Firma, która sprzedaje przez internet podróbki w innych państwach, może zostać pozwana o naruszenie unijnego znaku towarowego przed sądami tych innych państw – uznał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Wyrok uprości właścicielom unijnych marek walkę z ich bezprawnym wykorzystywaniem. To szczególnie ważne, gdy handel podróbkami coraz częściej odbywa się w sieci. Zdaniem TSUE, jeśli strona internetowa, za pomocą której odbywa się ten proceder, jest skierowana w konkretny sposób do odbiorców danego kraju, to można przed jego sądem walczyć z naruszeniami.
Sprawa dotyczy procesu wytoczonego przez brytyjską spółkę produkującą specjalistyczny sprzęt audio, m.in. do studiów nagrań. Posiada ona wyłączną licencję na korzystanie z trzech znaków towarowych, dwóch krajowych i jednego unijnego. Zorientowała się ona, że hiszpańska firma wytwarza sprzęt będący imitacją jej produktów, oznaczony jej marką. Reklamuje go na stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych. Także w języku angielskim. Co więcej wskazuje też dystrybutora na brytyjski rynek.
Brytyjska spółka złożyła pozew przed sądem Zjednoczonego Królestwa ds. własności intelektualnej. Dotyczył on zarówno naruszenia krajowych znaków towarowych, jak i unijnego. Sąd uznał swą jurysdykcję w zakresie znaków krajowych. Stwierdził natomiast, że nie jest właściwy do rozstrzygnięcia sporu w zakresie znaku unijnego. Jego zdaniem pozew powinien zostać złożony w Hiszpanii, gdyż to w tym państwie wykorzystano bezprawnie markę. Sąd apelacyjny, do którego trafiło odwołanie, postanowił zaś zadać pytanie prejudycjalne TSUE.
Istota problemu sprowadza się do interpretacji art. 97 ust. 5 unijnego rozporządzenia 207/2009 w sprawie wspólnotowego znaku towarowego (zmienionego później rozporządzeniem 2015/2424). Przepis ten każe prowadzić sprawy dotyczące unijnych znaków towarowych przed sądami państwa członkowskiego, w którym doszło do ich naruszenia. Pytanie tylko jak to odnieść do strony internetowej. Zdaniem prof. Macieja Szpunara, rzecznika generalnego, który wydawał opinię w tej sprawie, decydujące powinno być to, do kogo jest skierowana strona internetowa z ofertą sprzedaży. Jeśli jest adresowana do nabywców w Zjednoczonym Królestwie, to sąd tego kraju jest władny rozpoznać spór.
TSUE w pełni podzielił tę opinię. Jego zdaniem naruszenie jest dokonywane w tym kraju, do którego skierowane są reklamy lub oferty sprzedaży. I nie ma znaczenia, gdzie ma siedzibę pozywana spółka, gdzie mieszczą się serwery, na których utrzymywana jest strona, ani też gdzie fizycznie znajdują się oferowane produkty. Tym bardziej że poznanie przez powoda miejsca, w którym jego przeciwnik procesowy rozpoczął wyświetlanie treści w internecie może być bardzo trudne, a wręcz niemożliwe.
Co więcej, chodzi o przepis, który ustanawia jurysdykcję alternatywną wobec zwykłej, stanowiącej, że sprawa toczy się przed sądem kraju, w którym pozwany ma siedzibę. Skoro mówimy o alternatywie, to powód musi mieć wybór. Tymczasem wystarczyłoby, żeby firma naruszająca jego znaki towarowe umieściła serwery w państwie, w którym ma siedzibę, by wybór jurysdykcji stał się fikcją.

orzecznictwo

Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 5 września 2019 r. w sprawie C-172/18. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia