Czy prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów mógł nakładać kary, mimo niekorzystnego dla niego brzmienia przepisu krajowej ustawy? Co w sytuacji gdy rodzimy ustawodawca fatalnie implementował unijną dyrektywę w sposób właściwie uniemożliwiający nakładanie kar? Czy ważniejsza jest prounijna wykładnia prawa krajowego, czy to, co twardo zapisano w krajowej ustawie?





Na te wszystkie pytania będzie musiał odpowiedzieć Sąd Apelacyjny w Warszawie, jedynie posiłkując się wskazówkami Sądu Najwyższego. Ten drugi bowiem odmówił podjęcia uchwały, wskazując na uchybienia formalne w uzasadnieniu pytania sformułowanego przez sędziów warszawskiej apelacji.
Sprawa dotyczy kary w wysokości ponad 600 tys. zł nałożonej w 2012 r. przez prezesa UOKiK na Polbank, który obecnie jest częścią Raiffeisen Bank. Poszło o to, że bank nie poinformował właściwie o wszystkich niezbędnych do spełnienia warunkach, by otrzymać „nagrodę pieniężną”.
Sprawa trafiła do sądu, a Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przyznał rację urzędnikom. Sąd Apelacyjny w Warszawie podczas rozpoznawania apelacji nabrał wątpliwości. A to dlatego, że prezes UOKiK przecież w żadnym fragmencie uzasadnienia decyzji nie przypisał powodowi umyślności naruszenia. Taki wymóg zaś wynikał do 25 grudnia 2014 r. z brzmienia przepisów ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. Tyle że wymóg ten – do czego nie mają wątpliwości ani sądy, ani eksperci, ani UOKiK – był efektem błędnego przetłumaczenia dyrektywy 2005/29/WE.
Na wokandę SN trafiło więc pytanie sprowadzające się do tego, czy aby ukarać przedsiębiorcę do końca 2014 r. (takich spraw w toku jest nadal wiele) trzeba było wykazać mu winę umyślną (w zasadzie niemożliwe) zgodnie z przepisami krajowymi, czy nie – zgodnie z przepisami unijnymi oraz wykładnią celowościową.
Pełnomocnik banku przypomniał, że UOKiK jako organ państwa postanowił wyciągnąć skutki wobec przedsiębiorcy, podczas gdy zaniechanie było po stronie państwa, a nie banku. Ten jedynie stosował się do obowiązującego w Polsce prawa.
Pełnomocnik prezesa UOKiK z kolei pytał retorycznie, czy istotna jest wola unijnego prawodawcy, jasny zamiar rodzimego ustawodawcy, interpretacja dokonywana przez sądy czy może jednak niedoskonałe działanie tłumacza. Przypominał, że jakkolwiek prezes UOKiK rzeczywiście jest organem państwa, to działa nie na jego rzecz, lecz na rzecz konsumentów.
Sąd Najwyższy odmówił odpowiedzi na pytanie z przyczyn proceduralnych, ale dał kilka wskazówek. Przede wszystkim wskazał, że warto zwrócić uwagę na wyrok SN z 16 kwietnia 2015 r. (sygn. akt III SK 24/14), w którym wskazano na prymat prounijnej wykładni prawa krajowego. Jakkolwiek bowiem rzeczywiście do błędu ustawodawcy doszło, to bezprawność po stronie przedsiębiorcy powinna być interpretowana w sposób obiektywny, a nie subiektywny. Bądź co bądź dla konsumentów umyślność naruszenia najczęściej nie ma żadnego znaczenia. Liczy się przecież – na co zwrócił uwagę SN – skutek, a nie cel działania przedsiębiorcy. Sędziowie zwrócili uwagę również na fakt, że zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE wszelkie wersje językowe dyrektywy są równoprawne, a celem jest odpowiednie stosowanie przepisów w poszczególnych państwach członkowskich. Jednocześnie jednak SN przyznał, że niewłaściwa jest praktyka rozszerzenia normy na szkodę podmiotu indywidualnego.
Sprawa wróci teraz do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który musi wydać wyrok. W uzasadnieniu swego pytania prawnego jednoznacznie opowiedział się on za koncepcją, że nie można ukarać przedsiębiorcy. „Zdaniem Sądu Apelacyjnego w niniejszym składzie zaaprobowanie takich decyzji Prezesa Urzędu skutkowałoby złamaniem zasady nullum crimen sine lege” – wskazywał sąd.

ORZECZNICTWO

Postanowienie Sądu Najwyższego z 26 marca 2019 r., sygn. akt I NSZP 1/18.