Konstytucja nie służy legitymizowaniu głupoty. Przekonywanie zatem, że osoba umieszczona w kwarantannie powinna rozważyć, czy ograniczenie jej praw i wolności obywatelskich odbyło się zgodnie z ustawą zasadniczą, jest szkodliwe społecznie.
Do napisania tego tekstu zachęcili mnie Artur Pietryka i Aleksandra Połatyńska z kancelarii Wardyński i Wspólnicy, którzy w serwisie internetowym „Rzeczpospolitej” opublikowali tekst pt. „Koronawirus: Jak skarżyć się na zastosowany przymus leczniczy”. Prawnicy wskazują w nim, że „przyjęty w specustawie tryb odwoławczy budzi wątpliwości, bo przymusowa kwarantanna czy hospitalizacja ingeruje w wolność człowieka, a także jego prawo do prywatności”. Tym samym – ich zdaniem – stosowanie tych środków powinno podlegać kontroli sądu, który proporcjonalnie wyważy, czy swobody pacjenta muszą zostać ograniczone w imię ochrony zdrowotnego interesu zbiorowości.
Ustawowy tryb objęcia kogoś kwarantanną wygląda tak, że decyzję wydaje powiatowy inspektor sanitarny. Ma ona rygor natychmiastowej wykonalności. Od decyzji można odwołać się do inspektora wojewódzkiego. A gdy ten również wskaże, iż umieszczenie w kwarantannie jest konieczne, jego decyzję można zaskarżyć do wojewódzkiego sądu administracyjnego.
Autorom tekstu ten model się nie podoba. Jak bowiem wskazują, „wprawdzie po uzyskaniu decyzji organu wyższego stopnia (tj. wojewódzkiego inspektora sanitarnego) sprawa może trafić do sądu administracyjnego, jednak trudno tu mówić zarówno o bezzwłoczności, jak i – z uwagi na specyfikę sądów administracyjnych – o kontroli prawidłowości pozbawienia wolności”. Tym samym niespełniony jest standard konstytucyjny oraz konwencyjny w świetle orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Nie ukrywam, że opinię prawników czytałem z dużym zaskoczeniem. Oprócz rozważań teoretycznych w trakcie pandemii koronawirusa starają się oni przecież pomóc znaleźć czytelnikowi odpowiedź na pytanie „jak skarżyć się na zastosowany przymus leczniczy”. Moim zdaniem taka postawa jest dziś nieodpowiedzialna. A konstytucji i konwencji praw człowieka nie można czytać w oderwaniu od realiów i abstrahując od innych wartości w nich ujętych.
Mówiąc najprościej: kluczowe jest prawo do życia. Pozwolenie ludziom na unikanie kwarantanny ze względu na proceduralne trudności byłoby zaś na to prawo zamachem.
Oczywiście autorzy tekstu mają rację, że najlepiej by było, gdyby sąd niezwłocznie oceniał każdy przypadek objęcia kwarantanną (gdy ktoś, kogo dotyczy decyzja, się na nią nie zgadza). Sęk w tym, że to niemożliwe.
Wyobraźmy sobie dwa warianty. Pierwszy: człowiek, którego dotyczy decyzja, oczekuje na orzeczenie sądu, zanim zostanie zamknięty w domu. Można przecież odważnie powiedzieć, że nie należy pozbawiać kogokolwiek wolności na podstawie decyzji administracyjnej państwowego urzędnika. Przy tymczasowym aresztowaniu, do którego można by porównać procedurę umieszczenia w kwarantannie (i tu, i tu mówimy o faktycznym pozbawieniu wolności bez wyroku skazującego), decyduje sąd, a nie prokurator. Mielibyśmy zatem do czynienia z sytuacją, w której ktoś, kto może być chory, ma prawo poruszać się po ulicach i zakażać innych.
Drugi wariant jest „łagodniejszą” formą ochrony praw osób w kwarantannie: decyzja inspektora sanepidu jest wykonywana, a sąd niezwłocznie ją kontroluje. I byłby to model najwłaściwszy. Twierdzą tak, jak rozumiem, Artur Pietryka i Aleksandra Połatyńska, twierdzę tak również ja. Tyle że moim zdaniem w czasie szalejącej epidemii to science fiction. Sądy nie działają dziś w najprostszych sprawach! Czy naprawdę możemy brać poważnie pod uwagę wariant, w którym nawet kilkadziesiąt tysięcy spraw „kwarantannowych” wyląduje na sędziowskich stołach, a orzekający będą podejmowali decyzje w ciągu kilkunastu godzin? I czy w takiej sytuacji – złośliwie zapytam – w posiedzeniu sądu może wziąć udział obywatel niezadowolony z chęci umieszczenia go w domowej kwarantannie? Bo jeśli uznamy, że udziału brać nie może, to przecież znów naruszymy jego konstytucyjne prawa.
Dochodzi do tego kwestia realności takiej kontroli. W jaki sposób sąd miałby oceniać, czy umieszczenie danej osoby w kwarantannie jest potrzebne, czy nie jest? Wyobraźmy sobie sytuację, w której przed sądem staje urzędnik sanepidu i mówi: „Ten człowiek musi zostać odizolowany od społeczeństwa, gdyż z naszych podejrzeń wynika, że mógł mieć styczność z osobą zakażoną”. Sędzia nie może powołać biegłego – zostałby utracony walor bezzwłoczności, którego znaczenie podkreślają autorzy tekstu. Nie może też oczywiście przebadać osoby, której dotyczy decyzja. Musi zdecydować, nie mając wystarczającej wiedzy, czy ktoś powinien trafić do odosobnienia, czy może chodzić po ulicach. Przecież taka procedura byłaby fikcją. W 99,99 proc. przypadków sędziowie nie braliby na siebie odpowiedzialności wypuszczenia z domu osób, które mogą roznosić zarazę.
Uważam, że konstytucja nie służy absurdom i jej celem nie jest szkodzenie ludziom. A oczekiwanie, że ludzie nie trafią do kwarantanny do czasu zajęcia się ich sprawą przez sąd, to tak naprawdę oczekiwanie szkodzenia całemu społeczeństwu. Z kolei argument o ewentualnej błyskawicznej kontroli następczej jest bałamutny. Polskie państwo – teraz w szczególności – nie jest w stanie w ciągu kilkunastu godzin wydać orzeczenia sądowego w sprawie zastosowania kwarantanny. Można to krytykować, ale tak jest.
Znam głosy, że właśnie w chwilach największego kryzysu okazuje się, jak szanujemy konstytucję i standardy konwencyjne. Łatwo bowiem przestrzegać ich postanowień w spokojnych czasach. Trudniej to przychodzi, gdy opłacalne jest pomijanie pewnych norm. Gdy to pomijanie argumentuje się potrzebą chwili czy siłą wyższą, powinniśmy wszyscy zachować czujność. Bo na pewno nie przestrzegać pewnych ustalonych reguł jest wygodniej, ale to, co wygodne dla władzy, niekoniecznie musi być dobre dla społeczeństwa. A to przecież społeczeństwu ma służyć konstytucja, a nie władzy. Nie można jednak ośmieszać ustawy zasadniczej i Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Kluczowe jest prawo do życia. Pozwolenie ludziom na unikanie kwarantanny ze względu na proceduralne trudności byłoby zaś na to prawo zamachem