akta spraw bądź pisma inicjujące postępowanie przed SN.

Powstrzymać proceder

Powodem wydania takiego zarządzenia była chęć wyeliminowania praktyki polegającej na przesyłaniu przez strony pism procesowych do innych izb niż te, które zgodnie z ustawą o SN są właściwe do rozstrzygnięcia danej sprawy. Takie sytuacje się zdarzały, a było to pokłosie styczniowej uchwały SN (sygn. akt I-4110-1/20), która stwierdzała, że Izba Dyscyplinarna SN nie jest sądem, oraz po zabezpieczeniu wydanym przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zamrażającym działalność tej izby. Niektóre strony uznały, że wobec takich orzeczeń właściwą do rozpatrzenia ich sprawy jest Izba Karna SN. Mając jednak świadomość, że zdaniem obecnej I prezes SN zabezpieczenie TSUE odnosi się tylko do spraw dyscyplinarnych sędziów, strony – obawiając się, że ich sprawy i tak zostaną przekazane do ID – zaczęły kierować korespondencję procesową imiennie do Michała Laskowskiego, prezesa IK SN. Małgorzata Manowska uznała więc, że musi podjąć działania zmierzające do ukrócenia tego procederu, który w jej oczach był obejściem przepisów ustawy o SN.
– Nikt nie kwestionuje, że takie były intencje pani I prezes SN. Pozostaje jednak pytanie, czy środki, jakich użyła, aby osiągnąć swój cel, były odpowiednie. Można bowiem mieć poważne obawy, czy jej zarządzenie nie stanowi realnego zagrożenia naruszenia tajemnicy korespondencji, o której przecież jest mowa w konstytucji – mówi nam jeden z sędziów.
Pytany o takie niebezpieczeństwo Aleksander Stępkowski, rzecznik prasowy SN, odpowiada krótko, że takiego ryzyka nie ma.

Bez podstawy

Zbulwersowania całą sytuacją nie kryje Włodzimierz Wróbel, sędzia SN.
– Jest dla mnie oczywiste, że takie zarządzenie może prowadzić do naruszenia tajemnicy korespondencji. Choć muszę uczciwie przyznać, że jak do tej pory przesyłki adresowane do mnie trafiały bezpośrednio na moje biurko – mówi sędzia. Jak przypuszcza, może to być związane z tym, że w sposób zdecydowany sprzeciwił się takiemu sposobowi postępowania z korespondencją sędziów.
– Przedstawiłem swoje zastrzeżenia i zapytałem o podstawę prawną wydanego zarządzenia. Jednak mimo dwukrotnej prośby nie otrzymałem niestety odpowiedzi na to pytanie – relacjonuje sędzia Wróbel. Jak zaznacza, jego zdaniem taka podstawa po prostu nie istnieje.
Do sędziów nie przemawia argument wysuwany przez kierownictwo SN, że korespondencja kierowana na adres sądu powinna być jedynie korespondencją służbową.
– Prawo dopuszcza możliwość kierowania na adres zakładu pracy przesyłek także o innym charakterze. Tak stanowi np. kodeks postępowania cywilnego, zgodnie z którym na adres zakładu pracy mogą być wysyłane pisma sądowe – podaje przykład sędzia Wróbel. Do sędziów na adres SN kierowane są m.in. zaproszenia na konferencje, szkolenia itp.
Sędziowie zastanawiają się również, o jakie oznaczenia przesyłek, których wystąpienie umożliwia I prezes SN otworzenie korespondencji, może chodzić.
– W zarządzeniu tego nie sprecyzowano. Tak więc zapewne będą to te oznaczenia, o których autorytarnie zdecyduje sama I prezes SN – zastanawia się jeden z sędziów SN.
Sędzia Wróbel przypomina, że podobna sytuacja miała miejsce w Trybunale Konstytucyjnym, kiedy także doszło do wymiany kadry kierowniczej w TK. W 2017 r., jak ustalił wówczas DGP, wiceprezes TK Mariusz Muszyński wydał pracownikom trybunału polecenie, zgodnie z którym cała korespondencja kierowana do członków TK miała trafiać najpierw na jego biurko. Z relacji naszego informatora wynikało, że Muszyński przyznał sobie kompetencje do decydowania o tym, które z listów przychodzących do sędziów TK mają status korespondencji prywatnej, a które są służbowe.
Zaskoczenia nie krył wówczas dr hab. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Nie można czytać niczyich listów. To jest po prostu konstytucyjnie wykluczone – podkreślał ekspert. I wskazał na art. 49 ustawy zasadniczej, który mówi o wolności i ochronie tajemnicy komunikowania się.