Dokładnie tydzień temu na łamach DGP napisałem tekst o tym, jak to przy okazji ustawy o tarczy 4.0 wprowadzane są zmiany, które prowadzą do zaostrzenia kodeksu karnego („Potworek w kodeksie karnym”, DGP z 18 czerwca 2020 r.).
Jako przykład podałem m.in. skorygowanie art. 37a, który obecnie pozwala stosować karę wolnościową (grzywny albo ograniczenia wolności) nawet w sytuacji, gdy za poszczególne przestępstwa opisane w części szczególnej k.k. groziłaby tylko kara bezwzględnego pozbawienia wolności.
Nie będę tu się wymądrzał, że sam na ów aspekt zwróciłem uwagę, bo tak nie było. Od lat politycy różnych opcji dbają o to, by zasypywać nas, dziennikarzy, nie mówiąc już o społeczeństwie, taką liczbą zmian w prawie, że tych wszystkich istotnych ogarnąć nie sposób. W takich przypadkach musimy liczyć na ekspertów, którzy wiele nieakcentowanych publicznie a ważnych korekt zauważają i tłumaczą ich czasem nieoczywiste konsekwencje. Taka ich rola i chwała im za to, że się im chce. Na marginesie powiem tylko, że wielu doświadczonych profesorów, z naprawdę dużą wiedzą i dorobkiem, jest tak zmęczonych nowymi pomysłami legislacyjnymi, że nie zagłębiają się w projekty, jeśli nie mają 100 proc. pewności, że te wejdą w życie. Co wielu z nich nie przeszkadza krytykować tych rozwiązań post factum, jakby nie przyjmując do wiadomości, że mogli uczynić je choć odrobinę lepszymi, gdyby zabrali głos w trakcie procesu legislacyjnego.
Czytając wczorajszą polemikę z moim tekstem (a właściwie z zamieszczonymi tam wypowiedziami ekspertów) autorstwa prokuratora Tomasza Szafrańskiego („Kara zamienna pod ostrzałem populistów”, DGP z 24 czerwca 2020 r.), trochę przestaję się dziwić takim postawom. Zwrócić uwagę, skrytykować, podać w wątpliwość tylko po to, by potem zostać zmieszanym z błotem przez adwersarza, który zamiast do argumentów, ucieka się do licznych wycieczek ad personam? Po co? Oczywiście nie mam wątpliwości, że zarówno dr Mikołaj Małecki, jak i sędzia Piotr Mgłosiek panu prokuratorowi odpowiedzą. Dlatego nie chcę im odbierać przyjemności wskazywania błędów w rozumowaniu czy stosowania zbytnich uproszczeń i pominięć w cytowaniu wypowiedzi, zmieniając ich sens.
Jednak sformułowania w stylu „Argumenty używane przez krytyków – a raczej «argumenty» – są tak nietrafne i populistyczne, że obrażają inteligencję społeczeństwa” pośrednio uderzają też we mnie, który te wypowiedzi przywołuje. No cóż… będąc wielbicielem oratorskich zdolności Tomasza Szafrańskiego, jakimi czaruje w Sejmie, sofistycznych wykładni przepisów pozwalających zinterpretować najbardziej oczywistą rzecz w dokładnie odwrotny sposób, czy też polotu, z jakim prowadzi – także i teraz ‒ polemiki na naszych łamach, nie czułem się godny do wchodzenia z nim w jakiekolwiek dyskusje na temat prawa. Ale nie sposób nie skorzystać z wystawionej piłki i nie zagrać na zaproponowanym zdumiewająco niskim poziomie. Skoro gramy jak na ulicy, porozmawiajmy jak na ulicy. Tak by każdy człowiek zrozumiał, co wy tam w tym Sejmie uchwalacie i po co.
Od czego chce pan zacząć? Może od pana własnej wypowiedzi z Senatu, gdzie stwierdził pan, że art. 37a to taka sztuczka, potworek prawny i udana próba złagodzenia kodeksu karnego. W dodatku ukryta, bo jak sam pan powiedział, gdyby autorzy zmian ogłosili, że chcą łagodzić kary za poszczególne przestępstwa, to być może opinia publiczna by się oburzyła (cytuję z pamięci).
Przekładając to na zrozumiały dla każdego język ulicy, w 2015 r. po cichu ktoś zamontował jakiś sprytny przetwornik, dzięki któremu temperaturę wody, w której gotujemy żabę, można obniżać. Państwo teraz ten przetwornik wymontowują, ale za żadne skarby nie chcą się przyznać, że przez to temperatura wody wzrośnie. Ciekawa logika.
W dodatku jeśli uchwalenie w 2015 r. art. 37a, będące elementem dużej reformy kodeksu karnego, nad którą prace ciągnęły się latami i na temat której wylano morze atramentu w prasie, opiniach itd., było „skryte”, to jak nazwać tryb, w jakim zmieniono ten przepis? Tamto było działaniem godnym potępienia, a obecna zmiana już nie?
Przecież państwo nadali nowe brzmienie temu przepisowi przy okazji poprawiania ustawy o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych przedsiębiorcom dotkniętym skutkami COVID-19, bo taka jest nazwa tarczy 4.0 (która zresztą wczoraj weszła w życie). Już sam tytuł pokazuje, że niewiele ma to wspólnego z kodeksem karnym.
To m.in. oznacza, że nad tymi zmianami nie pracowali posłowie i senatorowie z komisji ds. zmian w kodyfikacjach czy komisji sprawiedliwości, którzy obeznani są z taką problematyką, lecz posłowie z komisji budżetu i finansów publicznych, samorządu, a nawet rodziny. Im trzeba było tłumaczyć takie podstawowe pojęcia, jak np. co to jest w zasadzie kara ograniczenia wolności. Nie wiedzieli tego nie z głupoty, lecz dlatego, że specjalizują się, z lepszym lub gorszym skutkiem, w zupełnie innej materii. Jak nazwać stosowanie takiego fortelu?
Zarówno pan prokurator, jak i wiceminister Marcin Warchoł czy wreszcie sam Zbigniew Ziobro są zbyt dobrymi prawnikami, by nie znać Regulaminu Sejmu określającego, jak należy pracować nad kodeksami. Poza tym, choć specjalizują się w prawie karnym, nie wierzę, że nie znają zasad prawidłowej legislacji i nie rozumieją istoty tych rygorów i sensu procedur, których należy przestrzegać przy pracy nad przepisami represyjnymi. Ale drugi rok z rzędu próbują zrobić z nas wszystkich idiotów.
Jak to jest, panie prokuratorze, że w ubiegłym roku całą wielką reformę kodeksu karnego (zmieniającą jedną trzecią przepisów) pomagał pan przepychać przez parlament ze złamaniem wszelkich możliwych reguł pod płaszczykiem walki z pedofilią? Jeśli pan mówi teraz o populistycznych argumentach, to jak należy nazwać takie zachowanie?
Idźmy dalej: tak skandaliczny sposób uchwalania ubiegłorocznej nowelizacji to było za wiele nawet dla prezydenta, który nie podpisał ustawy i wysłał ją do Trybunału Konstytucyjnego. Jak bardzo trzeba podeptać przepisy prawa, by głowa państwa, której próg wrażliwości na łamanie konstytucji nie jest ustawiony zbyt wysoko, zdecydowała się na taki krok?
Oczywiście nie pan decydował o trybie prac parlamentarnych, ale to pan dawał twarz temu projektowi. Pamiętam wiele pańskich wypowiedzi z tamtego czasu, ale żadnej, w której by pan choćby się zająknął, by może lepiej uchwalić zmiany zgodnie ze sztuką.
Dalej: jak to jest, panie prokuratorze, że mimo iż tamta spartolona ustawa nie została jeszcze oceniona przez TK, poszczególne jej części są wkładane do ustaw covidowych i uchwalane na nowo? Pan buńczucznie każe sobie pokazać przepis, który tego zabrania. Przekładając to na język ulicy, to już nie jest nawet: „Nie mam pańskiego płaszcza” tylko ordynarne: „Bo co? Kto mi zabroni?”.
Tylko że przepisy ‒ już szczególnie konstytucji ‒ więcej znaczą, niż mówią, i nie wszystko musi być powiedziane wprost. Można o tym zapomnieć, jak się tworzy kazuistyczne przestępstwa w rodzaju cofania wskazań licznika dla osób, które nie potrafią podciągnąć tego czynu pod oszustwo, ale są granice…
Są granice także wtedy, gdy posłowie zwracają panu uwagę, że forsowany ponownie przepis jest w zakwestionowanej ustawie, a pan mówi, że to nic, bo przecież prezydent wysłał do TK ustawę ze względów proceduralnych, a nie merytorycznych. I mówi pan to, wiedząc, że przecież powielane są te same błędy proceduralne (brak ścieżki właściwej dla kodeksu plus w niektórych przypadkach złamanie zasady trzech czytań), które były przyczyną skierowania w ubiegłym roku tożsamych przepisów do TK. I proszę mi nie przytaczać wyroku TK, jeszcze z prawomyślnych czasów, który mówił, że o ile poprawka jest zgłoszona przed trzecim czytaniem, to jest to dopuszczalne, bo dokładnie pan wie, czemu ma służyć zasada trzech czytań i jak ją rozumieć zgodnie z duchem prawa.
Jak to jest, panie prokuratorze, że mimo przekonania do słuszności przygotowywanych przez pana i pana kolegów rozwiązań, nie macie państwo na tyle odwagi, by uchwalić te zmiany w normalnym, transparentnym i legalnym trybie. Dlaczego zachowujecie się państwo jak ten złodziej, który jest już na tyle bogaty, że nie musi kraść, ale mimo wszystko podwędzi zegarek. Przecież arytmetyka sejmowa jest nieubłagana. Od początku rządów Prawa i Sprawiedliwości, zachowując normalny tryb, można było ten kodeks uchwalić ze 20 razy po bożemu. Z otwartą przyłbicą.
Nie wierzę, że chodziło o to, by postawić prezydenta pod ścianą, by zmusić go, by połknął własny język i pokornie podpisał ustawę, nie chcąc wstrzymywać wejścia w życie pozostałych przepisów covidowych. To byłoby zbyt wyrafinowane.
Zapytam więc, dlaczego wszystko musi być robione, mówiąc brutalnie ‒ na chama? Tryb uchwalanych zmian jest tak bezczelny, że wprawia w zażenowanie. Zacytuję w tym miejscu wypowiedź (choć słyszał pan ją na własne uszy) senatora Kazimierza Kleiny, przewodniczącego senackiej komisji budżetu, który był przerażony zmianą kodeksu karnego za pomocą wrzutek do tarczy.
„To jest brak szacunku do prawa, do tak elementarnych rzeczy. Nawet gdyby te rozwiązania, które państwo proponujecie, były idealne, chociaż przedstawiciel RPO podważał ich sens, to jestem głęboko przekonany, że to powinna być oddzielna ustawa. Ja tego w ogóle nie rozumiem. Ministra sprawiedliwości w ogóle nie rozumiem, że taką ważną część wprowadza do ustawy o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych. To pomieszanie spraw. Nie wiem, dokąd to prowadzi. To nas doprowadzi do jakieś kompletnej zguby, bo pod pretekstem koronawirusa próbujemy wszystko przeforsować. Jak to w ogóle traktować? To w zasadzie powinno być wyrzucone w całości. Ale nie chcemy tego robić. Skupmy się na tych sprawach, które dotyczą meritum. Są w Polsce prawnicy po każdej stronie sporu politycznego, profesorowie różni, inni… Niechby sobie nad tymi zmianami usiedli, pospierali się. Ale wypracujcie jakiś dokument i go uchwalcie, a nie tylnymi drzwiami wprowadzacie zapisy, które powinny być inaczej procedowane. Stawiacie nas – komisję budżetu i finansów publicznych plus komisję rodziny oraz komisję samorządu ‒ że my musimy powiedzieć senatorom, jak trzeba głosować w sprawach dotyczących kodeksu karnego. Czegoś takiego ja nie pamiętam. Ja jestem w parlamencie od 1997 r. Różne rządy były: był AWS, lewica, prawica, nie wiadomo kto. Ale czegoś podobnego ja nie pamiętam. To jest po prostu nieprzyzwoite. Źle się czuję z tym wszystkim. Patrzą na nas ludzie i zastanawiają się, co oni robią? Dlaczego się wzajemnie oszukują? Dlaczego do przepisów o koronawirusie wkładają kodeks karny? Jaki w tym sens? Komu to ma służyć?” (cytat prawie dosłowny, z zachowaniem charakterystycznego sposobu wypowiedzi autora).
Proszę sobie samemu odpowiedzieć na to pytanie. Szczerze.