Granicą samorządowej ekspresji są wartości, zasady, a zwłaszcza wolności i prawa konstytucyjne, a ostatnie uchwały wzbudzają poważne wątpliwości w tym względzie.
Przede mną leży wydrukowana kopia stanowiska Rady Powiatu Świdnickiego „w sprawie powstrzymania ideologii LGBT przez wspólnotę samorządową”. Podobne uchwały w ostatnim czasie przyjęły m.in. Ostrów Lubelski, powiat rycki czy nawet Sejmik Województwa Lubelskiego. Patrzę na ten dokument i zastanawiam się, czy cokolwiek z niego rozumiem, a przecież język polski nie jest mi obcy. Tekst brzmi jak wyjęty żywcem z prześmiewczych internetowych generatorów skrajnie prawicowej propagandy. Pojawia się „ideologia LGBT”, „instalowanie funkcjonariuszy poprawności politycznej”, „homopropaganda” oraz „wczesna seksualizacja polskich dzieci”. Wisienką na torcie jest odwoływanie się do setnej rocznicy odzyskania niepodległości oraz tajemniczej „105. rocznicy chrztu Polski”. Doprawdy nie wiem, z jakich podręczników historii (lub matematyki) korzystali autorzy tej uchwały, bo większość historyków upiera się jednak przy roku 966 jako dacie tego ostatniego wydarzenia.
Być może rzeczona uchwała powinna zajmować wyłącznie satyryków lub badaczy języka politycznej propagandy. Wszak mamy do czynienia z aktami pozbawionymi bezpośrednich skutków prawnych. Uchwały te nie są aktami prawa miejscowego, nie mają charakteru władczego, nie ograniczają niczyich praw i nie kreują żadnych obowiązków. Nie sposób ich traktować także jako tzw. uchwał kierunkowych w rozumieniu art. 18 ust. 2 pkt 2 ustawy o samorządzie gminnym czy art. 12 pkt 4 ustawy o samorządzie powiatowym. Nie mogą więc być traktowane jako wiążące wskazanie kierunków działania organów wykonawczych: wójtów (burmistrzów, prezydentów miast) oraz zarządów powiatów. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z wypowiedziami o wartości normatywnej i mocy sprawczej równej uchwale rady gminy postulującej wystąpienie opadów deszczu w obliczu suszy.
Sprawy jednak nie warto bagatelizować. Jestem gorącym zwolennikiem samorządowej wolności wypowiedzi, również w sprawach, które nie dotyczą bezpośrednio ściśle pojmowanych zadań samorządów. Organy samorządowe są nie tylko dostarczycielami usług publicznych, lecz także stanowią polityczną reprezentację mieszkańców tworzących wspólnotę samorządową. Ta wspólnota może zabierać głos w sprawach, które uznaje za ważne dla niej, nawet nie posiadając w tej sferze kompetencji decyzyjnych. Takie prawo wynika wprost z konstytucyjnej zasady samodzielności samorządu i podmiotowości wspólnot lokalnych i regionalnych. Jak często podkreślał prof. Michał Kulesza, w samorządzie idzie o to, by wspólnoty lokalne i regionalne mogły samodzielnie artykułować to, co uznają za interes lokalny czy regionalny, a co nie musi iść w parze z poglądami władzy centralnej. Samorząd ma wręcz prawo wkurzać władze centralne, formułując stanowiska idące wbrew linii politycznej centrum.
Granicą samorządowej ekspresji nie jest więc zgodność wygłaszanych stanowisk z polityką władz centralnych. Ramy tej swobody rysują się zupełnie gdzieś indziej. Wyznaczają je wartości, zasady, a zwłaszcza wolności i prawa konstytucyjne. Organy władzy publicznej, nie wyłączając organów samorządu, nie mogą podejmować działań z nimi sprzecznych, nawet jeśli są to wyłącznie deklaracje o charakterze politycznym, pozbawione bezpośredniego oddziaływania prawnego. Dlatego właśnie uchwały wyrażające zaniepokojenie trwającym kryzysem konstytucyjnym czy sprzeciwiające się odbieraniu samorządom zadań pod względem konstytucyjnym się bronią, a uchwały w sprawie „powstrzymania ideologii LGBT” budzą poważne wątpliwości.
Oto bowiem organ władzy publicznej wydaje stanowisko, które może być postrzegane jako naruszające obowiązek równego traktowania każdego przez władze publiczne i zakaz dyskryminacji (art. 32 konstytucji). To jednak nie wszystko. W kontekście wypowiedzi organów samorządowych warto też się odwołać do konstytucyjnej definicji samorządu jako wspólnoty mieszkańców (art. 16 ust. 1 konstytucji). Określanie samorządu mianem wspólnoty nie jest pustym hasłem. Nakłada na przedstawicieli władz samorządowych szczególny obowiązek troski o to, by żaden z mieszkańców nie czuł się wykluczony i potraktowany jako obywatel „gorszego sortu”. Wiele samorządów dziś ten obowiązek doskonale rozumie, dbając np. o integrację rosnącej liczby migrantów z Ukrainy czy bardziej odległych państw.
Czy radni powiatu świdnickiego (i innych samorządów) naruszyli te wartości konstytucyjne? Na to pytanie nie mam jednoznacznej odpowiedzi, bo natężenie niejasnych i wieloznacznych pojęć, haseł i sloganów w omawianych uchwałach przekracza wszelkie normy. Już sama tytułowa „ideologia LGBT”, podobnie jak jej starsza siostra „ideologia gender”, to zjawisko, którego nikt jeszcze nie widział i nie zdołał opisać. Nie lekceważyłbym jednak opinii rzecznika praw obywatelskich, który widzi w tych sformułowaniach przejawy dyskryminacji.
Trzeba zwłaszcza zadbać, by mieszkańcy, którzy takie sformułowania odebrali jako wykluczające i dyskryminujące, mieli możliwość interwencji w obronie swoich praw i swojego statusu jako członków i członkiń wspólnot samorządowych. Podstawowym narzędziem w takiej sytuacji powinna być możliwość zakwestionowania uchwał przed sądem administracyjnym, bez oglądania się na wojewodę. Dziś taką możliwość wykluczają przepisy ustaw samorządowych, które legitymację skargową uzależniają od wykazania interesu prawnego czy naruszenia konkretnych praw mieszkańca. Takie zawężenie prawa do obywatelskiej kontroli działania samorządu pozostawia mieszkańców bez możliwości walki z potencjalną dyskryminacją na drodze sądowej.
Kwestia uchwał w sprawie rzekomej inwazji „ideologii LGBT” jest więc kolejnym argumentem na rzecz odejścia od ograniczonego modelu obywatelskiej kontroli sądowej aktów organów samorządowych. W raporcie „Państwo samorządów”, który niebawem wyjdzie nakładem Fundacji im. Stefana Batorego, proponuję wraz z moimi współpracownikami ostateczne rozstanie z tym modelem na rzecz grupowej skargi powszechnej. Dawałaby ona możliwość interwencji grupom mieszkańców bez konieczności wykazywania interesu prawnego. Pomysł oczywiście nie spodoba się wielu sędziom administracyjnym, ale rzeczywistość dostarcza coraz więcej argumentów za tym, by mieszkańców doposażyć w lepsze narzędzia kontroli władzy, również tej lokalnej czy regionalnej.