W ciągu ostatnich dwóch i pół roku prokuratorzy zarekwirowali majątek o łącznej wartości ponad 1,1 mld zł należący do osób podejrzewanych o udział w przestępczości zorganizowanej, poważne przekręty finansowe i wyłudzenia skarbowe.
Dziennik Gazeta Prawna
Znalazł się wśród nich Konrad K., były prezes firmy GetBack, któremu śledczy postawili zarzuty m.in. wyrządzenia spółce wielomilionowych szkód i manipulacji instrumentami finansowymi. Na poczet przyszłej kary prokuratura zajęła mu dobytek wart ponad 13,5 mln zł (w tym wyceniane na 1,6 mln zł mieszkanie i działkę – ponad 1 mln zł). W całej sprawie GetBacku zabezpieczono mienie menedżerów szacowane na 331 mln zł. Ze swoim majątkiem (a przynajmniej tą częścią, której nie udało się ukryć) musieli się także pożegnać szefowie mafii paliwowej wystawiającej fikcyjne faktury i kantującej na VAT. Grupa wprowadzała na rynek olej smarowy jako olej napędowy, a zyski transferowała do cypryjskich banków. Według śledczych fiskus stracił na tym procederze 70 mln zł. Obok zabezpieczenia udziałów w wykorzystywanej do wyłudzeń i prania pieniędzy spółce gangsterom zajęto mienie o wartości ponad 10 mln zł (samemu baronowi mafii zarekwirowano m.in. jednego z sześciu istniejących mercedesów Mansory, którego wycenia się na 3 mln zł).

Widmo konfiskaty

Te dwie sprawy to najbardziej efektowne przykłady działania obowiązującej od kwietnia 2017 r. ustawy o konfiskacie rozszerzonej. Dała ona polskim prokuratorom narzędzia, które od lat są w standardowym arsenale wykorzystywanym do walki z przestępczością zorganizowaną i gospodarczą przez ich kolegów z Zachodu. Zgodnie z nowymi przepisami już na etapie prowadzenia śledztwa można zabezpieczyć dobytek podejrzanych, nawet jeśli prokurator nie zdobył twardych dowodów na to, że pochodzi on z nielegalnych źródeł. Co więcej, nie ma też przeszkód, aby dobrać się do majątku, który gangsterzy przepisali na swoje kochanki czy firmy słupy. Na etapie procesu sądowego to sami sprawcy muszą zaś wykazać, że wzbogacili się zgodnie z prawem – w przeciwnym razie sąd skonfiskuje ich mienie i stanie się ono własnością państwa.
Efekty działania nowych przepisów stały się widoczne bardzo szybko. Już w pierwszym roku obowiązywania regulacji śledczy zabezpieczyli majątek wart niemal 190 mln zł, a w roku kolejnym – prawie 300 mln zł. Z kolei tylko w pierwszym półroczu 2019 r. prokuratura „zamroziła” mienie wyceniane na ok. 643 mln zł.
Konfiskata rozszerzona sprawdziła się zwłaszcza w przypadku oszustw skarbowych – wyłudzeń podatkowych i karuzel VAT-owskich, a także prania pieniędzy. Ale sukcesy prokuratury za rządów Prawa i Sprawiedliwości na polu walki z przestępczością skarbową to również zasługa wprowadzenia nowych, odstraszających kar. Przykład? Za wystawianie lewych faktur na kwotę ponad 10 mln zł grozi teraz 25 lat więzienia. W przypadku wyłudzenia zwrotu VAT w wysokości powyżej 5 mln zł oszusta czeka nawet 15 lat odsiadki.

Nowa struktura, stary wsad

Szefostwo prokuratury powtarza jednak, że osiągnięcia w ściganiu przestępczości skarbowej i finansowej wynikają zarówno ze zmian w kodeksach, jak i gruntowanego przemeblowania „firmy”. Chodzi tu nie tylko o ponowną fuzję urzędów prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, która miała usprawnić zarządzanie hierarchiczną, zbiurokratyzowaną strukturą oraz ponad sześciotysięczną armią śledczych. Zdaniem zawiadującego „firmą” duetu Zbigniew Ziobro – Bogdan Święczkowski do sukcesów przyczyniło się też m.in. stworzenie wyspecjalizowanych pionów ds. przestępczości finansowo-skarbowej na szczeblu regionów. Czy rzeczywiście tak się stało? Prokuratorzy krytyczni wobec ekipy rządzącej uważają, że zmiany te były pozorne – szeregowych śledczych, którzy wyspecjalizowali się w sprawach gospodarczych, po prostu wydelegowano wyżej, do jednostek regionalnych (zwykle razem z prowadzonymi przez nich postępowaniami). Choć z pewnością za nowej władzy położono większy nacisk na szkolenia ze skomplikowanych schematów wyłudzeń i karuzel, istnieją spory, na ile ta wewnętrzna rewolucja w „firmie” przełożyła się na wyniki.

Spółki na razie bezpieczne

Do pełni szczęścia zabrakło uchwalenia ustawy o odpowiedzialności karnej spółek, których pracownicy dopuszczają się ciężkich nadużyć lub zaniedbań (w skrajnym przypadku firmę wykorzystaną do bezprawnych działań miała czekać nawet likwidacja, a jej majątek przejęłoby państwo, gdyby tak uznał sąd). Projekt utknął w zamrażarce sejmowej, głównie na skutek protestów środowisk biznesowych przerażonych widmem pośredniej nacjonalizacji.
PiS nie udało się dobrać do zasobów spółek, ale i bez tego rządy Ziobry i Święczkowskiego w prokuraturze nie są łaskawe dla białych kołnierzyków – zwłaszcza jeśli noszą je dyrektorzy spółek Skarbu Państwa z czasów koalicji PO-PSL. Od początku 2018 r. do końca lutego 2019 r. zatrzymano i postawiono zarzuty ponad 20 zatrudnionym tam menedżerom średniego i wyższego szczebla (w tym m.in. byłemu prezesowi Lotosu Pawłowi Olechnowiczowi i byłemu szefowi Orlenu Jackowi K.). Żadna ze spraw nie skończyła się dotąd wyrokiem.