Postawmy sprawę jasno – doroczne Zgromadzenie Izby Adwokackiej w Warszawie wyraźnie powiedziało stanowcze „dość” takiej formie samorządności, jaką oferują nam obecni działacze.

Głos Zgromadzenia, choć niezwerbalizowany wprost, jest dobrze słyszalny. To głos kilku tysięcy nieobecnych adwokatów, którzy nie wzięli udziału w Zgromadzeniu. W końcowej jego części, na te kilka tysięcy osób uprawnionych do głosowania, uchwały podejmowało ledwie niewiele ponad 100. Jakby zliczyć wszystkich adwokatów pełniących funkcję w samorządzie (członków ORA, sędziów SD, rzeczników dyscyplinarnych, członków wszelakich i licznych komisji) to okaże się, że nawet oni wszyscy, choć nierzadko otrzymują należne im wynagrodzenie ze środków samorządowych, przynajmniej nie dotrwali do końca Zgromadzenia.

To nie żaden feler demokracji, to nie wina adwokatów, że nie chcą brać udziału w Zgromadzeniu. To katastrofa i klęska obecnego samorządu, której wyrazem jest absencja właściwie całej społeczności stołecznej Palestry na Zgromadzeniu. Dlaczego tak się dzieje?