- Jeżeli ktoś regularnie ogłasza się na portalu oferującym posiłki za opłatą, to uznamy go za prowadzącego działalność zgodnie z ustawą – Prawo przedsiębiorców i wejdziemy do domu z niezapowiedzianą kontrolą - mówi Grzegorz Hudzik zastępca głównego inspektora sanitarnego.
Grzegorz Hudzik zastępca głównego inspektora sanitarnego / Dziennik Gazeta Prawna
Rośnie popularność portali meal-sharingowych, czyli takich, które umożliwiają użytkownikom zapraszanie do domów gości w celu przygotowania im posiłku za opłatą. Nie ma przy tym wymiany gotówki ani terminali płatniczych, bo płatność odbywa się poprzez portal pośredniczący. Ale poza tym niewiele różni się to od usługi gastronomicznej. Czy wymogi sanitarne, jakie muszą spełnić lokale gastronomiczne, dotyczą osób prywatnych, które oferują odpłatne posiłki we własnych domach?
Odstępstwa od obowiązku spełniania wymagań określonych w prawie żywnościowym zawarte są w m.in. dokumencie pt. „Zbiór wytycznych w zakresie wdrażania niektórych przepisów rozporządzenia (WE) nr 852/2004 w sprawie higieny środków spożywczych”, opublikowanym na stronie internetowej Komisji Europejskiej oraz dostępnym na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Prawo żywnościowe ma zastosowanie do przedsiębiorstw, których specyfika działania zakłada pewną ciągłość oraz pewien stopień organizacji. Osoba, która oferuje, przygotowuje, przechowuje i podaje żywność sporadycznie i na małą skalę, nie może być uznana za „przedsiębiorstwo” i nie podlega wymaganiom prawodawstwa higienicznego. Kluczowa jest zatem ciągłość, powtarzalność działania. Jeśli jednak nie jest to sytuacja sporadyczna, to osoby zapraszające na odpłatne posiłki w świetle polskiego prawa podlegają podobnym wymaganiom, jak chociażby restauratorzy. Ponoszą z tego tytułu odpowiedzialność, a warunki, w jakich przygotowują żywność, muszą być zgodne z przepisami.
Portale meal-sharingowe robią jednak wszystko, żeby działalność kucharzy nie podlegała pod prawo lokalne. W regulaminach zastrzegają postanowienia zakazujące zarabiania. Na przykład wymagają, by kwoty płacone przez gości jedynie pokrywały koszty przygotowywania posiłków. Czy w ten sposób mogą uciec przed przepisami?
Jeszcze raz powtórzę, kluczowa jest ciągłość działalności, a nie sposób jej rozliczania. Prawo żywnościowe wyraźnie wskazuje, że osoba produkująca żywność w sposób regularny powinna zgłosić ten fakt do Państwowej Inspekcji Sanitarnej oraz działać zgodnie z zakresem zarejestrowanej działalności. Warunki lokalowe i sanitarne muszą również spełniać określone wymogi. Tylko wtedy można legalnie zarabiać na żywności czy też się nią dzielić.
Na rynku funkcjonują też portale meal-sharingowe umożliwiające pośrednictwo w usłudze: kucharz przygotowuje posiłki, a odbiorca odbiera je z jego domu osobiście lub poprzez kuriera. Czy to już działalność gospodarcza?
No cóż, nie muszę chyba mówić, że brzmi to jak typowe zamówienie żywności z lokalu gastronomicznego. Przykładowo – w kontekście bezpieczeństwa żywności – jeśli ktoś robi to cyklicznie raz w tygodniu lub codziennie, jest podmiotem działającym na rynku spożywczym, ponieważ jego działalność nie ma charakteru sporadycznego.
Czy portale meal-sharingowe stwarzają zagrożenie dla konsumentów?
Osobiście dziwię się konsumentom, którzy chcą jeść posiłek u kogoś, nie mając przy tym wiedzy, z jakich produktów został on przygotowany albo w jakich warunkach. Przecież w przypadku ewentualnego zatrucia pokarmowego będzie bardzo trudno udowodnić, że stało się to w wyniku skonsumowania posiłku u obcej osoby. Posiłki przygotowywane w ramach ekonomii współdzielenia mogą być oczywiście przepyszne i egzotyczne, ale nie wiadomo, czy zostały przygotowane z bezpiecznych składników. Zwracam uwagę, że spożycie mięsa bez odpowiednich badań może nieść za sobą ryzyko chorób takich jak np. włośnica. Gdy skonsumuje je 10 czy 15 osób, to będziemy mieli poważny incydent.
A czy same portale meal-sharingowe powinny spełniać obowiązki z prawa żywnościowego?
Myślę, że one się bronią, mówiąc, iż są jedynie pośrednikami technologicznymi. Ciężar przestrzegania przepisów żywnościowych spoczywa głównie na przygotowujących posiłki.
Czy przepisy dają sanepidowi prawo wejścia do domu, w którym przygotowywana jest żywność?
Tak, ale tylko jeśli ktoś prowadzi działalność. Jeżeli nie mamy zgłoszonej działalności, a ktoś przygotowuje posiłki sporadycznie poprzez portal meal-sharingowy, to możemy wejść do jego lokalu z eskortą policji, ale tylko w przypadku wystąpienia określonego zagrożenia epidemiologicznego. Ale jeżeli ktoś regularnie ogłasza się na portalu meal-sharingowym, to uznamy go za prowadzącego działalność zgodnie z ustawą – Prawo przedsiębiorców i wejdziemy do domu z niezapowiedzianą kontrolą. Zgodnie z przepisami prawa żywnościowego taka działalność odpowiada bowiem szerokiej definicji przedsiębiorstwa spożywczego, którym jest „przedsiębiorstwo publiczne lub prywatne, typu non-profit lub nie, prowadzące jakąkolwiek działalność związaną z jakimkolwiek etapem produkcji, przetwarzania i dystrybucji żywności”. Nie jest to równoznaczne z prowadzeniem działalności gospodarczej jako firma.
W Europie portale meal-sharingowe działają na dużo większą skalę i ustawodawcy poszczególnych państw podejmują już próby uregulowania takiej działalności. Mówi się np. o wprowadzeniu limitu gości lub maksymalnej kwoty, jaką można zarobić. Ale to kwestie pozostające głównie w sferze biznesowej…
Zgadza się. Myślę, że na szczeblu unijnym powinny zostać stworzone dodatkowe wytyczne, które ujednoliciłyby podejście do tego typu działalności. A biznes w tym wypadku ma drugorzędne znaczenie. Najważniejsze jest bezpieczeństwo konsumentów, które w przypadku portali meal-sharingowych musi być również zachowane.
Skoro portale działają w szarej strefie, to kiedy GIS się nimi zajmie?
Portale są legalne. Problematyczne jest to, kiedy „Panią Kowalską” można uznać za „przedsiębiorstwo”. Ocena konkretnego przypadku zawsze należeć będzie do powiatowych inspektorów sanitarnych. Jestem przekonany, że będą oni interweniować, gdy działając pod płaszczykiem idei gospodarki współdzielenia, przedsiębiorca będzie próbować omijać prawo.
Ale portale zdobywają już dziś popularność w Polsce i zwiększa się liczba osób przygotowujących i konsumujących posiłki dzięki ich pośrednictwu. Czy naprawdę potrzeba trupa, aby Państwowa Inspekcja Sanitarna zajęła się sprawą?
Trup to kwestia prawa karnego, a nie żywnościowego. Ale nawet przy błahym zatruciu, nikt nie zwalnia osoby gotującej od odpowiedzialności cywilnej. Nie wiem, czy pan wie, ale Państwowa Inspekcja Sanitarna wykonuje w zakresie bezpieczeństwa żywności i żywienia ponad 20 tys. kontroli interwencyjnych rocznie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sprawdzić również działalność tego typu.
Oprócz portali meal-sharingowych sporą popularność w dużych polskich miastach zdobywa zamawianie posiłków poprzez aplikację Uber Eats. Nadzór nad żywnością od momentu jej przygotowania do momentu, aż trafi do konsumenta, musi być stale zachowany. Pytanie, czy w przypadku Uber Eats taki nadzór istnieje?
Restaurator współpracujący z Uber Eats stale odpowiada za jakość swoich posiłków. Taki przedsiębiorca powinien dobierać sobie kooperantów w ten sposób, aby zostały zachowane higieniczne warunki dostawy. W przypadku kurierów firm takich jak Uber Eats pudełka termiczne powinny być zbudowane z materiałów, które mogą być wykorzystywane do przewozu żywności zgodnie z prawem. Istotne jest też, czy torby kurierów są odpowiednio myte i dezynfekowane. A jeśli już, to czy robi się to należycie. Zgodnie z naszą wiedzą firma Uber nie występowała do Państwowej Inspekcji Sanitarnej z żadnym wnioskiem o rejestrację jako podmiot zajmujący się pośrednictwem w sprzedaży żywności oraz przewozem posiłków do konsumentów.
Czy sanepid może skontrolować kuriera Uber Eats?
Tak. Jeżeli okaże się, że ma on zanieczyszczony pojemnik transportowy i jako osoba też pozostawia wiele do życzenia w kwestii higieny, to na niego można nałożyć grzywnę za nieprzestrzeganie zasad sanitarnych. Sama wymówka, że torba kurierska jest termiczna, to za mało. Mogę sobie przecież zamówić galaretkę wieprzową i wówczas zwykła torba termiczna będzie niewystarczająca. W dalszej kolejności istotne są również warunki współpracy lokalu gastronomicznego z firmą Uber.
Firma Uber mówi, że jest jedynie pośrednikiem technologicznym, nie przedsiębiorstwem zajmującym się dostawami żywności.
Skoro firma organizuje pracę kurierów i dostarcza im własne pojemniki do przewożenia żywności, to nie może stosować tego typu wymówek. Realizujący transport muszą spełnić warunki sanitarne i higieniczne przewozu żywności. W związku z tym właściwym krokiem takiej firmy jest rejestracja jako podmiot zajmujący się pośrednictwem w sprzedaży żywności przewozem posiłków do konsumentów.
Uber twierdzi, że jest platformą technologiczną, a kurierzy to nie jego pracownicy, lecz partnerzy.
Skoro firma organizuje proces dostaw żywności i warunki pracy kurierów, to bierze za nich odpowiedzialność. Musi więc też ich poinstruować, co mają zrobić w momencie, gdy np. przewrócą się na rowerze, a posiłek wyleje się po całej torbie. Nie zdziwiłbym się, gdyby tacy kurierzy, chcąc zarobić, zatuszowali taki wypadek. Nie może być tak, że konsument ma jedynie prawo złożenia skargi na kuriera. Bo on może nie mieć świadomości, że doszło do jakiegokolwiek incydentu. Przecież dobre imię lokalu gastronomicznego może być zszargane w momencie, gdy kurier dostarczy posiłek brudny lub wywrócony do góry dnem. Chytrze sprokurowane umowy pomiędzy lokalami i kurierami a Uberem nie znoszą odpowiedzialności z tego ostatniego. Samych kurierów rozumiem, bo wiem, że chcą zarobić. Ale prawda jest taka, że zgłoszenie się do Państwowej Inspekcji Sanitarnej jako rozwoziciel żywności jest bardzo proste.
Gdzie się nie rozejrzę w Warszawie, to widzę kurierów Uber Eats. Skala działalności rośnie. Czy planują państwo kontrole?
Tak. Na razie, zastanawiamy się jednak nad formą kontroli tego typu działalności. W trakcie kontroli przeprowadzanych w sezonie letnim Państwowa Inspekcja Sanitarna sprawdzi m.in. warunki dostaw żywności do konsumentów. ©℗