Uzależnienie pomocy dla firm od tego, gdzie płaci się podatki, spowoduje, że tarcza finansowa nie ochroni wiele spółek, a nie każdy może przenieść rezydencję podatkową do Polski.
Masz biznes, który mocno poturbowała epidemia koronawirusa. Nie możesz prowadzić działalności przez restrykcje epidemiczne nałożone przez państwo. Widmo utraty płynności i bankructwa zagląda ci w oczy, a zwolnienia wydają się być nieuniknione. Możesz liczyć na pomoc państwa, w tym wart 100 mld zł program, który za kilka dni ma uruchomić Polski Fundusz Rozwoju. Nie każdy jednak może się ustawić w kolejce po bezzwrotne do 75 proc. i nieoprocentowane subwencje czy preferencyjne pożyczki. Ze wsparcia wykluczone są bowiem podmioty, które płacą podatki poza Polską lub ich właściciel (beneficjent rzeczywisty) jest rezydentem podatkowym innego kraju. Teoretycznie miliardy złotych są też dla nich, ale w ciągu dziewięciu miesięcy muszą się przenieść pod skrzydła polskiego fiskusa.
– Taki sposób określenia kręgu beneficjentów w praktyce może wykluczyć wielu dużych przedsiębiorców z możliwości otrzymania pomocy publicznej w ramach nowego programu – podkreśla Katarzyna Lisowska, radca prawny z kancelarii Gessel.

Nierezydentom dziękujemy

Według najbardziej aktualnych danych GUS w 2018 r. działalność gospodarczą w Polsce prowadziło 26,8 tys. firm z kapitałem zagranicznym. Wartość ulokowanego w nich kapitału zagranicznego wyniosła 196,4 mld zł. Ponad połowa tej kwoty przypadała na podmioty duże (zatrudniające co najmniej 250 osób).
– Płacimy w Polsce VAT, CIT, ZUS czy podatki od nieruchomości, nasz zarząd podejmuje tu decyzje operacyjne, mamy siedzibę w kraju. Konkurujemy z sukcesami z zagranicznymi podmiotami. Z pomocy jesteśmy wykluczeni, bo kontrolę nad spółką ma organizacja zarejestrowana za granicą – mówi nam członek zarządu firmy zatrudniającej kilkanaście tysięcy osób. Zwraca uwagę, że jego konkurencja pomoc uzyska i z kryzysu będzie wychodziła mniej poobijana. Pod nazwiskiem nie chce wystąpić, bo nie wyklucza, że spółka będzie występowała o inne formy państwowej pomocy, np. dopłaty do wynagrodzeń czy postojowe.
– Tyle że najlepiej wygląda pomoc PFR, bo to jest prawdziwa tarcza – podkreśla.
Prezes PFR Paweł Borys w wywiadzie dla DGP tłumaczył, że „jeśli to polski podatnik pośrednio gwarantuje pieniądze, które mają trafić do firm, to dobrze byłoby, aby beneficjenci tej pomocy również tu płacili podatki”. To ucina dyskusję, kto może liczyć na wsparcie.
Taki warunek może być jednak niezgodny z unijnymi przepisami.
– Uzależnienie otrzymania pomocy w ramach tarczy finansowej PFR od posiadania przez beneficjentów rzeczywistych polskiej rezydencji podatkowej może stanowić formę nieuzasadnionego różnicowania warunków przyznania pomocy publicznej dla przedsiębiorców działających w UE – uważa Lisowska.
Zwraca uwagę, że kryteria udzielania pomocy publicznej przez państwa członkowskie muszą pozostawać w zgodzie ze swobodą przedsiębiorczości oraz zasadą równego traktowania. Traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej jako beneficjenta takiej pomocy wskazuje jedynie „przedsiębiorstwo”.
– W tym kontekście podmiot, który prowadzi działalność gospodarczą na terytorium Polski i ponosi negatywne konsekwencje ekonomiczne w związku z wprowadzonymi przez władze restrykcjami gospodarczymi, nie powinien mieć ograniczonego dostępu do uruchomionych przez państwo programów pomocowych – uważa radca prawny z kancelarii Gessel.

Premier rajom nie odpuści

Z naszych ustaleń wynika, że w rządzie nie było jednomyślności, czy należy używać kryterium rezydencji podatkowej jako warunku dostania subwencji lub pożyczki. Tym bardziej, że w przypadku wielu firm, które prowadzą w Polsce działalność, nie jest możliwe przeniesie biznesu. Dotyczy to szczególnie osób fizycznych, które aby zostać u nas rezydentem podatkowym, musiałyby zmienić miejsce zamieszkania lub przenieść do Polski „centrum interesów życiowych”.
– To była de facto decyzja premiera Mateusza Morawieckiego, który od dawna apeluje w UE o walkę z rajami podatkowymi i to, żeby firmy płaciły daniny w kraju, w którym prowadzą biznes, a nie tam, gdzie mają największe korzyści podatkowe – mówi nasz rozmówca z rządu.
Zdaniem Adama Ziębickiego, prawnika w kancelarii Chałas i Wspólnicy, ocena, czy warunki pomocy od PFR dyskryminują przedsiębiorców ze względu na przynależność państwową, nie jest taka jednoznaczna.
– Państwa członkowskie uzyskały możliwość stosowania przepisów krajowych traktujących podatników odmiennie ze względu na różne miejsce zamieszkania lub inwestowanie kapitału. Odmienne traktowanie dotyczyć musi sytuacji, w których jest ono usprawiedliwione nadrzędnymi wymogami interesu publicznego. Proponowane rozwiązania dla beneficjentów rzeczywistych niebędących rezydentami podatkowymi w Polsce mogą być zatem podyktowane usprawiedliwionymi nadrzędnymi wymogami interesu publicznego, jak np. zapobieganiem osiągania nienależnych korzyści podatkowych – mówi DGP Ziębicki.
Zwraca uwagę, że przed dyskryminacją chroni firmy art. 18 Traktatu o funkcjonowaniu UE (zakaz dyskryminacji ze względu na przynależność państwową). Więc spółka może się w sądzie polskim powołać się na to i żądać niestosowania przepisów, które odmawiają cudzoziemcom takiej samej ochrony jak własnym obywatelom.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów poinformował, że pakiet PFR jest obecnie notyfikowany w Komisji Europejskiej, której zostały przekazane kryteria pomocy.
„(...) niektóre przepisy prawne dotyczące pomocy publicznej zawierają restrykcje związane z jej udzielaniem w kontekście siedziby w danym kraju czy prowadzenia na jego terenie działalności gospodarczej” – czytamy w odpowiedzi UOKiK.
W rządzie nie było jednomyślności co do kryterium rezydencji podatkowej