W świetle konstytucji to prezydent jest decydentem, sędziowie zaś wskazują swoje preferencje, zawężając prezydentowi wybór do pięciu kandydatów na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego - podkreślił w czwartkowym "Naszym Dzienniku" p.o. pierwszego prezesa Sądu Najwyższego Aleksander Stępkowski.

Pytany w "Naszym Dzienniku", czemu procedura wyłonienia kandydatów na nowego pierwszego prezesa Sądu Najwyższego się przeciąga, Stępkowski powiedział: "przeczytałem wypowiedź prof. Włodzimierza Wróbla, sędziego SN znanego ze swej nieustępliwości w sprzeciwie wobec zmian w SN, który stwierdził, że Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN nie chce być notariuszem, ale chce decydować o obsadzie stanowiska pierwszego prezesa. Myślę, że to dobre streszczenie istoty problemu".

"Polega ona na tym, że treść zarówno Konstytucji, jak i ustawy o SN nie odpowiada obecnej większości sędziów SN. Konstytucja przyznaje bowiem kompetencję do mianowania pierwszego prezesa prezydentowi RP" - tłumaczył dziennikowi p.o. pierwszego prezesa SN. Dodał, że "sędziowie, stanowiący większość Zgromadzenia Ogólnego chcieliby natomiast uczynić tę konstytucyjną kompetencję prezydenta czczą formalnością - potwierdzeniem decyzji podjętej przez sędziowską oligarchię". Tymczasem - przekonywał - "to mandat, jakiego udzielili obywatele prezydentowi w akcie wyborczym, nadaje demokratyczną legitymizację władzy sądowniczej, w tym i władzy pierwszego prezesa SN".

"W świetle konstytucji to prezydent jest decydentem, sędziowie zaś wskazują swoje preferencje, zawężając prezydentowi wybór do pięciu kandydatów" - podkreślił w "Naszym Dzienniku".

Dopytywany, kto ma największe szanse zostać pierwszym prezesem SN, Stępkowski odparł, że nie wie, czym prezydent będzie się kierował, dokonując wyboru. "Jednocześnie nie sposób przewidzieć, jak będzie wyglądała ta lista pięciu kandydatów, których przedstawi Zgromadzenie" - dodał.

"Sędzia Kamil Zaradkiewicz domagał się zmian w regulaminie SN, tak aby ułatwić wybór pierwszego prezesa. W ocenie pana profesora jest to konieczne? - zapytano w "Naszym Dzienniku".

Na pytanie to Stępkowski odpowiedział, że "to chyba nie jest do końca precyzyjne przedstawienie intencji sędziego Zaradkiewicza". "Zwrócił się on do prezydenta, by wyjść naprzeciw postulatom większości domagającej się doprecyzowania regulaminu. Padały przy tym zapewnienia, że przy wcześniejszych wyborach obowiązywał precyzyjniejszy regulamin". Po jego analizie - dodał - "okazało się, że wszystkie jego postanowienia znalazły wyraz w ustawie o SN albo w regulaminie SN".

"Musimy sobie zdawać sprawę, że w obecnej atmosferze konfrontacji każdy przepis może być przyczynkiem do mnożenia wątpliwości. Uważam, że rozwiązaniem jest obniżenie temperatury sporu, nie zaś mnożenie regulacji" - dodał Stępkowski w "Naszym Dzienniku".

Zapytany o negatywną opinię Komisji Europejskiej na temat reformy sądownictwa w Polsce, Stępkowski podkreślił w rozmowie z gazetą, że "kształtowanie ustroju władzy sądowniczej nie należy do kompetencji przekazanych Unii Europejskiej". "Unii musi jednak zależeć na tym, by narodowy system sądowniczy zapewniał skuteczność prawu europejskiemu, do czego kraje członkowskie, w tym również Polska zobowiązały się w traktatach" - powiedział.