W 2023 r. Warszawa wpłaci na rzecz biedniejszych samorządów aż 12 razy większą kwotę od tej, którą dostanie z funduszy unijnych. A główni kandydaci składają kolejne, kosztowne obietnice.
ikona lupy />
Finanse Warszawy / Dziennik Gazeta Prawna
Największa wyborcza licytacja dotyczy nowych linii metra. Zaczął Patryk Jaki, który zapowiedział, że w czasie jego dwóch kadencji w ratuszu powstaną dwie kolejne nitki o długości ok. 50 km. Wkrótce podobne deklaracje zaczął składać Rafał Trzaskowski. Zadeklarował wydłużenie istniejącej II linii metra do Żerania i Ursusa, rozpoczęcie budowy III linii (miałaby prowadzić od Stadionu Narodowego, przez Grochów, Gocław, Siekierki, Dolny Mokotów, aż do Dworca Południowego) i rozplanowanie dwóch następnych.

Wysychające źródło

Koszty budowy metra niedawno podsumowywał wiceprezydent stolicy Michał Olszewski. Na podstawie kosztów ponoszonych przy budowie linii M2 wyliczył, że całkowity koszt wybudowania dwóch nowych linii (jednej liczącej 31,6 km i 28 stacji, drugiej – 19,6 km i 15 stacji) to wydatek ok. 27 mld zł. Tymczasem, jak zwrócił uwagę Olszewski, cały budżet inwestycyjny miasta (ze środkami unijnymi) to tylko ok. 2 mld zł rocznie.
A to wszystko w sytuacji, gdy Warszawa jeszcze sowicie korzysta z eurodotacji. Dochody z tego źródła, zaplanowane w stołecznym budżecie na 2018 r., wynoszą 522 mln zł. W przyszłym roku miasto może otrzymać 977 mln zł. Potem jednak z każdym rokiem kwota będzie maleć, aż do symbolicznych… 88 mln zł w 2023 r.
Stołeczny ratusz przyznaje, że fundusze unijne dla Warszawy po roku 2020, czyli w perspektywie finansowej 2021–2027, będą dostępne na innych zasadach niż dotychczas.
– Ważną zmianą jest nowy podział statystyczny województwa mazowieckiego, w ramach którego wydzielono dwa regiony. Pierwszy, lepiej rozwinięty, obejmuje m.st. Warszawę i dziewięć okolicznych powiatów. Pozostała część województwa tworzy drugi region statystyczny, czyli słabo rozwinięty, stworzony na potrzeby programowania środków UE – tłumaczy Agnieszka Kłąb, rzeczniczka urzędu miasta.
Aglomeracja warszawska, jako region rozwinięty, będzie mogła liczyć na mniejszą intensywność wsparcia unijnego niż pozostała część Mazowsza. Inna sprawa, że większość środków unijnych, z których korzysta stolica, pochodzi z Funduszu Spójności – tego samego, który Bruksela chce w kolejnych latach przyciąć o niemal jedną czwartą (Polska zamiast 83,9 mld euro miałaby otrzymać 64,4 mld).
Sytuacja jest wciąż niepewna. – Jesteśmy w trakcie negocjacji z Komisją Europejską. To, jak ma wyglądać wsparcie dla poszczególnych kategorii regionów, jest częścią rozmów. Komisja przedstawiła już swoje propozycje, my podczas rozmów prezentujemy swoje. Na ten moment możemy powiedzieć tyle, że dążymy do tego, by zmaksymalizować alokację dla naszego kraju i zapewnić korzystne mechanizmy wdrożeniowe – mówi Paweł Nowak z biura prasowego Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju.
Stołeczny ratusz szacuje, że w okresie 2021–2027 roczny budżet inwestycyjny Warszawy w najlepszym wypadku wyniesie 2,2 mld zł, a w najgorszym – 1,2 mld zł. Jakkolwiek liczyć, to wciąż za mało, by budować np. kilka linii metra naraz lub deklarować, że jedna z nich powstanie w całości w trakcie jednej kadencji. Nie wspominając już o innych obietnicach, którymi zasypują nas politycy.

Zbyt duża ofiarność

Sytuację finansową Warszawy dodatkowo komplikuje kwestia janosikowego. To danina, którą corocznie na rzecz innych, mniej zamożnych samorządów, oddawać muszą jednostki bogatsze – w tym Warszawa. Jak wielokrotnie dowodziliśmy na łamach DGP, ten korekcyjno-wyrównawczy system z biegiem lat się wypaczył. Szczytem absurdu była sytuacja, w której woj. mazowieckie musiało zaciągać kredyty, by wpłacić swoją część daniny i przy okazji nie zbankrutować. Krytykowane jest też rozwiązanie, w którym wysokość janosikowego naliczana jest z dwuletnim opóźnieniem. To powoduje, że system jest „ślepy” na bieżące wahania koniunktury gospodarczej. Warszawa cierpi zresztą podwójnie, bo wysokość wpłat zależy m.in. od liczby mieszkańców. A szacuje się, że nawet 200–300 tys. ludzi nie rozlicza podatków w stolicy. W efekcie wpłaty miasta na janosikowe są zawyżone, a wpływy z podatków uciekają poza stolicę.
Mimo że eurofundusze będą w kolejnych latać zajmować coraz mniej miejsca w miejskim budżecie, Warszawa i tak będzie co roku płacić około miliarda złotych. W 2023 r. będzie to aż 12 razy więcej niż to, co miasto otrzyma w ramach eurodotacji. – Nic nie wskazuje, by prognozowany przez stolicę poziom wpłat janosikowego uznać za niewiarygodny – ocenia dr Aleksander Nelicki, ekspert od finansów komunalnych.

Skuteczne recepty?

Co o tym sądzą dwaj główni kandydaci w wyścigu o ratusz? Obaj zgadzają się, że janosikowe to wypaczony system. Ale każdy ma swoje recepty.
Kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski deklaruje w rozmowie z DGP, że jego ugrupowanie głęboko zmieni system finansowy samorządów, w tym janosikowe. W programie samorządowym PO jest np. mowa o przekazaniu całości wpływów z PIT i CIT oraz częściowo z VAT do władz lokalnych (dziś samorządy mają tylko udziały we wpływach z PIT i CIT, a VAT w całości trafia do budżetu państwa). Jest jeden problem – Koalicja Obywatelska musiałaby wpierw wygrać wybory parlamentarne, by takie zmiany wprowadzić. A na razie żadne sondaże nie dają opozycji takich szans.
Z kolei Patryk Jaki sugeruje, że solidaryzm społeczny trzeba realizowac innymi metodami niż janosikowe, bo Warszawa traci na nim zbyt dużo. Nie podaje jednak, na jakich zasadach miałoby się to odbyć. Bo żaden płatnik tej daniny nie ma możliwości jednostronnego wycofania się z systemu opartego o przepisy prawa.
– Mało konkretne zapowiedzi, ale przynajmniej obaj kandydaci widzą, że z janosikowym coś jest nie tak – ocenia Rafał Szczepański, inicjator akcji społecznej Stop Janosikowe (SJ). Pod jej obywatelskim projektem ustawy zmieniającym janosikowe podpisało się ponad 150 tys. osób. Niestety politycy nie podjęli tematu i po krótkich pracach zdecydowali się zawiesić projekt bezterminowo.
– System jest niesprawiedliwy, wręcz zbójecki. Jest zaprzeczeniem zasady solidaryzmu, w myśl której powinno się sobie pomagać, a nie okradać. Mam wrażenie, że Rafał Trzaskowski ma większą świadomość tego, jak ten system funkcjonuje – mówi Szczepański, który od Patryka Jakiego oczekiwałby większej kreatywności w tej materii, bo reprezentuje większość rządzącą.

Prezydent jak lew

Przypomina, że już Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy dostrzegał problem janosikowego i był mu przeciwny. Zdaniem Szczepańskiego, aby zmienić system, trzeba podkreślać, że wskutek reformy biorcy tej daniny nie stracą, bo częściowo ciężar ten mógłby wziąć na siebie budżet państwa. Z kolei dawców janosikowego można by zobowiązać, by to, co zaoszczędzą, przeznaczali na walkę z ubóstwem i pomoc społeczną na swoim terenie. Dodatkowo powinno się wprowadzić możliwość odliczania od podatku pieniędzy wydanych na cele społeczne do poziomu tych wydawanych na janosikowe.
ikona lupy />
Patryk Jaki kandydat Zjednoczonej Prawicy / Dziennik Gazeta Prawna
– Warszawiacy mają prawo wymagać od nowego prezydenta walki o zmianę tego systemu, bo to wielki balast dla miasta, wszyscy mieszkańcy na tym tracą. Prezydent Warszawy powinien być jak lew w walce o dobro miasta, do tego zobowiązuje go kontrakt, który podpisze po wyborach z mieszkańcami stolicy. Musi tym samym konsekwentnie i wytrwale negocjatocjować zmiany ustawowe w tym zakresie z rządem i parlamentem i liczyć na wsparcie posłów ze stolicy, bez względu na barwy partyjne – dodaje Szczepański.
Jak twierdzi Ministerstwo Finansów, prace nad nowymi zasadami systemu korekcyjno-wyrównawczego trwają. – Optymalnym terminem wprowadzenia nowych zasad będzie rok 2019. Tak, aby stanowiły podstawę do wyliczenia subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego na 2020 r. – zapowiada resort.

opinie

Trzeba rozważyć wycofanie się Warszawy z tego systemu

ikona lupy />
Rafał Trzaskowski kandydat Koalicji Obywatelskiej / Dziennik Gazeta Prawna
Wkrótce przedstawię szczegóły finansowania moich kluczowych propozycji wyborczych. Wramach dobrej współpracy zrządem będziemy pozyskiwać dodatkowe środki na największe inwestycje wWarszawie, np. wramach funduszy rządowych. Do tego dochodzą oczywiście fundusze unijne, których stolica jest beneficjentem.
Z perspektywy Warszawy należy zastanowić się nad formułą janosikowego itego, czy stolica nadal powinna wtym systemie uczestniczyć. Na pewno nie da się tego zrobić zdnia na dzień, by nie zachwiać finansami samorządów. Zpewnością przełomem będzie chwila, gdy za kilka lat znacznie zmniejszą się środki unijne dla stolicy. Wtedy właśnie trzeba będzie poważnie rozważyć wycofanie się Warszawy zsystemu korekcyjno-wyrównawczego. ©℗

KO dogłębnie zreformuje system finansowania samorządów

Do 2023 r. finansowanie unijne mamy zagwarantowane zbudżetu unijnego wynegocjowanego przez rząd PO-PSL. Oczekuję, że rząd PiS będzie umiał zagwarantować wkolejnym budżecie Unii odpowiednio duży Fundusz Spójności, bo to zniego Warszawa korzysta najbardziej. FS jest ogólnokrajowy, więc relatywna zamożność Warszawy na tle kraju nie będzie formalną przeszkodą.
Z kolei janosikowe to obowiązujące prawo. Samorząd musi przestrzegać przepisów prawa i skrupulatnie płaci. Od lat Warszawa sygnalizuje, że to prawo jest wadliwe, a obciążenia nakładane na miasto – nieproporcjonalnie wysokie. Warszawiacy powinni chyba zapytać rząd iwiększość parlamentarną PiS, dlaczego na to pozwali.
Koalicja Obywatelska zapowiada, że po wygranych wyborach parlamentarnych dogłębnie zreformuje system finansowania samorządów. Solidarność między bogatymi ibiednymi zostanie zachowana, ale wnowym systemie nie powinno być rozwiązań tak niesprawiedliwych jak obecne janosikowe.