Czas pandemii sprawił, że przedsiębiorcy chętniej godzą się na rozstrzyganie sporów przez internet. Jeden z sądów polubownych odnotował 10-krotnie większe zainteresowanie.
ShutterStock
Podejmowane przez sądy powszechne próby prowadzenia rozpraw w trybie wideokonferencji napotkały liczne problemy, głównie techniczne. Inaczej jednak sytuacja wygląda w sądach polubownych. W nich sprawy nie tylko udaje się rozstrzygać w pełni przez internet, ale też ta forma zaczęła się podczas pandemii cieszyć dużo większą niż wcześniej popularnością.
– Nie jesteśmy w stanie wskazać dokładnych danych, bo nie wiemy, w ilu umowach pojawiają się zapisy na nasz sąd, ale sądząc po skali zapytań, szacujemy, że zainteresowanie wzrosło nawet 10-krotnie. Pandemia pokazała, że możliwość rozstrzygania sporów w 100 proc. przez internet, bez wychodzenia z biura czy nawet domu, jest dodatkowym atutem, poza oczywiście szybkością orzekania – zauważa Robert Szczepanek, założyciel Ultima Ratio, Sądu Polubownego działającego przy Stowarzyszeniu Notariuszy Rzeczypospolitej Polskiej w Warszawie.
DGP
Ten działający od roku sąd specjalizuje się w sporach mniej skomplikowanych, raczej o niższe kwoty. Nie prowadzi się przed nim rozpraw, a cała procedura odbywa się za pośrednictwem internetu, ze wsparciem w postaci dedykowanej aplikacji na smartfony. Jednak i sprawy bardziej skomplikowane w czasie pandemii przeszły do sieci. Także te, w których odbywają się rozprawy.
– Możliwość prowadzenia wideorozpraw istnieje w naszym sądzie od 2015 r. Realne zainteresowanie tą formą rozstrzygania sporów pojawiło się jednak dopiero po wybuchu pandemii. W tej chwili, gdy wróciliśmy już do tradycyjnych rozpraw, mniej więcej połowa z nich odbywa się na sali, a połowa w formie telekonferencji – mówi Agnieszka Durlik, dyrektor generalna Sądu Arbitrażowego przy Krajowej Izbie Gospodarczej.

Z biura lub domu

Zalet sądzenia się przez internet jest niemało. Oszczędność czasu i kosztów związanych z dojazdami, łatwość przesyłania pism i składania innych dowodów, takich jak zdjęcia czy filmy, ale przede wszystkim czas. Ultima Ratio rozstrzyga spory najdalej w ciągu trzech tygodni, bywały jednak i takie, które kończyły się wyrokiem po tygodniu.
– Przyznaję, że nie byłem do końca przekonany do tej formy rozstrzygania sprawy. Wszystko przebiegło jednak nadzwyczaj sprawnie. To wygodne, że mogłem sądowi po prostu przesłać film z placu budowy i dołączyć zdjęcia pokazujące stan budynku. Zawnioskowany przeze mnie świadek, konstruktor, przedstawił pisemne oświadczenie na temat możliwości wykonania prac – relacjonuje Piotr Rosłon, radca prawny z kancelarii Sawaryn i Partnerzy, który prowadził jedną ze spraw rozstrzyganą przez Ultima Ratio.
Dodaje, że dużym plusem jest na pewno bezpośredni kontakt z arbitrem. – Pewne braki formalne uzupełniłem w ciągu jednego dnia, podczas gdy normalnie sama wymiana pism trwałaby tygodniami – dodaje.
Prowadzona przez niego sprawa była stosunkowa duża jak na ten sąd, bo wartość sporu wyniosła ok. 140 tys. zł. Chodziło o roboty budowlane, a konkretnie adaptację strychu na lokale mieszkalne. Wykonawca zniknął po dwóch tygodniach. Jak później twierdził, to on odstąpił od umowy, gdyż nie umożliwiono mu realizacji prac (chodziło o zabytkowy budynek). Z kolei powód utrzymywał, że to on złożył skuteczne odstąpienie, bo firma nie wywiązywała się z umowy i zniknęła nawet bez zabezpieczenia pomieszczeń, w których prowadzono prace. Arbiter uwzględnił pozew. Co ciekawe, zapis na ten sąd polubowny został zaproponowany w umowie przez wykonawcę, a więc przegranego.
– Jeśli w ogóle można mówić o jakichkolwiek barierach, to chyba tylko mentalnych. Osoby, które miały już do czynienia z w pełni elektroniczną formą rozstrzygania spraw, szybko się do niej przekonują – uważa Robert Szczepanek.

Z rozprawami lub bez

Nawet niektóre z największych międzynarodowych sporów są prowadzone przez internet. Nie oznacza to oczywiście, że jest to rozwiązanie idealne. Wątpliwości wywołuje choćby wiarygodność świadków. Z jednej strony w naszym systemie prawnym przyzwyczailiśmy się do tego, że zeznaje on na sali, a podczas wideorozprawy może otrzymywać niewidzialne dla arbitrów sygnały od pełnomocników. Z drugiej strony są kraje, choćby USA, gdzie instruowanie świadków jest czymś całkowicie normalnym.
W praktyce więc trudno spodziewać się, by pandemia spowodowała całkowite przejście do internetu wszystkich spraw toczących się przed sądami polubownym. KIG ma jednak nadzieję, że część w nich już pozostanie.
– Chcielibyśmy, aby pewna część spraw, choćby nawet 30 proc., także po ustaniu pandemii mogła być rozpoznawana na odległość. Dlatego też m.in. planujemy porozumieć się z izbami członkowskimi co do udostępnienia pomieszczeń, z których będą mogły korzystać osoby niemające możliwości łączenia się w trybie wideokonferencji. Jednak zdajemy sobie sprawę, że zawsze pozostaną sprawy, które choćby ze względu na stopień skomplikowania lepiej procedować na sali – ocenia Agnieszka Durlik.
Według niej wideorozprawy przebiegają sprawnie i bez większych problemów technicznych. Arbitrzy pytają strony o wybór oprogramowania – najczęściej akceptowany jest popularny Zoom.
Działają też w Polsce sądy, które od lat rozstrzygają spory wyłącznie przez internet i uznają to za w pełni naturalne. Taki sposób procedowania przyjął Sąd Polubowny ds. Domen Internetowych, który działa przy Polskiej Izbie Informatyki i Telekomunikacji.
– Rozprawy są u nas wyjątkiem, dotychczas odbyły się może ze trzy. Poza tym wszystko opiera się na stanowiskach przesyłanych przez internet, dzięki czemu przedsiębiorca w ciągu miesiąca może uzyskać wyrok dotyczący spornej domeny – mówi dr Ireneusz Matusiak, prezes.
Podkreśla, że brak rozpraw w żaden sposób nie ogranicza stronom możliwości przedstawienia swych racji. – Po prostu robią to w formie pism przesyłanych przez internet, co daje takie same możliwości wskazania argumentów i dowodów, a upraszcza i skraca czas na rozpoznanie sprawy – dodaje.