- Co więcej, sama instalacja nie jest wystarczająca, bowiem kluczowe jest to, by wszyscy użytkownicy po otrzymaniu pozytywnego wyniku testu na koronawirusa przesłali o tym informacje w aplikacji, a zatem by aktywnie z niej korzystali - mówi w wywiadzie dla DGP Daria Pośpiech-Przeor, radca prawny, dyrektor działu prawnego w ECDP Group.
W ubiegłym tygodniu na łamach DGP zastanawialiśmy się wraz z ekspertami, czy instalacja aplikacji STOP COVID, mającej pomóc w walce z epidemią, powinna być niezbędna dla wszystkich obywateli posiadających smartfony. To dobry pomysł?
Przede wszystkim uważam, że to pomysł, który wcale nie przełożyłby się na poprawę sytuacji. Aby aplikacja miała sens i spełniała prawidłowo swoją funkcję, powinno ją zainstalować co najmniej 60 proc. obywateli, a w najlepszym wariancie nawet 100 proc. Co więcej, sama instalacja nie jest wystarczająca, bowiem kluczowe jest to, by wszyscy użytkownicy po otrzymaniu pozytywnego wyniku testu na koronawirusa przesłali o tym informacje w aplikacji, a zatem by aktywnie z niej korzystali. To jednak nie wszystko, bowiem osoby, które dostaną powiadomienia, powinny następnie zgłosić się na test i ewentualnie poddać się dobrowolnej kwarantannie. Tylko zatem pełne zaangażowanie użytkowników pozwala na ustalenie ognisk zakażeń i zapobiegnięcie kolejnym zakażeniom. Nie jest to jednak realne, chociażby z uwagi na to, że w mojej ocenie brak jest skutecznych narzędzi do kontroli zgłaszania przez użytkowników powiadomień, a następnie kontroli poddawania się testom osób, które powiadomienia otrzymały.
Na przykład, w październiku (gdzie pobrań aplikacji było ok. 1 mln) Ministerstwo Cyfryzacji przekazało parlamentarzystom następujące dane: „Od 31 lipca do 14 października powiadomienia uruchomiło 72 użytkowników aplikacji, co wygenerowało kilkaset powiadomień”. Ze wskazanych danych wynika zatem, że aplikacja jest zupełnie nieskuteczna, a użytkownicy aktywnie z niej nie korzystają. Tym samym na podstawie przedstawionych danych można stwierdzić, że nawet jeżeli pobranie aplikacji byłoby obowiązkowe, nie uczyniłoby to skutecznym walki z koronawirusem i ochrony przed nim.
Niektórzy nie instalują aplikacji bądź nie wprowadzają do niej danych, bo obawiają się, że będą szpiegowani przez organy państwa. Słusznie?
Na pewno takie obawy są zrozumiałe, bo kwestia zapewnienia faktycznego bezpieczeństwa aplikacji i ochrony prywatności korzystających z niej użytkowników jest kluczowa. I tu mam mieszane odczucia. Z jednej strony z przekazu Ministerstwa Cyfryzacji, którego zadania teraz przejęła Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, wynika, iż w aplikacji wykorzystano rozwiązanie, które ma zagwarantować maksymalne bezpieczeństwo aplikacji i zapewnić maksimum prywatności użytkownikom. Z drugiej jednak strony w „Polityce prywatności” znajdujemy następujące stwierdzenie: „Zaprojektowaliśmy ProteGO Safe (tak do niedawna nazywała się aplikacja STOP COVID – przyp. red.) zgodnie z zasadami Privacy by Default oraz Privacy by Design. Oznacza to, że domyślnie stosujemy ochronę Twojej prywatności i staraliśmy się ograniczyć przetwarzanie Twoich danych już na etapie projektowania i tworzenia aplikacji. Staramy się nie pozyskiwać od Ciebie informacji, które umożliwią Twoją identyfikację, ale może się zdarzyć tak, że podczas korzystania z Aplikacji podasz nam tyle informacji, że będziemy w stanie Cię zidentyfikować”. Sformułowanie „staraliśmy się” nie brzmi uspokajająco i nie pozwala przyjąć, że nasze prawa będą w pełni zabezpieczone. Powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że obecnie nie ma takich zabezpieczeń, które są nie do złamania, chociażby przez służby, a zatem korzystanie z każdej aplikacji może być inwazyjne, pomimo podjęcia przez rząd wszelkich starań, by temu przeciwdziałać. Istnieją zatem skuteczne metody, by dotrzeć nie tylko do informacji o samym człowieku, lecz także miejscach, w których przebywa, co pozwala na wyciąganie odpowiednich wniosków.
Przyjmując na chwilę wariant, że rządzący zdecydowaliby się wprowadzić wymóg posiadania STOP COVID, jak powinna wyglądać sama aplikacja? Niektórzy twierdzą wręcz, że teraz jest zbyt mało inwazyjna, przez co jej skuteczność byłaby ograniczona nawet przy znacznej liczbie korzystających.
Z pewnością aplikacja nie mogłaby monitorować naszej lokalizacji i zbierać oraz przechowywać żadnych zbędnych danych, wykraczających poza cel aplikacji. Ponadto powinna gwarantować pełne bezpieczeństwo danych oraz zapewniać anonimowość użytkowników, jak również uniemożliwiać dostęp do danych na urządzeniach użytkowników. Zdaję sobie sprawę z tego, że to truizm, ale w tym wypadku naprawdę prosta odpowiedź wydaje się najlepsza.