Po tragedii w koszalińskim escape roomie na podobne przedsięwzięcia spadnie fala kontrolerów. Wyłączeń jest tyle, że zasada zapowiadanych kontroli zdaje się fikcją.
Generalna zasada kontrolowania polskich przedsiębiorców jest taka, że organ sprawdzający musi zapowiedzieć swoją wizytę na co najmniej siedem dni przed podjęciem kontroli i rozpocząć ją nie później niż przed upływem 30 dni. Stanowi tak art. 48 ust. 1 i 2 ustawy – Prawo przedsiębiorców uważanej za trzon tzw. konstytucji biznesu.
Gwarancji jest więcej. Artykuł 55 określa maksymalny czas trwania kontroli u przedsiębiorcy. Zgodnie z nim wszystkie kontrole organu kontrolującego u przedsiębiorcy w jednym roku kalendarzowym nie mogą przekraczać w odniesieniu do mikroprzedsiębiorców 12 dni roboczych, małych 18, średnich 24, a pozostałych przedsiębiorców 48 dni roboczych. Kontrolować można zaś co do zasady tylko po uprzednim dokonaniu analizy prawdopodobieństwa naruszenia prawa w ramach wykonywania działalności gospodarczej. I jedynie wówczas, gdy naruszenie to jest istotne.

Co do zasady…

Tyle teoria. Teraz praktyka.
– Wyłączeń od zasady jest ogrom. Mityczny zwrot prawników „co do zasady” staje się kluczowy. Jest bowiem zasada, ale rzadko kiedy się ją stosuje – zauważa adwokat Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga i ekspert prawny BCC.
– Konstytucja biznesu wprowadziła wiele pozytywnych zmian, ale przepisy nadal są okrutnie zagmatwane. Szczególnie razi to, że wyjątków od reguły jest tak wiele – spostrzega z kolei Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Jakkolwiek bowiem przepisy ustanawiają korzystne dla przedsiębiorców zasady, to wyłączenia od ich stosowania są zarówno podmiotowe, jak i przedmiotowe. Gdy idzie o te pierwsze – na przepisy konstytucji biznesu nie musi zwracać uwagi choćby inspekcja ochrony środowiska, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ani Komisja Nadzoru Finansowego. Trwają właśnie prace legislacyjne nad tym, by o prawie przedsiębiorców mogła zapomnieć również inspekcja farmaceutyczna. Rzecz jasna swoje własne przepisy szczególne mają też służby specjalne, które wchodzą w dowolne miejsce bez zapowiedzi.
– I właśnie w ten sposób dochodzi do wypaczania słusznej idei. Każda służba ciągnie kołdrę w swoją stronę. I często przeciąga ją skutecznie. W efekcie nawet fachowcom trudno wskazać bez ściągi, które służby muszą stosować zasady kontroli określone w prawie przedsiębiorców, a które nie – zaznacza Cezary Kaźmierczak. Wskazuje przy tym, że oczywiście część wyłączeń jest zasadnych. Nie chodzi przecież o to, by przestać ścigać przestępców. – Ale jakie racje przemawiają za tym, by inspekcja farmaceutyczna wyważała drzwi do małej apteki i rozpoczynała wielodniowe przeszukanie? Przecież to byłby absurd – twierdzi prezes ZPP.
Wyłączenia przedmiotowe są zawarte w samej ustawie. W art. 48 ust. 11, który ich dotyczy, wymienionych jest aż 16 przypadków, w których zapowiadać kontroli nie trzeba. Przykładowo zawiadomienia nie dokonuje się w przypadku, gdy „przeprowadzenie kontroli jest niezbędne dla przeciwdziałania popełnieniu przestępstwa lub wykroczenia, przeciwdziałania popełnieniu przestępstwa skarbowego lub wykroczenia skarbowego lub zabezpieczenia dowodów jego popełnienia”. Podejrzenie popełnienia przestępstwa lub wykroczenia jest obok przesłanki bezpośredniego zagrożenia życia, zdrowia lub środowiska najczęściej przywoływane przez kontrolujące biznes służby.
– To oznacza, że zawiadamiać o kontroli nie trzeba choćby wtedy, gdy kontrolerzy przypuszczają, że w firmie pracownicy zaśmiecają środowisko, np. rzucają papierki po cukierkach na drogę publiczną – tłumaczy obrazowo mec. Radosław Płonka. I dodaje, że przecież w niemal każdej firmie udałoby się znaleźć przypadek co najmniej na granicy wykroczenia skarbowego.
W przypadku escape roomów kontrolerzy wskazywali, że istnieje zagrożenie dla zdrowia lub życia. Czy jednak można mówić o bezpośrednim zagrożeniu występującym w escape roomie np. we Wrocławiu z tego powodu, że doszło do tragicznego zdarzenia w Koszalinie?
– Na pewno urzędnicy nadużywają swoich uprawnień. Nie wszyscy, za co im chwała, ale przypadki nadużyć realnie występują. Niemal każdy kontrolowany przedsiębiorca doskonale zdaje sobie z tego sprawę – stwierdza Cezary Kaźmierczak.

Po co zapowiadać?

Pojawia się więc pytanie: czy liczne wyłączenia podmiotowe i przedmiotowe są zasadne? Może lepiej by było, gdyby urzędnicy mogli kontrolować firmy bez zapowiedzi i byłoby to jasno wyartykułowane w przepisach?
– Przede wszystkim byłoby to korzystne społecznie. Zapowiadanie kontroli niweczy ich zasadność. Przedsiębiorca ma przecież co najmniej tydzień na przygotowanie się, pochowanie trupów w szafie, wyprostowanie nieprawidłowości, które powrócą tuż po kontroli – uważa jeden z wojewódzkich inspektorów farmaceutycznych. I dodaje, że tym samym kontrolerzy stają przed wyborem: albo z góry przyjmą, że ich działalność nie przynosi efektu, albo muszą naginać przepisy i kontrolować bez zapowiedzi także w sytuacjach, w których o zamiarze sprawdzenia powinni poinformować.
– Konieczność zapowiadania kontroli to absurd, z którym należy możliwie najszybciej zerwać – przekonuje inspektor.
Podobnie twierdzi jeden z przedstawicieli straży pożarnej, z którym rozmawiałem po koszalińskiej tragedii.
– Kontrolujemy setki punktów, stwierdzamy ogrom nieprawidłowości. Sytuacja się poprawi, ale na ile? Na miesiąc? Na kwartał? Wystarczy, że przestaniemy kontrolować bez zapowiedzi i znów wrócą wszystkie najgorsze nawyki – przekonuje. Jego zdaniem wielu przedsiębiorców zawsze będzie chciało zaoszczędzić. – Zapowiadanie kontroli sprzyja doraźnej poprawie, ale jest złe dla systematyczności – dodaje funkcjonariusz.

Polacy wolą jasność

Paradoksalnie obywatele przed zaostrzeniem przepisów się nie bronią. Z przeprowadzonej przeze mnie na Twitterze kwerendy (88 uczestników) wynika, że 81 proc. respondentów woli przepisy prawa rygorystyczne, ale jasne. 19 proc. preferuje regulacje łagodne, ale z wieloma wyłączeniami.
– Dla dobra systemu prawa lepsze są przepisy abstrakcyjne od nadmiernej kazuistyki. Przeciętny polski przedsiębiorca woli jednak, gdy ustawy i rozporządzenia odpowiadają na wszystkie wątpliwości oraz są klarowne. Wolelibyśmy więc przepis nawet ostrzejszy, ale niebudzący wątpliwości i niewymagający szczegółowej analizy, od łagodniejszego, lecz opatrzonego wieloma zastrzeżeniami i wyjątkami – tłumaczy Grzegorz Szysz, starszy menedżer w polskim biurze Grant Thornton. Zdaniem prawnika wynika to z obaw przedsiębiorców o to, jak dane przepisy mogą zostać zinterpretowane przez urzędników. Wiele razy zdarzało się bowiem tak, że teoretycznie łagodny przepis był stosowany zupełnie inaczej, niż biznes to sobie wyobrażał.
– Jednoznaczność w przepisach preferują także urzędnicy. Łatwiej im jest trzymać się np. 25 punktów, niż stosować abstrakcyjne normy, co wymaga dopasowania przepisu do stanu faktycznego – podkreśla Grzegorz Szysz.
Z kolei Radosław Płonka uważa, że rodzimy ustawodawca cierpi na brak zdecydowania.
– Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby jasno powiedzieć: jesteśmy liberalnym państwem, więc mamy liberalne przepisy i po prostu ostro karzemy, gdy dojdzie do wypadku. Albo: mamy podejście restrykcyjne, kontrolujemy wszystko, co się da, by zapobiegać niepożądanym zdarzeniom. Tymczasem ustawodawca tworzy hybrydę. Udaje łagodnego, a potem jest zaskoczenie, że wcale nie jest taki łagodny – zauważa ekspert BCC. Zaznacza przy tym, że oczywiście nie jest zwolennikiem ograniczania praw przedsiębiorcom. Tyle że warto pomyśleć o tym, by obowiązki prowadzących działalność gospodarczą były czytelniejsze.
Dyskusja o rezygnacji z zapowiedzi kontroli (zapowiadać je bowiem trzeba było także w trakcie obowiązywania poprzedniczki ustawy – Prawo przedsiębiorców, czyli ustawy o swobodzie działalności gospodarczej) odradza się raz na kilka lat. Do tej pory zawsze kończyło się na stwierdzeniu, że generalnie nie należy rezygnować z gwarancji przyznanych przez państwo biznesowi. I niemal zawsze tworzono kolejne odstępstwa od reguły lub zwalniano następny organ kontrolny z obowiązku stosowania się do tych przepisów. Już wiadomo, że po tragedii w Koszalinie escape roomy będą kontrolowane częściej. Tak jak po zawaleniu się hali MTK w styczniu 2006 r. sprawdzano, czy przedsiębiorcy odśnieżają dachy zarządzanych przez siebie budynków. Dziś już o wymogu odśnieżania mało kto pamięta, gdyż fala niezapowiedzianych kontroli przeminęła.