Wszystko wskazuje na to, że nie uda się wybrać kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego przed upływem kadencji Małgorzaty Gersdorf, co nastąpi już 30 kwietnia. Wiadomo również, że nie uda się przeprowadzić zgromadzenia ogólnego sędziów SN w celu wyboru kandydatów zgodnie z ustawą o SN. Ta bowiem stanowi, że powinno się ono odbyć na 6 tygodni przed zakończeniem kadencji urzędującego I prezesa SN. Co w tej sytuacji zamierza Pan Prezydent?
Pan Prezydent podjął już decyzję, że w takiej sytuacji wyznaczy sędziego Sądu Najwyższego, który będzie czasowo wykonywać obowiązki I prezesa SN, do czego upoważnia go ustawa o SN.
Czy wiadomo już, kto będzie pełnić tę funkcję?
To będą rozstrzygnięcia Pana Prezydenta, o których poinformujemy w stosownym czasie.
Tymczasem władze SN stanęły na stanowisku, że w momencie powstania wakatu na stanowisku I prezesa SN zastosowanie znajdzie przepis, zgodnie z którym w takim przypadku obowiązki I prezesa SN pełni czasowo prezes SN najstarszy służbą. Dziś jest to prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN Józef Iwulski.
Zaprezentowane przez rzecznika prasowego Sądu Najwyższego stanowisko przyjąłem ze zdziwieniem i zaskoczeniem. W komunikacie nie wskazano konkretnego przepisu ustawy o Sądzie Najwyższym stanowiącego podstawę przejęcia obowiązków Pierwszego Prezesa i wydaje się to być zabiegiem celowym. Zgodnie bowiem z art. 14 § 2 ustawy o SN, w czasie nieobecności Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego zastępuje go wyznaczony przez niego Prezes Sądu Najwyższego, a w przypadku niemożności wyznaczenia – Prezes Sądu Najwyższego najstarszy służbą na stanowisku sędziego. Wykładnia tego przepisu nie pozwala na objęcie nim sytuacji zakończenia kadencji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. W przypadku zakończenia kadencji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego pojawia się bowiem konieczność wskazania osoby, która będzie wykonywała obowiązki Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, a nie osoby, która będzie go zastępowała. W przypadku zakończenia kadencji stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego jest nieobsadzone. Nie ma żadnych podstaw do przyjęcia, żeby obowiązki I Prezesa Sądu Najwyższego przejmował Prezes SN najstarszy służbą na stanowisku sędziego. Jeżeli Prezydent skorzysta ze swoich kompetencji wyrażonych w art. 13a § 1 ustawy, a nosi się z takim zamiarem, to tutaj mamy skutek, który polega na tym, że obowiązki I Prezesa SN wykonuje ten sędzia, który jest wskazany przez Prezydenta RP.
Szykuje nam się dwuwładza w SN?
Nie. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że to Prezydent Rzeczypospolitej powierza wykonywanie obowiązków Pierwszego Prezesa SN wskazanemu przez siebie sędziemu Sądu Najwyższego.
Ustawa o SN stanowi, że sędzia wskazany przez prezydenta ma siedem dni na zwołanie zgromadzenia ogólnego sędziów SN w celu wyłonienia kandydatów na I prezesa SN. Co jednak w sytuacji, gdy nadal nie będzie to możliwe ze względu na sytuację epidemiczną w kraju?
To są wyzwania do podjęcia na gruncie ustawy o Sądzie Najwyższym i regulaminu SN, które będą rozstrzygane przez osobę wykonującą obowiązki Pierwszego Prezesa SN, skoro zabrakło w tej sprawie działań przed upływem kadencji dotychczasowej Pierwszej Prezes SN.
Jednak regulamin SN to akurat pan prezydent wyznacza. Czy w tej sytuacji głowa państwa nie powinna dokonać w nim odpowiednich zmian, które umożliwiłoby przeprowadzenie zgromadzenia ogólnego w taki właśnie sposób?
To jest pytanie o wolę współdziałania. Zazwyczaj było tak, że to Sąd Najwyższy postulował pewne zmiany. Tymczasem ja nie znam korespondencji, która by wpływała z SN i wskazywała na potrzebę dokonania takich zmian.
Ale przecież w przeszłości było już tak, że pan prezydent sam, bez impulsu ze strony SN, przeprowadzał zmiany w regulaminie SN.
Działając na podstawie i w granicach prawa. Wskażę na porównanie z Sejmem. Przecież gdyby posłowie nie chcieli się zebrać, nie chcieli procedować, to choćbyśmy stworzyli, nie wiem jakie warunki, ustawy i tak nie byłyby uchwalane. W parlamencie mieliśmy wolę, mimo sporów politycznych, spotkania i zmiany regulaminu, co umożliwiło pracę. W Sądzie Najwyższym poza odroczeniem w czasie kolejnych zgromadzeń nie podjęto ze strony Pani Pierwszej Prezes skutecznych działań w zakresie wyboru jej następcy.
Porównanie z Sejmem chyba jednak do końca nie jest trafne, gdyż sędziowie mają obowiązek udziału w zgromadzeniu SN zwołanym w celu wyboru kandydatów na I prezesa. A posłowie mogą, ale nie muszą brać udział w posiedzeniach Sejmu.
Jestem przekonany, że przy odpowiedniej woli możliwe będzie przeprowadzenie wyboru I Prezesa Sądu Najwyższego. Zgodnie z ustawą o Sądzie Najwyższym Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego wybiera kandydatów na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego spośród sędziów Sądu Najwyższego w stanie czynnym, nie później niż na 6 tygodni przed upływem kadencji Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Zauważyć należy, iż termin ten upłynął dnia 19 marca, a więc przed wprowadzeniem stanu epidemii. Na skutek tego, w sposób nieuzasadniony i nieodwracalny doszło do naruszenia terminów ustawowych przewidzianych dla zwołania Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego w celu dokonania wyboru kandydatów na Pierwszego Prezesa SN. Nie podjęto także żadnych działań, które służyłyby naprawieniu tej sytuacji. Za nieuzasadnione oraz sprzeczne z prawem należy uznać bezterminowe odroczenie zwołania Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN, którego celem ma być wybór 5 kandydatów na stanowisko Pierwszego Prezesa SN. Podkreślić przy tym należy, że pomimo ogłoszenia stanu epidemii istnieje szereg możliwości technicznych pozwalających na przeprowadzenie Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego w sposób bezpieczny dla jego uczestników. Za takim stanowiskiem przemawia także rozpatrywanie przez Sąd Najwyższy cały czas spraw zgodnie z wokandą, zamieszczoną na stronie www.sn.pl.
Czy pana prezydenta niepokoi to, że na stanowisku I prezesa SN będzie wakat?
Dobrze, że są przepisy ustawy, które można zastosować w tej sytuacji.
Jak w tej chwili pan prezydent postrzega SN?
Prezydent ma określone oczekiwania wobec Sądu Najwyższego dotyczące jego funkcjonowania. Wynikają one z obowiązków określonych przepisami Konstytucji RP oraz ustawy o SN. Oczywiście jest pytanie, w jakim stopniu poprzez swoje aktywności SN tym oczekiwaniom sprostał i w jakim zakresie wchodził w sfery działań, które nie mogą być aprobowane. W wielu wymiarach – podejmowanych aktywności czy nawet wypowiedzi publicznych osób pełniących funkcje w SN – można mieć poczucie, że SN wchodzi w sfery właściwe dla kompetencji innych organów władzy publicznej. Rozmawiamy w szczególnym czasie, bo na 21 kwietnia został wyznaczony termin rozstrzygnięcia sporu kompetencyjnego między prezydentem a SN przez Trybunał Konstytucyjny. Prezydent RP w tym postępowaniu też uczestniczy i jego pogląd jest wyrażony w stanowisku procesowym i ja tak samo całą rzecz postrzegam.
Czyli że SN nie może wydawać uchwał?
Może wydawać uchwały - ale zgodne z prawem. Po pierwsze wszystkie organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa (powinny). Po drugie chodzi tu także o konstytucyjny nakaz zachowania przez sędziów apolityczności. Można mieć poważne wątpliwości, czy ten wymóg spełniają wszyscy sędziowie pełniący dzisiaj najwyższe stanowiska w strukturze SN. Wreszcie - mamy przecież ściśle określone kompetencje, jeśli chodzi o badanie treści ustaw pod względem zgodności z Konstytucją. Tutaj wyłączoną właściwość posiada TK. Tymczasem mamy wypowiedzi SN, które naruszają kompetencje TK. Styczniowa uchwała trzech połączonych izb SN doprowadziła także do naruszenia przez SN kompetencji Prezydenta do powoływania sędziów. Dotychczas żaden organ władzy sądowniczej nie próbował kwestionować statusu sędziów powołanych przez Prezydenta, nawet jeśli Trybunał Konstytucyjny orzekał o niekonstytucyjności przepisów związanych z wyborem członków KRS czy z samą procedurą wyłaniania kandydatów. To absolutnie niedopuszczalne.
Pan prezydent, ale nie tylko on, dostrzega również problem związany z tym, że SN skupia się ostatnimi czasy przede wszystkim na kwestiach wewnątrzorganizacyjnych, nie zawsze skupiając z należytą troską na sprawach dotyczących zwykłych obywateli.
Myślę, że spora część, jeśli nie większość społeczeństwa jest zmęczona tym, że my dyskutujemy o kwestiach organizacyjnych czy dotyczących statusu sędziów SN, a nie ma w tych wypowiedziach kwestii odpowiedniego sprawowania nadzoru judykacyjnego, kwestii związanych z rozstrzyganiem spraw ludzi, którzy chcieliby, by te wszystkie organy i mechanizmy działały jak najsprawniej.
Ale przecież to prezydent i obóz rządzący wnieśli sprawę SN na agendę.
Postrzegam to zupełnie inaczej. Sędziowie nie powinni zajmować się polityką, bo do tego nie są powołani. Powinni być apolityczni. Wreszcie mam przekonanie, że gdybyśmy wszyscy mieli taką determinację w podejmowaniu obecnych wyzwań, jaką mają niektórzy sędziowie i politycy opozycji w podejmowaniu sporów dotyczących statusu sędziów czy przywilejów sędziowskich, to bylibyśmy na zupełnie innym etapie rozmowy. Weźmy, chociażby wspomnianą już uchwałę trzech połączonych izb SN i uzasadnienie do niej. Tam są przecież polemiki stricte polityczne i wypowiedzi, które odnoszą się do sytuacji politycznej w Polsce. To nie mieści się w porządku, który ja bym aprobował i mógł legitymizować. Odwrotnie – uważam to za niedopuszczalne.
Nie widzi pan niebezpieczeństwa, nawet potencjalnego, kiedy to wszystkie najważniejsze organy sądowe będą obsadzone przez osoby wskazane jedną opcję polityczną?
Zupełnie nie mogę się z tym zgodzić. Mamy odrębność władzy sądowniczej, mamy też bardzo czytelną normę konstytucyjną dotycząca powoływania I prezesa SN. Ustrojodawca bardzo wyraźnie te kompetencje przypisuje prezydentowi, który jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej, ma niezwykle silny mandat pochodzący z wyborów powszechnych i on odpowiada w ten sposób za funkcjonowanie SN. To świadomy zabieg prawodawcy. Nie godzę się na argumentację, że jeżeli przypada to na czas tak obsadzonych organów, to budzi to wątpliwości, a jeżeli dotyczyło innych piastunów władzy publicznej, to było to w porządku. To nielogiczne i sprzeczne z regułami demokracji rozumowanie opozycji. Jeżeli chodzi o TK, to sędziowie są wybierani na indywidualne 9-letnie kadencje i dokonuje tego wyboru większość sejmowa. Przecież już w przeszłości zdarzało się, że wybierani do TK byli urzędujący wiceministrowie, senatorowie, politycy aktywni w czasach PZPR, a potem działacze ugrupowań liberalno-lewicowych. Tak więc to nie żadne novum, że ludzie z czynnej polityki przechodzili do orzekania w Trybunale Konstytucyjnym. System wyboru sędziów TK przez Sejm określa obowiązująca Konstytucja z 1997 r.
Pan prezydent nie ma wątpliwości, że w zgromadzeniu SN mogą brać udział sędziowie Izby Dyscyplinarnej i Izby Kontroli?
Co do tego nikt nie powinien mieć chyba wątpliwości. Ponieważ nawet gdybyśmy brali pod uwagę niedawne postanowienie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczące Izby Dyscyplinarnej SN, to przecież ono nie kwestionuje statusu sędziowskiego. Kwestionowane są przepisy dotyczące właściwości izby jako takiej i to też po części. Nie ulega przecież wątpliwości, że jeżeli prezydent odebrał przyrzeczenie, zostało złożone ślubowanie sędziowskie, to zgodnie z art. 179 Konstytucji mamy do czynienia z sędzią. A sędziowie są nieusuwalni.
Jak prezydent traktuje środki tymczasowe zastosowane przez TSUE?
Prezydent nie jest stroną tego postępowania. Państwo reprezentuje rząd, postępowanie jest w toku, orzeczenie nie jest ostateczne. Polskie prawo nie zna rozwiązań, które powodowałyby zawieszenie stosowania przepisów. Nie uważam także, że to postanowienie jest samowykonalne.
Jeżeli 21 kwietnia zostanie rozstrzygnięty spór kompetencyjny między panem prezydentem a SN to prezydent odmrozi nominacje i będzie powoływał sędziów mimo postanowienia TSUE?
To jest prerogatywa prezydenta i to on będzie decydował, czy z tej prerogatywy korzysta, czy nie.
Sprawa przed TSUE bezpośrednio dotyczy izby dyscyplinarnej, ale w tle jest kwestia KRS i wskazywania przez nią nowych sędziów. Czy spodziewa się pan kolejnych kroków Komisji wobec Izby Kontroli Nadzwyczajnej?
Nie szedłbym tak daleko. Ostatnio były orzeczenia TSUE dotyczące tych pytań prawnych kierowanych przez polskie sądy, które zostały skwitowane, że nie tu ma podstaw do ingerencji unijnej. Zresztą sam Trybunał odwołuje się do tego, że organizacja wymiaru sprawiedliwości leży w kompetencjach państw członkowskich, więc nie uprawiałbym tu tak daleko posuniętych ekstrapolacji. Jest konkretna sprawa, dotyczy sędziów konkretnej izby, pogląd bardzo dyskusyjny Komisji, wątpliwy zdaniem wielu prawników, dotyczący rzekomych obaw w kwestii ich niezawisłości. Ja zgadzam się z argumentacją prezentowaną w sprawie przez polski rząd. My działamy na gruncie zapowiedzianym przez premiera, że to, co jest w kompetencjach polskiego TK, powinno być rozstrzygane przez TK.
Ale czy kwestia Izby Kontroli w kontekście orzeczenia TSUE, które dotyka powoływania przez KRS nowych sędziów nie będzie dotykała procesów wyborczych nie będzie rzutowała na orzeczenia izby w sprawie wyborów?
Konstytucja stanowi, że o ważności wyborów rozstrzyga SN. Natomiast o ustroju SN stanowi ustawa. Mamy orzeczenia wydawane przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych teraz, już, na bieżąco i właściwości izby nikt nie powinien kwestionować. Nie widzę tu pola do wątpliwości prawnych.
Czy prezydentowi podoba się ustawa o głosowaniu korespondencyjnym czy raczej kopertowym, bo to będzie wrzucanie głosów do urn na ulicy?
Mamy dziś przede wszystkim walkę o zdrowie publiczne i o polską gospodarkę, ochronę miejsc pracy i byt polskich przedsiębiorców. To są dla prezydenta dwie sfery najważniejsze. Wybory zostały zarządzone, kadencja prezydenta RP się kończy i mamy nieznaną polskiemu prawu kwestię przełożenia wyborów. Mamy bardzo wyraźne wskazanie, że te wybory powinny być przeprowadzone i to jest reżim prawny właściwy dla demokracji. Jeżeli przy tym mamy podejmować wyzwania związane z koronawirusem, to władza musi być wykonywana efektywnie. To prezydent jest gwarantem ciągłości władzy państwowej, więc nie możemy co do gwaranta ciągłości władzy państwowej budować stanu niepewności prawnej, czy wbrew przepisom konstytucji uważać, że wybory nie powinny się odbyć. Wybory odbyły się w Korei Południowej, w Bawarii. W USA opozycja, czyli demokraci, nawołują do przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych. Ja konsekwentnie wracam do art. 4 Konstytucji – władza zwierzchnia w RP należy do Narodu, a Naród się wypowiada przez wybory.
Prezydent ma w kampanii przewagę. Jego bonus z pełnienia funkcji jest większy, gdy wszystkie inne aktywności czysto kampanijne są bardzo okrojone.
Ograniczenie kampanii dotyczy wszystkich kandydatów na urząd prezydenta. Trudno powiedzieć, że bonusem jest to, że przyszło nam żyć w takich czasach, że prezydent, stojąc na czele całego systemu władzy, musi walczyć z wyzwaniem, jakim jest stan pandemii światowej.
A czy z tego punktu widzenia nie byłoby lepiej odłożyć te wybory np. na sierpień za pomocą stanu nadzwyczajnego?
Takie rozumowanie jest contra legem. Nie da się instrumentalnie traktować stanu nadzwyczajnego…
Panie ministrze – siedzimy w domu, trzeba chodzić w maskach do sklepu, nie można się z nikim spotykać. To są ograniczenia, jakich nie było w Polsce od stanu wojennego. To jednak rodzaj stanu nadzwyczajnego, w którym my w tej chwili żyjemy.
Nie. Z jednej strony mamy stan epidemii i mamy działania w ramach tzw. zwykłych środków konstytucyjnych. Działamy na podstawie ustawy z 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi przyjętej zresztą za czasów rządów PO-PSL i na podstawie rozporządzeń wydawanych przez Radę Ministrów czy Ministra Zdrowia. Mamy dziś instrumentarium prawne, które nam pomaga walczyć z koronawirusem. Jakie byłoby uzasadnienie do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego? Jeżeli tylko przesunięcie terminu wyborów, to byłoby to działanie absolutnie niekonstytucyjne. Mielibyśmy wprowadzić stan klęski żywiołowej dlatego, że tej czy innej kandydatce, czy kandydatowi idzie słabiej w kampanii? Dla potrzeb stabilizacji władzy i walki z koronawirusem nie potrzebujemy stanu permanentnej niepewności. Propozycja opozycji, że co chwila będziemy wprowadzać stan klęski, pewnie tak długo, aż sondaże zaczną pokazywać zwycięstwo kandydata opozycji, to nie jest demokracja. To jej absolutne wypaczenie.
Czy propozycja, która jest w senacie zapewnia, że wybory będą pięcioprzymiotnikowe, a zwłaszcza bezpośrednie i tajne?
Moim zdaniem tak. Prezydent wypowiadał się publicznie, że to służy też zapewnieniu powszechności głosowania. W tym kontekście głosowanie korespondencyjne jest dobrym rozwiązaniem. Co do tajności i bezpośredniości – czy Bawaria przestała być demokratyczna przez to, że przeprowadzono tam głosowanie korespondencyjne? Głosowanie korespondencyjne nie jest wprowadzane w celu ograniczenia praw obywateli. Ono jest wprowadzane by wybory mogły się odbyć bezpiecznie w czasie gdy zmagamy się z walką z koronawirusem. Czy da się zapewnić pięcioprzymiotnikowe wybory? Jestem przekonany, że tak. Natomiast jeśli chodzi o ocenę konkretnej ustawy, to jest to prerogatywa prezydenta.
Czasu do wyborów będzie mało. Czy ustawa może być szybko podpisana przez prezydenta?
Od wielu dni ustawa jest w senacie, chciałbym by była jak najszybciej przedłożona prezydentowi. Odpowiedzialność tego wymaga nawet od polityków opozycji.
A czy nie budzi wątpliwości prezydenta wprowadzenie do ustawy zapisu, który daje marszałkowi sejmu możliwość zmiany terminu zarządzonych już wyborów?
Nie wypowiadam się ani za TK ani za przyszłe rozstrzygnięcia Pani Marszałek Sejmu, która określa termin wyborów. Natomiast Konstytucja stanowi, że marszałek Sejmu zarządza wybory i wyznacza ich dzień na dzień wolny od pracy przypadający nie wcześniej niż 100 dni, nie później niż 75 przed upływem kadencji Prezydenta RP. 3 – 10- 17 maja. Takie terminy wyborcze od początku wchodziły w grę. Ostatni potencjalny termin na przeprowadzenie wyborów to według mojej pamięci 23 maja.
To jest sobota. Też wchodzi w grę? W ustawie jest możliwość ustanowienia przez premiera dnia wolnego od pracy z powodu stanu epidemii.
Wszelkie wątpliwości co do ustawy Pan Prezydent będzie rozpatrywał, gdy ustawa będzie w ostatecznym kształcie. A o terminie wyborów decyduje Pani Marszałek Sejmu. Natomiast zasadniczą kwestią jest zasada suwerenności narodu. Jak słuchałem wypowiedzi, że ta władza chce przeprowadzić rzekomy zamach stanu, co ma polegać na tym, że chce przeprowadzić wybory - wolne, równe, tajne, bezpośrednie i powszechne, to chciałbym powiedzieć do polityków opozycji wypowiadających się w tej sprawie - bądźcie poważni i odpowiedzialni. Te wybory powinny się odbyć zgodnie z ich konstytucyjnym terminem. Ich przeprowadzenie w głosowaniu korespondencyjnym będzie bezpieczne dla życia i zdrowia i jest to absolutnie możliwe. Przeprowadzenie wyborów Prezydenta RP, który jest gwarantem ciągłości władzy służy skutecznej stabilizacji władzy w Polsce, która jest konieczna dla podejmowania wyzwań w walce o zdrowie publiczne i sprawy naszych obywateli. A co do hipotetycznej zmiany terminu wyborów, to są to dwie możliwości konstytucyjne: albo sytuacja skutków stanu nadzwyczajnego, ale nie wprowadzanego doraźnie i w czyimś interesie politycznym ale tylko wtedy gdyby taki stan był niezbędny z punktu widzenia interesu publicznego i przesłanek konstytucyjnych, albo propozycja zmiany Konstytucji. Dziś jednak nie widzimy tego ostatniego scenariusza, bo politycy opozycji nie przedstawiają żadnych konstruktywnych propozycji.
Wątpliwości dotyczą członków komisji wyborczych. Narażeni mogą być także głosujący, jeśli nie zachowują ostrożności. Choć to sposób, który zapewne i tak będzie musiał wejść w życie, teraz czy za pół roku, bo na razie o tradycyjnym głosowaniu nie ma mowy.
Jeżeli badacze Uniwersytetu Harvarda publikują w „Science” artykuł, w którym mówią, że być może do roku 2022 będziemy walczyć z koronawirusem, to zawiesimy demokrację i nie będziemy w ogóle przeprowadzać żadnych wyborów? Miejmy to za sobą, niech wygra ten, kto ma poparcie, niech będzie mocny mandat i niech obywatele rozliczają tę władzę z jej działań podejmowanych w tych trudnych czasach. Jeżeli mielibyśmy mieć prezydenta, który w niepewności prawnopolitycznej ma funkcjonować z miesiąca na miesiąc, to nie byłoby z pewnością korzystne dla obywateli.
Jestem też przekonany na podstawie chociażby doświadczeń bawarskich, że wybory korespondencyjne da się przeprowadzić bezpiecznie. Potrzebujemy bezpiecznego głosowania korespondencyjnego i stabilnej władzy.
Czy ta cała sytuacja wyborcza nie powinna być impulsem do zastanowienia się nad wprowadzeniem głosowania zdalnego?
Zadałem to pytanie jednemu z najwybitniejszych polskich konstytucjonalistów i on podnosił wątpliwości dotyczące powszechności głosowania przy elektronicznym głosowaniu zdalnym. Akceptuje głosowanie korespondencyjne, przy założeniu, że będzie dokładna instrukcja wyborcza. Obywatele muszą wiedzieć jak ważnie zagłosować. A przy zdalnym elektronicznym pojawia się grupa wyborców, która mogłaby być w swoisty sposób wykluczona. Mamy obywateli, którzy nie posługują się Internetem. Jest też pytanie, czy wszędzie mamy internet i czy wszyscy mamy dostęp do komputerów. Póki co – nie. Zapewne więc jest to pomysł do rozważenia na przyszłość, niemożliwy do realizacji obecnie, ale być może w przyszłości przy zachowaniu także możliwości głosowania korespondencyjnego czy tradycyjnie w lokalu wyborczym. W mojej opinii na dziś najlepszym rozwiązaniem jest głosowanie korespondencyjne.