Krzysztof Parchimowicz, główna twarz prokuratorskiej opozycji w dobie dobrej zmiany, dostał tymczasowy awans. Od kilku dni nie pracuje już w jednostce rejonowej na Mokotowie, ale dwa szczeble wyżej.
– W poniedziałek zaskoczony szef przyniósł mi decyzję zastępcy prokuratora krajowego Krzysztofa Sieraka o delegowaniu mnie do Prokuratury Regionalnej w Warszawie do 1 listopada – mówi DGP Parchimowicz. Zaznacza, że nikt nie pytał go, czy zgadza się na przenosiny. Przejściowy awans nie będzie też oznaczał dla niego gratyfikacji finansowej. – W ciągu dwóch lat po raz czwarty zmieniono mój zakres obowiązków. Ciągle zaczynam coś od nowa. A w wieku 60 lat oczekuję stabilizacji – dodaje.
Warszawska prokuratura regionalna wyspecjalizowała się w dużych sprawach dotyczących skomplikowanych nadużyć i wyłudzeń podatkowych. Parchimowicz trafi do kluczowego wydziału przestępczości finansowej i skarbowej, gdzie m.in. przejmie prowadzenie kilku śledztw po prokuratorze, którego skierowano do zespołu zajmującego się badaniem afery GetBacku. – Stało się tak, że prokurator podejrzewany o sprzyjanie mafii vatowskiej będzie prowadził śledztwa dot. karuzel podatkowych i wyłudzenia zwrotu VAT – ironizuje Parchimowicz.
Decyzja o delegacji jest dlatego zdumiewająca, że jego nazwisko wielokrotnie pojawiało się na liście osób, którymi miałaby się zająć planowana komisja śledcza do spraw przestępstw skarbowych w latach 2007–2015. Parchimowicz był współtwórcą wydziałów ds. przestępczości zorganizowanej (tzw. pezetów) i wbrew koncepcji Zbigniewa Ziobry przeforsował przeniesienie ich na poziom prokuratur apelacyjnych z Prokuratury Krajowej. W 2009 r. jako ówczesny szef biura ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji PK wydał pisemne zalecenie, aby oszustwa vatowskie kwalifikować jako przestępstwa z kodeksu karnego skarbowego, za które przewidziane są niższe kary, niż gdyby stosowano kodeks karny. Prokurator krajowy Bogdan Święczkowski z lubością mu to wypomina, przekonując, że taka interpretacja poskutkowała umorzeniem wielu spraw. W sierpniu ubiegłego roku potwierdził też, że białostocka jednostka w ramach śledztwa dotyczącego wyłudzeń na 250 mln zł bada wątek niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez stare kierownictwo prokuratury. Parchimowicz jako jedyny został przywołany z nazwiska.
PK zapytana o to, jakie powody stanęły za skierowaniem go na front walki z oszustwami skarbowymi, odesłała nas tylko do przepisu, który jest podstawą delegowania śledczych do innych jednostek. – Nie potrafię odgadnąć przyczyn tej decyzji. Może idzie o sprawy wizerunkowe? – spekuluje Parchimowicz.
Kilka miesięcy temu kierowane przez niego stowarzyszenie Lex Super Omnia opublikowało raport podsumowujący zmiany w prokuraturze po przejęciu jej przez PiS. Organizacja zarzuciła kierownictwu m.in. koloryzowanie własnych sukcesów w walce z mafiami vatowskimi. Jacek Skała, szef prokuratorskiego związku zawodowego, którego określono w raporcie mianem beneficjenta dobrej zmiany (w ciągu dwóch lat awansował z rejonu do regionu), ironicznie zasugerował w mediach społecznościowych, że oczekuje teraz na aneks uwzględniający promocję prezesa LSO.
Parchimowicz był jednym z pierwszych, którzy po wejściu w życie gruntownej reformy prokuratury w marcu 2016 r. decyzją Zbigniewa Ziobry zostali zdegradowani. Z samej wierchuszki – nieistniejącej już Prokuratury Generalnej – trafił wówczas do rejonu. W ramach kadrowej rewolucji z kierowniczymi posadami pożegnało się blisko 110 prokuratorów. Degradacje były bezpośrednim impulsem do konsolidacji niezadowolonych z polityki PG i jego pierwszego zastępcy Bogdana Święczkowskiego i powołania stowarzyszenia Lex Super Omnia. Parchimowicz od początku firmował całe środowiskowe przedsięwzięcie i najbardziej za to obrywał. Najpierw za opowieść o trudnych warunkach pracy w jednostce na Mokotowie wytoczono mu dyscyplinarkę, potem PK zagroziła mu procesem sądowym o ochronę dóbr osobistych za surową ocenę finansowych przywilejów, z których korzysta prokuratorska centrala (zwłaszcza skali dodatków mieszkaniowych i zwrotów kosztów przejazdów).