Uznał tak Sąd Rejonowy w Szamotułach. Sprawa dotyczyła klaczy.
Pewien mężczyzna postanowił zakupić dla swojego dziecka konia. Wybór padł na klacz kosztującą 4 tys. zł, należącą do J. P. Wkrótce po zakupie okazało się, że zwierzę jest chore. Stwierdzono u niego przewlekłe obturacyjne zapalenie oskrzeli. Stan zwierzęcia uniemożliwiał jego ujeżdżanie. Zdaniem fachowców kwestią miesięcy jest podjęcie decyzji o eutanazji ze względów humanitarnych.
Kupiec się oburzył, że sprzedano mu wadliwe zwierzę. Zażądał więc w kilka tygodni po zakupie zwrotu pieniędzy. Jako że sprzedawczyni poinformowała, że u niej klacz była w pełni zdrowa, sprawa trafiła do sądu.
Sąd, po zasięgnięciu opinii biegłej, ustalił, że niemożliwe jest, aby choroba zwierzęcia rozwinęła się w tak krótkim czasie. O tym, że sprzedawczyni musiała o niej wiedzieć, świadczyło także to, że jeszcze na pół roku przed transakcją klacz przestała być ujeżdżana.
Tyle że - jak wskazano w uzasadnieniu wyroku - to i tak bez większego znaczenia. Sprzedaż chorego zwierzęcia należy bowiem rozpatrywać w kontekście art. 556 par. 1 kodeksu cywilnego w związku z art. 556[1] par. 1 kodeksu cywilnego, zgodnie z którymi sprzedawca jest odpowiedzialny względem kupującego, jeżeli rzecz sprzedana ma wadę zmniejszającą jej wartość lub użyteczność ze względu na cel w umowie oznaczony albo wynikający z okoliczności lub z przeznaczenia rzeczy, jeżeli rzecz nie ma właściwości, o których istnieniu sprzedawca zapewnił kupującego, albo jeżeli rzecz została kupującemu wydana w stanie niezupełnym.
"W realiach sprawy niniejszej spełniły się przesłanki zastosowania powołanych norm, albowiem powód nabył od pozwanej zwierzę posiadające już w dacie sprzedaży wadę fizyczną w postaci przewlekłego obturacyjnego zapalenia oskrzeli/oskrzelików. Bez znaczenia przy tym pozostaje, czy pozwana o wadzie wiedziała, albowiem przepisy nie przewidują takiego rozróżnienia" - spostrzegł sąd. Artykuł 559 kodeksu cywilnego stanowi bowiem, że sprzedawca jest odpowiedzialny z tytułu rękojmi za wady fizyczne, które istniały w chwili przejścia niebezpieczeństwa na kupującego lub wynikły z przyczyny tkwiącej w rzeczy sprzedanej w tej samej chwili. Nie ma więc znaczenia to, czy sprzedawca o chorobie zwierzęcia wiedział, czy nie. Istotny jest sam fakt, że sprzedał chore zwierzę jako zdrowe.
Sąd więc zasądził na rzecz powoda kwotę 4 tys. zł oraz blisko 2 tys. zł tytułem zwrotu kosztów postępowania.
Wydany wyrok ma rzecz jasna charakter uniwersalny. Analogiczna sytuacja dotyczyłaby sprzedaży psa, kota czy ptaków. Ale, co istotne, sąd zawęził zakres uprawnień wynikających z rękojmi. W przypadku większości transakcji, np. sprzętu RTV czy AGD, możliwe jest usunięcie wady lub wymiana rzeczy na wolną od wad. Trudno wyobrazić sobie wyleczenie nieuleczalnie lub genetycznie chorego zwierzęcia. O wymianie też nie może być mowy. Powód?
"wymiana zwierzęcia na <wolne od wad> nie ma racji bytu wobec jednoznacznej treści art. 1 ust. 1 ustawy o ochronie zwierząt i jedynie odpowiednim stosowaniu przepisów kodeksu cywilnego. Koń jest istotą indywidualnie oznaczoną, posiadającą niepowtarzalne cechy i nie sposób znaleźć jego drugiego zastępczego <egzemplarza>" - zaznaczył sąd w uzasadnieniu wyroku.
Tym samym nic nie stoi na przeszkodzie, by odstąpić od umowy kupna chorego zwierzęcia. Nie ma jednak - przynajmniej zgodnie z prawem - możliwości wymiany schorowanego stworzenia na zdrowe.