Wnioskowanie, które zawarto w kasacji Rzecznika Praw Obywatelskich, było przypuszczeniami, a przypuszczenia nie wystarczą do uchylenia prawomocnego wyroku - uznał w piątek Sąd Najwyższy, oddalając kasację RPO ws. wyroku z 1947 r. skazującego rodzeństwo za podpisanie volkslisty.

W sprawie, którą w piątek rozpoznała Izba Karna SN, Rzecznik wystąpił o uchylenie wyroku sądu w Wadowicach w sprawie czworga rodzeństwa - dwóch sióstr i dwóch braci - oraz o umorzenie postępowania wobec całej czwórki z powodu przedawnienia. "Sąd skazując w 1947 r. rodzeństwo z Żywiecczyzny za podpisanie volkslisty nie wziął pod uwagę m.in. zeznań świadków o pomocy udzielanej Polakom przez skazanych" - wskazywał w kasacji RPO.

SN uznał jednak, że na podstawie akt sprawy z 1947 r. nie można stwierdzić, iż doszło do rażących naruszeń. "Materiał dowodowy nie daje podstawy do twierdzenia, że wadowicki sąd nie oparł swego wyroku na całokształcie okoliczności sprawy" - zaznaczył w uzasadnieniu postanowienia SN sędzia Dariusz Kala.

Volkslista, czyli niemiecka lista narodowościowa, w czasie okupacji funkcjonowała jako element prowadzonej przez III Rzeszę polityki narodowościowej. Na listę - z podziałem na cztery kategorie - wpisywane były osoby pochodzenia niemieckiego w krajach okupowanych.

Po wojnie podpisanie volkslisty było karane m.in. na mocy dekretu z 28 czerwca 1946 r. o odpowiedzialności karnej za odstępstwo od narodowości w czasie wojny 1939-1945. Groziło za to do 10 lat więzienia. Karom nie podlegały jednak osoby, które m.in. zgłosiły przynależność do narodowości niemieckiej "w celu uniknięcia ciężkiego prześladowania ze strony władz niemieckich za trwanie przy swojej narodowości" oraz "z narażeniem wolności lub życia okazywały czynnie pomoc społeczeństwu polskiemu".

W sprawie, w której kasację wniósł RPO, sąd w październiku 1947 r. uznał Adolfinę, Helenę, Roberta i Michała S. za winnych podpisania volkslisty w lutym 1942 r. "Bracia zostali skazani na sześć miesięcy pozbawienia wolności, a siostry - na siedem miesięcy. Całej czwórce na dwa lata odebrano prawa publiczne i obywatelskie. Orzeczono też przepadek na rzecz Skarbu Państwa wszystkich ich udziałów własnościowych w nieruchomości" - przekazało Biuro RPO.

"Rodzeństwo wskazywało, że na volkslistę wpisali się m.in. z obawy o grożące im kary za udzielaną pomoc Polakom oraz groźby osadzenia w obozie koncentracyjnym" - argumentował RPO. Dodawał, że rodzeństwo także "czynnie pomagało ludności pochodzenia polskiego" i jak wynika z materiałów sprawy dzięki ich interwencji proboszcz z Komorowic (obecnie dzielnicy Bielska-Białej) ks. Franciszek Smolarek wydostał się z obozu koncentracyjnego. "Ponadto prowadząc sklep rzeźniczy, rodzeństwo wielokrotnie sprzedawało Polakom mięso i tłuszcz bez kartek lub po zaniżonych cenach. Gdy kontrola wykazała brak 1000 kg mięsa i odpowiednich kartek żywnościowych, siostry trafiły do niemieckiego więzienia" - zaznaczał Rzecznik.

Jak wskazywał RPO, część z przesłuchanych w 1947 r. w tej sprawie 16 świadków potwierdziła te korzystne dla oskarżonych okoliczności.

"RPO kierując kasację na korzyść eksponował okoliczności korzystne dla skazanych, natomiast niestety przemilczał istotne okoliczności niekorzystne" - zaznaczył jednak sędzia Kala odnosząc się do argumentów RPO. Jak dodał informacje na temat tego, z jakich pobudek podpisana została volkslista pochodziły wyłącznie od oskarżonych i nie zawsze były konsekwentne.

Jak zwrócił uwagę SN, "trzeba dobitnie i stanowczo powiedzieć, że w aktach sprawy były nieeksponowane w kasacji dokumenty urzędowe - ustalenia posterunku MO w Żywcu i stanowisko Polskiego Związku Zachodniego (organizacji zaangażowanej po wojnie w weryfikację osób, które podpisały volkslistę - PAP)". Z tych dokumentów - jak dodał - wynikało, że volkslista została podpisana bez przymusu, choć przyznawały one, że rodzeństwo "nie należało do niemieckiej partii, nie donosiło na Polaków, nie urządzało Niemcom owacji".

"No, ale co do wątku swobody decyzji wpisania się, tak właśnie wynika z tych informacji" - zaznaczył sędzia Kala. Dodał, że z kolei część zachowań uznanych za udzielanie Polakom pomocy - na które wskazywał RPO - miała miejsce jeszcze przed podpisaniem przez rodzeństwo volkslisty.

Ponadto - jak zaakcentował SN - z akt wynika, że podczas sprawy w 1947 r. oskarżeniu wnieśli o łagodny wymiar kary. "Jak ma się taka deklaracja do stanowiska, że nie było podstaw do przypisania odpowiedzialności" - mówił sędzia Kala.

Dlatego - w ocenie SN - wnioski kasacji RPO o tym, że wadowicki sąd dokonał wybiórczej i dowolnej oceny dowodów oparte były na przypuszczeniach, a SN w związku z tym "nie znalazł racji wystarczajacych" do uchylenia tego wyroku.