- Spodziewamy się zwiększenia liczby postępowań z ok. 8 tys. do 30 tys. rocznie w najbliższych latach - mówi Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.
Ludzie stracili z dnia na dzień źródło dochodu. Wielu najdrobniejszych przedsiębiorców będzie musiało zakończyć działalność. Czy obowiązująca od dziś nowelizacja prawa upadłościowego w jakimkolwiek stopniu ułatwi życie osobom, których recesja wynikająca z pandemii koronawirusa najdotkliwiej doświadczy?
Tak. Prowadzący działalność gospodarczą, gdy pojawią się problemy finansowe, mają dwie drogi wykorzystujące procedury związane z niewypłacalnością – mogą skorzystać z regulacji przewidzianych w prawie restrukturyzacyjnym i wystąpić o zawarcie układu z wierzycielami. Mogą też zakończyć działalność i jeśli są w tym czasie w stanie niewypłacalności, powinni złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości.
Jeśli działalność gospodarcza sama w sobie jest rentowna, a problemy finansowe wynikają wyłącznie z pandemii koronawirusa – warto rozważyć, czy przewidziane propozycje dla przedsiębiorców oraz zachowanie kontrahentów (odroczenia płatności, umorzenie części zobowiązań przez wierzycieli) nie uzasadniają założenia, że możliwe jest przetrwanie tej trudnej sytuacji. Jeśli część wierzycieli nie jest skłonna do dobrowolnej współpracy, możliwe jest wystąpienie o zawarcie układu – czyli skorzystanie np. z jednego z czterech postępowań restrukturyzacyjnych – to jest postępowania o zatwierdzenie układu, w którym to postępowaniu kontakt z sądem jest ograniczony do złożenia wniosku o zatwierdzenie układu, po zebraniu głosów wierzycieli – w tym postępowaniu wymagane jest uzyskanie większości dwóch trzecich wierzycieli, aby przyjąć proponowane przez dłużnika propozycje. Szybkim postępowaniem jest też przyśpieszone postępowanie restrukturyzacyjne.
Jeśli jednak widać, że dalsze prowadzenie działalności nie ma sensu, a długi są znaczne – pozostaje upadłość.
Wtedy osoba samozatrudniona, której działalność sprowadzała się de facto do świadczenia usług, może ją zakończyć i wystąpić o upadłość w trybie dla osób nieprowadzących działalności gospodarczej, chyba że jej majątek wystarcza na pokrycie postępowania upadłościowego dla podmiotów prowadzących działalność gospodarczą. Jeśli jednak nie, to jeśli nie dysponuje wolnymi środkami (w praktyce sądy mogą przyjmować, że konieczne jest posiadanie co najmniej 10 tys. zł), jedynym sensownym rozwiązaniem jest skorzystanie z upadłości dla osób nieprowadzących działalności gospodarczej.
I tu wchodzimy w znaczenie nowelizacji, która od dziś obowiązuje. Ma ona istotne znaczenie, gdyż znosi bariery dla byłych przedsiębiorców w skorzystaniu z przepisów dla osób nieprowadzących działalności gospodarczej. Poprzednio sądy, przy otwarciu postępowania, nie tylko badały, czy dłużnik zawinił w doprowadzeniu do niewypłacalności, lecz także czy dłużnik w terminie złożył wniosek o ogłoszenie upadłości jako np. członek zarządu lub jednoosobowy przedsiębiorca. Teraz jedyne, co sąd będzie badał, to stan niewypłacalności. Oznacza to, że jeśli osoba, której stan niewypłacalności pogłębił się przez pandemię, nie musi obawiać się, że sąd odmówi jej otwarcia postępowania upadłościowego, np. przez uznanie, że z wnioskiem powinna już wystąpić dużo wcześniej.
Do tej pory upadłości konsumenckiej nie mogli ogłosić m.in. ci, którzy doprowadzili do swej niewypłacalności umyślnie lub wskutek rażącego niedbalstwa. To się właśnie zmienia. Ale czy ustawodawca powinien premiować kombinatorów i skrajnych lekkoduchów?
Z pańskiego pytania wybrzmiewa, jak opacznie postrzegana jest nasza ustawa. A przecież jej brzmienie wynika z obserwacji postępowań upadłościowych w państwach zachodnich ‒ Wielkiej Brytanii, we Francji, w Niemczech. Liczba otwieranych tam postępowań wobec osób fizycznych wielokrotnie przekracza liczbę postępowań w Polsce. Nasze regulacje do tej pory były nie tyle barierą dla kombinatorów, ile trudną do przebrnięcia dla przeciętnego obywatela procedurą sądową, która w poszczególnych okręgach sądowych była różnie stosowana. Na przykład w jednym okręgu oddalano ok. 50 proc. wniosków, a w drugim ok. 10 proc. Jak to wytłumaczyć przeciętnej osobie, która chciałaby się oddłużyć, ale niestety mieszka tam, gdzie interpretacja prawa poszła w stronę bardziej rygorystyczną? Obserwowaliśmy, że bardziej zdeterminowani dłużnicy przenosili swoje miejsce zamieszkania do okręgów, gdzie o oddłużenie było dużo łatwiej. Czy więc nie było tak, że właśnie regulacje obowiązujące do tej pory zachęcały wprost do kombinowania?
Mimo wszystko oddłużyć będą się mogły osoby, które postępowały co najmniej skrajnie lekkomyślnie.
Nierozsądni dłużnicy muszą liczyć się z wydłużonym planem spłaty wierzycieli – do siedmiu lat. Te osoby do tej pory były wykluczone z oddłużenia. Uznaliśmy, że lepiej jednak dać szansę powrotu do normalnego życia takim osobom niż wykluczać je na zawsze z normalnego obrotu. Ponadto celowe zadłużanie się, które opisujemy w ustawie jako w szczególności trwonienie majątku oraz celowe nieregulowanie wymagalnych zobowiązań, jest podstawą odmowy oddłużenia. Czyli skrajny lekkoduch dalej nie będzie mógł się oddłużyć.
Jeśli dodać do tego różnice w orzecznictwie sądów, utrwalane przez niemożność zaskarżenia orzeczenia o oddaleniu wniosku o ogłoszenie upadłości skargą kasacyjną, należy uznać, że nowe regulacje są po prostu sprawiedliwe. Zarówno wierzyciele, jak i dłużnik będą obecnie mogli nie tylko wnieść zażalenie na ustalenie lub odmowę ustalenia planu spłaty wierzycieli do sądu okręgowego, lecz także wnieść skargę kasacyjną do SN. W ten sposób wyeliminujemy rozbieżne interpretacje przepisów upadłościowych w różnych okręgach sądowych. Ponadto o tym, czy ktoś rzeczywiście jest skrajnie nieodpowiedzialnym dłużnikiem, sąd będzie się wypowiadał nie na początku postępowania, w oparciu wyłącznie o wniosek dłużnika i ewentualnie jego przesłuchanie, ale po rozprawie, na której będą mogli stawić się wierzyciele, jeśli tylko tego będą chcieli. To pozwoli na wychwycenie skrajnych przypadków osób niezasługujących na oddłużenie. Uważam zatem, że czas kombinatorów się właśnie kończy, bo to przy starych rozwiązaniach mieli więcej szans na przejście przez procedurę oddłużeniową niż obecnie.
Nowe przepisy praktycznie ujednolicają sytuację prawną osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą z sytuacją osób nieprowadzących takiej działalności. Jednak czy należy tak robić? Bądź co bądź standardem było rozróżnianie sytuacji konsumentów od przedsiębiorców.
To, że niwelujemy różnice, nie oznacza, że nie zachowujemy podziału na przedsiębiorców i osoby nieprowadzące działalności gospodarczej. Zmiany pozwalają jednak uwzględnić to, co jest chyba oczywiste dla każdego obserwującego rynek pracy. Wiele osób fizycznych jest przedsiębiorcami, które jednak znajdują się w sytuacji faktycznej pracownika. Nie prowadzą one przedsiębiorstwa, tylko prowadzą działalność gospodarczą najczęściej o charakterze usługowym. Niewypłacalność tych osób nie powinna być traktowana identycznie jak niewypłacalność spółki akcyjnej. Poza tym brak środków na przeprowadzenie postępowania nie powinien blokować tym osobom możliwości oddłużenia, a to byłaby konsekwencja usztywnienia regulacji przez np. wyłączenie możliwości skorzystania przez byłego przedsiębiorcę z przepisów dla osób nieprowadzących działalności gospodarczej.
Niektórzy przedstawiciele biznesu krytykowali wchodzące w życie ułatwienia. Mówili, że zapłacą za nie wierzyciele. Dziś, w dobie nadchodzącej recesji, argument ten zyskuje na mocy. Nie obawia się pan, że niechcący dobijecie tych przedsiębiorców, którzy częściej występują w roli wierzyciela niż dłużnika?
Stan niewypłacalności jest stanem obiektywnym. Regulacje upadłościowe porządkują tę sytuację. Dla danego wierzyciela mogą okazać się niekorzystne, ale jeśli spojrzeć na ogół wierzycieli, ta ocena już będzie inna. Przecież nasza regulacja nie zakłada automatycznego oddłużenia. Są też głosy krytyczne, które wskazują, że niepotrzebnie wydłużamy okresy spłaty (siedem lat dla zawinionego zadłużenia) i jeszcze wprowadzamy pięcioletni okres tzw. warunkowego umorzenia zobowiązań. Stworzyliśmy system, który ma pozwolić dłużnikowi wrócić do normalnego życia, ale przy jednoczesnym zapewnieniu wierzycielom maksymalnego zaspokojenia, jakie w tej sytuacji jest możliwe. To, że przepisy te wchodzą w życie właśnie tuż przed możliwą recesją, oceniam bardzo pozytywnie. Mam nadzieję, że umożliwią one szybki powrót do normalnego życia wszystkim tym, którzy stracili wiarę w poprawę swej sytuacji i utknęli z różnych przyczyn w szarej strefie lub znaleźli się w takim stanie psychicznym, który odbiera chęć do podjęcia nowych wyzwań. Wydaje się, że coraz częściej niewypłacalność osób fizycznych wiąże się z zaburzeniami psychicznymi i np. w Wielkiej Brytanii myśli się o udzielaniu tym osobom wsparcia na przedpolu niewypłacalności. Czy można więc z góry powiedzieć, że każdy niewypłacalny dłużnik dąży do nadużycia swych praw kosztem wierzycieli? Oczywiście nie. W Ministerstwie Sprawiedliwości – jako projektodawcy – przyjęliśmy, że niewypłacalni dłużnicy potrzebują pomocy, a naszym celem jest umożliwienie im powrotu do normalnego życia dla dobra całego społeczeństwa. Celem jest także wychwycenie z tego grona tych, którzy praw tych chcą nadużyć. Takie osoby też na pewno są, ale ich udział oceniamy na nie więcej niż kilka procent – tak np. uważali regulatorzy z Irlandii.
Warto zauważyć, że nasze regulacje premiują aktywnych dłużników – jeśli np. są w stanie spłacić 70 proc. swych zobowiązań, plan spłaty nie może być dłuższy od jednego roku, a jeśli 50 proc. – dwóch lat.
A co z emerytami i rencistami? Sposób ustalania planu spłat oraz praktyka sądów powodowały, że schorowanym i starym nie opłacało się ogłaszać upadłości konsumenckiej.
Problem ten został rozwiązany poprzez wskazanie minimalnej kwoty, którą syndycy muszą pozostawić dłużnikom, niezależnie od regulacji szczególnych dotyczących kwot niepodlegającym egzekucji – tj. 150 proc. kwoty uprawniającej do uzyskania prawa do świadczeń pieniężnych z pomocy społecznej, czyli obecnie 951 zł. Ponadto ustawa przewiduje, że na wniosek dłużnika kwota ta może zostać określona indywidualnie, biorąc pod uwagę szczególne potrzeby upadłego i osób pozostających na jego utrzymaniu.
Czy w obliczu zmieniającej się na gorsze sytuacji gospodarczej Ministerstwo Sprawiedliwości nie rozważa daleko idących zmian, np. ograniczenia okresu spłat po ogłoszeniu upadłości? Krótko mówiąc, może należy jeszcze bardziej przechylić wajchę na korzyść dłużników, którzy popadli w tarapaty nie z własnej winy?
Teraz przyszedł czas sprawdzenia nowego modelu upadłości osób fizycznych. Musimy poczekać na skutki wprowadzonych zmian. Proszę zarazem pamiętać, że do lipca 2021 r. musimy wdrożyć dyrektywę restrukturyzacyjną, która też zawiera regulacje dotyczące oddłużania przedsiębiorców – osób fizycznych. Uważam, że ustawa, która dziś weszła w życie, w pełni realizuje wskazania wspomnianej dyrektywy w zakresie procedury oddłużenia przedsiębiorców, ale być może pewne korekty będą potrzebne. Warto też dodać, że obecnie realizujemy unijny program wspierający zmiany w zakresie prawa upadłościowego i restrukturyzacyjnego i przygotowujemy, we współpracy z firmą EY Poland, raport dotyczący sposobu implementacji dyrektywy restrukturyzacyjnej, co obejmuje zmiany w prawie restrukturyzacyjnym i upadłościowym oraz zalecenia co do zmian organizacyjnych dotyczących obsługi tego typu spraw. Program odnosi się w pierwszej kolejności do przedsiębiorców, ale obejmuje także zagadnienie organizacji sądownictwa obsługującego również sprawy konsumentów.
A co do koronawirusa – analizujemy, czy nie będą konieczne punktowe zmiany. Ale jeszcze chwilę na tę analizę potrzebujemy.
Obecnie sądy w zasadzie nie działają. Pewne jest, że niebawem będą zakorkowane jeszcze bardziej niż dotychczas. Nie obawia się pan, że wskutek liberalizacji przesłanek do ogłoszenia upadłości zakorkujecie sądy w takim stopniu, że na oddłużenie będzie trzeba czekać latami?
Ryzyko istnieje, ale jest ono związane z pandemią. Nowy model zakłada dużo mniejszą aktywność sądu w sprawach „technicznych”. Istotną zmianą jest skierowanie odbierania zgłoszeń wierzytelności syndykom. I to nie tylko w sprawach konsumenckich, ale też we wszystkich sprawach upadłościowych. Rozwiązanie to powinno przede wszystkim zmniejszyć obciążenie sekretariatów sądu.
W upadłościach konsumenckich zrezygnowaliśmy z powoływania sędziów komisarzy, chyba że sprawa w ocenie sądu będzie skomplikowana lub będzie wiązała się z koniecznością likwidacji znacznego majątku. Z szacunków ministerstwa wynika, że w tej uproszczonej procedurze będzie prowadzonych ok. 90 proc. spraw. Zwracam też uwagę, że jednocześnie wzmocniliśmy nadzór nad zawodem doradcy restrukturyzacyjnego, co powinno zapewnić odpowiednią jakość świadczonych usług. Prawdą jest, że spodziewamy się zwiększenia liczby postępowań z ok. 8 tys. do 30 tys. rocznie w najbliższych latach, ale jest to liczba, która odzwierciedla faktyczne społeczne potrzeby.